O dwóch niebieskich ptakach
STARY Arystofanes przewróciłby się w grobie. Orkiestra zaczyna od krakowiaka, którego później skrzyżuje z boogie woogie, każąc aktorom swawolnie pląsać, a Chór złożony z ludków przystrojonych w ptasie piórka, śpiewa "Albośmy to jacy ptacy". Śpiewa jeszcze wiele innych rzeczy i mają się one wszystkie tak do Arystfanesa, jak nie przymierzając współczesne "dżinsy" do stroju Hamleta. Ba, a dwóch arystofanejskich ateńczyków, co to porzucili miasto i wyemigrowali do królestwa ptaków, otrzymało tu swojsko brzmiące nazwiska - Walczak i Nowak, takich dwóch niebieskich ptaków, szukających w wolnym świecie pieczonych gołąbków. I oto prawie już jesteśmy w domu. Z "Ptaków" najwybitniejszego komediopisarza starożytności ostał się pod piórem Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Jareckiego w warszawskim Teatrze Dramatycznym - tytuł i obszar między niebem a ziemią, na którym tu się wszystko rozgrywa. Wyczyniał na nim swawolne harce Arystofanes, mówiąc o swych współczesnych wiele rzeczy złośliwych. I wyczyniają harce dwaj współcześni autorzy. Można skacząc powrócić na tę ziemię, co też czyni Nowak, gdy mu się nie powiedzie i gdy zwycięski kompan uczyni zeń parobka. Ale w tym świecie między niebem i ziemią odnalazłby siebie i stary polonus z gęba pełną "Polski - przedmurze" i ,,Polski - pępki świata". Wszystko już chyba jasne. Ubaw? Nie w całości. Drugi akt np. jest niemrawy, a w mnóstwie dowcipów - wiele pustych, ogranych. Gdybyż jeszcze Konrad Swinarski - reżyser - wydobył głębszy sens przegranej Nowaka; że w tym wolnym świecie wygrywa ten, kto depcząc umie iść do celu, że szczęście jednych powstaje tu kosztem drugich. Wiesław Gołas jako Nowak niczego tu w sensie aktorskim nie odkrywa. Jest jak zwykle wyborny w swej clownadzie i pantomimie. A jeśli jeszcze powiemy, że do towarzystwa otrzymał wesołka takiej miary jak Stanisław Gawlik - Walczak - to już wszystko będzie powiedziane.