Artykuły

Cud w Salem

Artur Miller należy do postępowych pisarzy amerykańskich, poruszających odważnie problemy reakcji i rasizmu. W latach 1947-48 grana była w Polsce jego sztuka "Wszyscy moi synowie",a w tym sezonie teatralnym odbędzie się niejako festiwal sztuk A.Millera,gdyż na wielu scenach ujrzymy "Proces w Salem","Śmierć komiwojażera" i "Widok z mostu". "Proces w Salem" Millera był też przerobiony na scenariusz filmowy przez J.Sartre'a i zyskał sobie wielką sławę.

"Proces w Salem" porusza najważniejszą sprawę wszystkich czasów,a więc i współczesności nieograniczonej bynajmniej do Ameryki okrucieństwo,zacofania i walkę o swobodę; mówienia prawdy,a od tego do śmierci...nie więcej niż jeden krok. Miller pisał swoi utwór w r. 1955,w okresie nasilenia w Ameryce działalności Mac-Carthy'ego, słynnych fałszowanych procesów i śledztw,prowadzonych przez komisje,do badania działalności antyamerykańskiej. Dramaturg sięgnął do autentycznego zdarzeń z XVII wieku,do historii która wydarzyła się w małym amerykańskim miasteczku Salem gdzie rzekomo działały moce diabelskie. W poszukiwaniu szatana poddawano torturom dziesiątki mieszkańców. Szalała Inkwizycja. Sumienie przestało być sprawą osobistą i podlegało administracji państwowej. Terror stosowano już nie tylko indywidualnie; ogarniał coraz szersze kręgi,stawiając poza społeczeństwem ludzi odważnych. Potworny sąd pod przewodnictwem gubernatora prowincji posyłał na szafot najzacniejszych ludzi,oskarżonych o konszachty z Lucyferem. Danforth (zastępca gubernatora) twardo i konsekwentnie przeprowadza procesy do końca. Może nawet i sam już wątpi (dobra gra Płotnickiego) w prawdziwość oskarżenia,ale uważa, że nie wolno mu dopuścić do jakichkolwiek wątpliwości. Albo musi być usprawiedliwiona egzekucja tych,których już stracono albo... dalsze ofiary. Taką alternatywę władzy, opartej na zacofaniu i terrorze,rysuje właśnie dramat Millera. "Polowanie na czarownice - pisze autor - były czymś więcej, niż zwykłym przejawem terroru. Stwarzały zdawna wyczekiwaną okazję dla wszystkich chętnych do publicznego wyznawania grzechów i win,pod pretekstem oskarżenia, rzuconego przeciw ofierze... Można było teraz jawnie dawać wyraz zadawnionej nienawiści do sąsiadów,można było mścić się,chociaż biblia nakazywała miłosierdzie. Można było nie tylko oskarżyć sąsiada o konszachty z diabłem,ale na dodatek być usprawiedliwionym we własnym sumieniu. Stare porachunki wyrównywano na płaszczyźnie walki Boga z Lucyperem. Podejrzliwość i zawiść nieszczęśliwych względem tych,którym się powiodło,znalazły ujście w powszechnym wybuchu mściwości". Rozniecona przez,miejscowego pastora i jego popleczników masowa histeria ogarnia prawie wszystkich mieszkańców. Większość z nich zaczyna wierzyć w machinacje diabelskie i ulega psychozie,wywołanej przez przewrotną dziewczynę,która chce usunąć kobietę,zagradzającą jej drogę do zdobycia ukochanego mężczyzny. Abigail mogła rozpętać katastrofę,ponieważ iskra,którą rzuciła,padła na beczkę prochu. Miller obnaża straszliwą grozę ślepoty i fanatyzmu, żywiołową siłę ciemnoty i zabobonu,rodowodów "cudów" i zbrodni. Lecz w utworze tym występują również elementy głęboko optymistyczne: Rebeka Nurse,John Proctor i Elizabeth Proctor nawet za cenę życia nie upodlą się,nie przyznają się do kłamstwa. Szczególnie wstrząsająca jest ostatnia scena, Proctor wyznaje,że kocha życie,że nie chce umierać nawet w aureoli świętego,ale gdy fałszywe jego zeznanie ma załamać innych - decyduje się pójść na szubienicę. Dobro zwycięża. Prawda okazuje się mocniejsza,niż pragnienie życia. Pracowity farmer Proctor jest wierzącym chrześcijaninem,ale razi go kult i liturgia kościelna,gdy uosobieniem jej jest chciwy,bezideowy pastor Samuel Parris. Dramat Millera na scenie warszawskiej unika jednak schematycznego uproszczenia. Moralna i ideowa postawa sług Kościoła nie jest bynajmniej jednolita. Fanatycznie zrazu wierzący, później chwiejny,a w końcu wręcz wątpiący pastor Hale próbuje ratować życie Proctora. Sztuka jest surowa i przerażająca i taki też jest spektakl w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w reżyserii Ludwika Rene. Rene wvdobył przede wszystkim filozoficzny wątek sztuki - jej wartości społeczne i moralne,usuwając na plan dalszy wątek obyczajowy i erotyczny(miłość Abigail i Proctora). Cały zespól aktorski świetnie wypełnił koncepcją reżysera. Halina Mikołajska stworzyła bardzo interesującą postać kochającej i zazdrosnej żony,choć może była zbyt wysublimowana w roli Elizabeth Proctor i przypominała nieco swą niezapomnianą rolę Ethel Rosenberg. Jan Świderski znowu powiększył swój dorobek artystyczny wielką kreacją aktorską. Jego Proctor jest pełen prostoty i hamowanej siły. Trudno mu się pogodzić z przewrotnością ludzką i sam do końca zachowuje prawość człowieczą bez patosu i koturnów. Abigail w wykonaniu Barbary Krafftówny nie dość przekonywała o miłości Proctora do siebie,nie była tak szalona w swej bezsilności,jak można ją sobie wyobrazić na podstawie utworu,ale też niewiele dano jej miejsca dla pełnego"wygrania"swej roli w przedstawieniu warszawskim. Ciekawie zindywidualizowane były dziewczęta z Salem,opętane przez Abigail a zwłaszcza Mary Warren(Janina Traczykówna)stająca się głównym świadkiem w procesie. Trudną rolę pastora Hale w sposób głęboki i dyskretny odtworzy Ignacy Gogolewski.

Przedstawienie "Procesu w Salem" jest ogromnym wydarzeniem w naszym życiu teatralnym. Wartość tego dramatu jest również trwała,jak trwała jest walka z ciemnotą i zabobonem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji