Artykuły

Odchodzę z teatru

- Odchodzę z teatru. Teatr, który dziś mamy, jest dla mnie czymś osobliwym, dziwnym. Zupełnie obcym. Nie umiem się w nim odnaleźć - mówi ANDRZEJ ŁAPICKI, który spektaklem "EuroCity (Z Przemyśla do Przeszowy)" w Teatrze Polskim w Warszawie żegna się z zawodem reżysera.

- Nie jest to łatwa decyzja, dlatego rozłożyłem ją na raty. Dziesięć lat temu obiecałem, że odejdę z aktorstwa rolą Radosta w "Ślubach panieńskich" Fredry w Teatrze Powszechnym w Warszawie. I słowa dotrzymałem, chociaż wszyscy uważali, że to niemożliwe.

Teraz doszedłem do wniosku, że czas zakończyć reżyserię. Jestem na nią po prostu za stary. Do tej pracy potrzeba sporo sił, a przede wszystkim wiary w teatr, który jest.

Ja tę wiarę straciłem. Ktoś, kto nie wierzy w Boga, nie chodzi do kościoła - to logiczne. Teatr, który dziś mamy, jest dla mnie czymś osobliwym, dziwnym. Zupełnie obcym. Nie umiem się w nim odnaleźć. Reżyser powinien pracować w teatrze, jeśli weń wierzy. Bo tak coś w ogóle klecić, to mi się za bardzo nie chce.

Współczesnemu widzowi podobają się rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć. Tak się dzieje nie tylko w Polsce, ale w ogóle, na świecie. Nie wiem, dlaczego i nie chce mi się nawet dociekać. Wina prawdopodobnie - a nawet na pewno - jest po mojej stronie.

Ostatnia reżyserowana przeze mnie sztuka "Z Przemyśla do Przeszowy" - która w środę będzie miała premierę w warszawskim Teatrze Polskim - to Aleksander Fredro nieznany, utwór od stu lat niewystawiany. Zabawny, całkiem nowocześnie napisany i, rzec można, odkrywczy. Oczywiście nie w tej starożytnej - jak na dzisiejsze czasy - formie. Uznałem, że odkrycie autora, iż zmieniamy się wraz z postępem cywilizacyjnym, jest bardzo inteligentne. Wynalazek maszyny parowej na przykład miał wpływ na ludzkie zachowanie. Na sposób naszego postępowania, na fakt, jak zaczęliśmy postrzegać drugiego człowieka i świat. Od strony czysto obyczajowych spostrzeżeń jest to ciekawe i zawsze aktualne ujęcie.

"Z Przemyśla do Przeszowy" to nie jest wielka sztuka, lecz krotochwila, jednakowoż oryginalnie napisana. Nie ma ciągłej akcji zakomponowanej z przewrotnością, do czego nas Fredro przyzwyczaił, jest tylko wiele skeczy. Obrazków rodzajowych połączonych faktem, że wszyscy bohaterowie jadą koleją. Jak w wielu amerykańskich filmach o tym, że ludzie inaczej zachowują się w zbiorowości, gdy wyłączeni są z normalnego trybu życia, między innymi dzięki podróży pociągiem. Oprócz wielu zabawnych obyczajowych spostrzeżeń są tu także świetnie naszkicowane, rodzajowe postacie.

Najciekawsze jest to, że to ostatnia sztuka Aleksandra Fredry, jaką znaleziono u niego w szufladzie. Tyle jego komedii w swoim życiu zrobiłem - ponad dwadzieścia - że pomyślałem sobie, iż działalność reżyserską warto byłoby zakończyć również jego sztuką. Tą ostatnią.

***

Andrzej Łapicki, mistrz teatralnego stylu, autor klasycznych inscenizacji komedii Aleksandra Fredry, od którego młodsi aktorzy uczą się, z której kulisy wejść na scenę, jak uklęknąć i mówić wierszem. Uczestnik ekskluzywnych kawiarnianych debat z Gustawem Holoubkiem i Tadeuszem Konwickim. Urodził się 81 lat temu w Rydze. Skończył gimnazjum Batorego w Warszawie, studiował aktorstwo w tajnym Instytucie Sztuki Teatralnej. Debiutował w 1945 r. rolą Jaśka w "Weselu" w reżyserii Jacka Woszczerowicza. Był prezesem ZASP.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji