Artykuły

W tym szaleństwie jest metoda

"Hamlet" w reż. André Hübnera-Ochodlo w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Joanna Skiba w Gazecie Wyborczej.

"Hamlet" - pierwsza w nowym sezonie artystycznym premiera w częstochowskim teatrze. Spektakl klasy mistrzowskiej, który nie wstyd będzie pokazać na festiwalach? A może rzecz ambitnie przedobrzona? Oto jest pytanie

Tak intrygująco pokazanej modlitwy Klaudiusza dotąd nic oglądałam. Adam Hutyra zachowuje się jak opętany, prowadzi dialog sam ze sobą, na dwa głosy - normalny i chrapliwy warkot - na przemian żebrząc u Boga o odkupienie i wątpiąc w nie. I jeszcze w żadnej z obejrzanych inscenizacji nie widziałam tyle starania włożonego w oddanie ewolucji związku Klaudiusza z Gertrudą (Teresaa Dzielska). Wiemy: ona- wdowa po królu Danii, on -jego brat; pobrali się zaledwie dwa miesiące po zagadkowej śmierci poprzedniego władcy. Tym sposobem Klaudiusz zdobył tron, choć ten należał się bratankowi Hamletowi (Maciej Półtorak). Para królewska chętnie demonstruje swe szczęście (te głodne spojrzenia, to szukanie wzajemnej bliskości - aż po tete-a-tete na fortepianie). Z czasem demonstracje coraz mniej udolnie maskują nerwowość Klaudiusza, widać spod nich, jak manipuluje żoną, niespokojny o posadę władcy. A im silniejsze emocje ogarniają męża, tym bardziej żona stygnie. Ładnie nakłada się na to przejście druga przemiana. Na początku Klaudiusz w białym stroju, spokojny i władczy, kontrastuje z gniewnym, wybuchowym Hamletem w czerni. Z czasem król coraz częściej działa gwałtownie, książę - coraz częściej na zimno. W scenie modlitwy leżą obok siebie w podobnych pozach, pozytyw i negatyw tego samego obrazka. I wreszcie finał: Hamlet w białym stroju, spokojny i władczy, a obok Klaudiusz w czerni, pełen niecierpliwego gniewu. Gertruda jest już odeń bardzo daleko...

Albo pomysłowa scena ze spektaklem. Słychać tylko głosy wędrownych aktorów, więc widz skupia wzrok na czymś znacznie ważniejszym - twarzy króla pokazywanej na dużych ekranach. Tak jak Hamlet bada, czy Klaudiusz zareaguje na moment otrucia, demaskując się tym samym.

Były owacje na stojąco. Były komentarze: - No, nareszcie sztuka, z którą nie wstyd będzie gdzieś pojechać, coś ambitnego, klasy mistrzowskiej... Sama jednak częstochowskiej inscenizacji nie kupuję: za dużo krzyku.

Teksty Szekspira są wyraziste, z ekspresją trzeba przy nich ostrożnie. Zresztą sam autor ustami Hamleta takie daje rady: "Używaj gestów oszczędnie: w najdzikszym zamęcie, wirze, nawałnicy namiętności trzeba dyscypliny [...]. Rani mnie do żywego, kiedy słyszę, jak jakiś krzykacz w peruce drze się tak, że rwie namiętność w strzępy i szmaty; a tymczasem ogłuszona galeria i tak nic nie rozumie z tego pokazu miotania się i wrzasku. [...] Wszelka przesada kłóci się z celem teatru" (akt III, rozmowa z aktorami, tłum. Stanisław Barańczak).

Przykład z innej bajki. Prawie w tym samym czasie powstały dwa filmy o Ryszardzie III. Pierwszy to adaptacja Szekspirowskiego dramatu zrobiona w 1995 roku przez Richarda Loncrainc'a. Rok później Al Pacino nakręcił "Sposób na Szekspira" - o tym, jak realizuje "Ryszarda" ze sobą w roli tytułowej. W pierwszej ekranizacji gra Ian McKellen;jest absolutnie spokojny, ale to przy nim widzowi dreszcze płyną po plecach. Starannie diaboliczny Pacino nie wywołuje tego efektu. Teraz rzut okiem na półkę z honorami: "Ryszard..." - nagroda BAFTA i Srebrny Niedźwiedź na Berlinale, nie licząc nominacji, plus nominacje do Złotego Globu i Oscara. Żadnego z tych wyróżnień "Sposób..." nawet nie powąchał.

W częstochowskim teatrze mamy nadekspresyjnego, miotającego się Hamleta. Aktor jest świetny, takiej pasji tylko gratulować. Tyle że eksplodujące emocjami sceny książęcych ekscesów, choć robią wrażenie, szybko nużą - cały czas na najwyższej nucie. Patrzę, patrzę... Najsłynniejsza tragedia świata, uznany reżyser - i coś takiego?! Czy fortepian niestrojny, czyżby muzyk się mylił? Nawet nie dopuszczam takiej myśli. Gdzieś musi być klucz, myśl, która każe reżyserowi zamieniać tragicznego księcia w postać z groteski, rzucać nim samym i innymi bohaterami o ścianę na środku sceny. Jeden mam trop - my na widowni jesteśmy jak dworacy z Elsynoru, gapimy się z wytrzeszczonymi oczami na szarżującego Hamleta, nie wiemy, co on wyprawia, i męczymy się okropnie. W końcu od krzyku i szarży atmosfera gęstnieje, staje się nieznośna, dusi jak senna zmora.

Rozumiem. Ale wciąż nie kupuję. Także dlatego że kilka monologów, z wielkim na czele, ma postać songu. Wykonanego oczywiście w charakterystycznej dla songów manierze, czyli - ujmę to prostacko - wykrzyczanego do mikrofonu. "Być albo nie być" brzmi tu bardzo stanowczo, wcale nie jak tekst o wątpliwościach, o niepewności. Rozziew między tą formą a treścią szokuje. W dodatku treść nie jest łatwa, trzeba się skupić, idąc za myślą autora. Ma też swoją logikę. Tę jednak diabli wzięli, bo Hamlet nie podporządkowuje tekstu jego logice, lecz rytmowi muzyki. Rezultat - tam, gdzie powinno się ciągnąć myśl, musi zrobić pauzę. - Zrozumiał pan, o co chodziło w tej pieśni? - spytałam znajomego, co też siedział na widowni. Spąsowiał i przyznał: - Nie. Ale bardzo to było przejmujące.

Szekspir osiągał identyczny efekt przez "słowa, słowa, słowa..."; może częstochowska inscenizacja ma wywoływać impresje inną metodą? Może reżyser założył, że tekst i tak wszyscy znają, rozumieją, więc trzeba mu tylko nowej formy, by uzyskał nową siłę rażenia?

Mnóstwo zresztą tego tekstu pominął, tnąc sceny (m.in. wspomniana wyżej rozmowa z aktorami), nawet całe wątki (Fortynbras). Cóż, dlaczego nie? Uprościł akcję, pognał ją do przodu... Ale niektórych rzeczy szkoda, z Horacego np. nie zostało prawie nic. Gorzej, że czystki zmieniły Poloniusza (Piotr Machalica). Z najbardziej odrażającej postaci dramatu, gdy odjęto jej okazję do demaskowania się w słowach, powstał ktoś krzepiąco zwyczajny - taki trochę służbisty pierdoła, sympatyczny nawet. Zmieniły też Hamleta. Z tragicznej, tajemniczo skomplikowanej postaci został młodzik rozwścieczony do białości, bo pozbawiony nagle tego, co przyzwyczaił się uważać za swoją własność - matki i spuścizny po ojcu. Tylko tyle zobaczyłam. Czyżby aż tak bardzo mi się wzrok zepsuł?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji