Artykuły

Tragedia sumień ludzkich

Arthur Miller: Proces w Salem, przekł. W. Komarnickiej i K. Tarnowskiej. Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy. Reżys. Ludwik Rene. Scenografia: Jan Kosiński. Muzyka: Tadeusz Baird.

SZTUKA,której tytuł brzmi w przekładzie polskim "Proces w Salem" w oryginale nazywała się "The crucible",co w dosłownym znaczeniu brzmi "Tygiel",a tu miałoby oznaczać straszliwy kocioł czarownic. W przeróbce filmowej Sartre'a nosiła tytuł "Czarownice z Salem". Sztuka ta zrobiła największą karierę ze wszystkich sztuk świetnego amerykańskiego pisarza Artura Millera,mimo że inne jego utwory,jak "Śmierć komiwojażera",czy "Widok z mostu" przewyższają ją silą artystycznego wyrazu. Niesłychane powodzenie "Czarownic z Salem"na wszystkich niemal scenach świata,przeróbka filmowa dokonana przez jednego z najwybitniejszych pisarzy Francji tłumaczą się między innymi tym,że utwór ten napisany jako protest przeciwko fałszowanym procesom w Stanach Zjednoczonych w niesławnym okresie makkartyzmu,porusza niezmiernie doniosłe ludzkie zagadnienie paczenia sumień ludzkich pod naciskiem terroru. Jest to sztuka,przerażająca,jedna z tych,na które patrząc widz zaciska,pięści w głuchej bezsilności,wobec obrazów przemocy depcącej ludzi najlepszych a windującej na piedestał świętości małe ludzkie kanalie. Proces przeciwko miastu rozpętany przez zazdrosną dziewkę,którą otoczono aureolą świętości musi wstrząsnąć sumieniami widzów.

W Teatrze Dramatycznym,do którego wysokiej jakości niejako na kredyt mamy pełne zaufanie,sztukę Millera reżyserował Ludwik Rene. Mimo że wybrnął zwycięsko z niemałych jej trudności,mimo wspaniałych wprost kreacji aktorskich,o których powiem za chwilę,można by do niego mieć chyba pewne pretensje. Pierwsza z nich tyczyłaby się przesunięcia głównych bohaterów tragedii Johna i Elisabeth Proctorów do innej klasy społecznej niż ta,do której należą. Wiemy,że Proctorowie są farmerami,uwidacznia się to po wiele razy w tekście. Tu jednak robią wrażenie pary inteligentów. U Millera cios,który spada na głowy tych pięknych,czystych i rozumnych ludzi jest tym okrutniejszy,że zadany tym,którzy dla swej uczciwości nie mają żadnego poparcia w filozoficznych rozważaniach. Para,którą my widzimy takiego wrażenia nie robi. Może do tego nieporozumienia przyczyniło się to,że przekład nie zróżniczkował wcale języka,jakim przemawiają wysocy urzędnicy a prości ludzie,gdy w oryginale ta różnica istnieje i w amerykańskim spektaklu była mocno podkreślona. Druga pretensją jest może zbytnia krzykliwość dziewcząt,udających szatańskie ataki. Tyczy się to przede wszystkim aktu I,gdyż w zakończeniu te wrzaski stuszowane, robią stokroć bardziej przejmujące wrażenie. Trzecią wreszcie,pewne przewlekanie scen tragicznych,w których ciosy (zwłaszcza,w scenie badania Proctora przez sędziów)powinny padać,jak porażające pioruny. Ale to wszystko wynagradza wstrząsająca bogactwem środków dramatycznych gra aktorska. Mowa tu będzie przede wszystkim o Halinie Mikołajskiej w roli Elisabeth,Janie Świderskim w roli jej męża Johna. Trzeci w czołowej trójce to Ignacy Gogolewski jako pastor Hale. Mikołajska ukazuje się widzowi najpierw jako cicha, dobra,chorowita,uwielbiająca męża i cierpiąca z powodu jego chwilowej niewierności,zapobiegliwa gospodyni,ale w i miarę posuwania się akcji sztuki rośnie niejako w oczach widza. Potworny cios,jaki w nią uderza,sprawia,że w ostatnim akcie (który jest jej małym arcydziełem),widzimy postać wysublimowaną przez cierpienie. Scena,w której John idzie na śmierć,a Elizabeth trafiona w samo serce bólem nie do zniesienia,kręci się w kółko,jak zraniona,szukająca schronienia sarna,to niezapomniany moment tej świetnej aktorskiej kreacji. Jan Świderski jako John Proctor umiał zyskać całą gorącą sympatią widzów,a uczynił to stosując zdumiewającą prostotę,środków artystycznych. Postać,jaką stworzył wraziła się nam na długo w pamięć. Uroczo zagrał uczciwego,młodego pastora,przejętego zgrozą na widok krzywd, popełnianych rzekomo w imię jego wiary - Ignacy Gogolewski. Nie było w tej grze ani cienia szarży,biła z niej prawda. Barbara Krafftówna z dużą ekspresją pokazała postać małej ladacznicy Abigail,używającej "diabelskich środków" do swego niecnego celu. Janina Traczykówna z umiarem i uczuciem zagrała rolę opętanej przez Abigail Mary Warren. Trudną rolę pastora Parrisa dźwigał na swych barkach Janusz Paluszkiewicz,potrafił nadać jej wiele indywidualnego wyrazu. Przerażającego zastępcę gubernatora zagrał trafnie Bolesław Płotnicki. Czesław Kalinowski,Stanisław Jaworski i Stefan Wroncki wryli się w wyobraźnię widzów trafnymi kreacjami. Karolina Borhardt grała z poświęceniem Murzynkę, Titubę,

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji