Artykuły

W Teatrze Studio trwa festiwal twórczości Petera Turriniego [na zdjęciu], dramatopisarz odwiedził z tej okazji Warszawę.

Trudno znaleźć obelgę, której Peter Turrini nie skierowałby przeciw swojemu narodowi. Austriacki dramaturg od lat psuje politykę turystyczną swojego kraju. Jak na skandalizującego pisarza przystało, wygrzebuje i obnaża zakłamanie polityków i manipulacyjne zabiegi mediów. Wielokrotnie stawał się bohaterem skandali obyczajowych. To w jego sztuce "Świniobicie" po raz pierwszy wystąpili nadzy aktorzy. Sprzed pałacu prezydenckiego usuwała go policja, gdy wypominał urzędującemu Kurtowi Waldheimowi jego przeszłość. Sam autor uważa się jednak za obrońcę prawdy, który pisze z perspektywy najsłabszych. Trzy z jego sztuk wystawił Zbigniew Brzoza w Teatrze Studio ("Alpejskie zorze", "Nareszcie koniec", "Miłość na Madagaskarze"). W aluzyjny sposób mówią one o ludzkiej samotności w świecie mediów i systemowych manipulacji. Tym razem jednak publiczność poznaje Turriniego od bardziej radykalnej i intymnej strony. Odważny, ostry dramat "Grillparzer w sex-shopie" przeczytali w sobotę Barbara Lauks i Bronisław Wrocławski. Niedziela to dzień konfliktów z państwem policyjnym (prezentacja filmu na podstawie noweli Turriniego o życiu Johanna Nepomuka Nestroya) i samym autorem (dyskusja po czytaniu sztuki "Przedstawienie"). Artysta z kilkakrotnych pobytów w Polsce najlepiej zapamiętał właśnie atmosferę burzliwych dysput. Dowiedziawszy się o ostatnich niepodlegających dyskusji decyzjach warszawskich władz związanych z ingerencją w działania artystów na Pradze, nie okazał jednak zaskoczenia: - Sama decyzja wcale mnie nie dziwi. Raczej jej bezpośrednia, prostolinijna forma - mówił Turrini na godzinę po przyjeździe do Warszawy - W Austrii teatr od razu by zamknięto. Ale z powodu zepsutego ogrzewania.