Damy i Huzary
Właściwie recenzja ta nie jest przeznaczoną dla tych którzy oglądali tą komedię w Toronto czy gdziekolwiek, lecz dla tych którzy z różnych powodów nie mogli ją zobaczyć. Było to jedno z serii wspaniałych widowisk, którymi uraczył nas znany nam impresario pan Jan Wojewódka. Nie jest sztuką założyć impresariat, ale sztuką jest go prowadzić, wytrwać, przetrzymać z godnością różne koleje swej działalności, tak zasłużonej dla naszej Polonii. Jest to przecież żywe podtrzymywanie naszego ducha, języka, kultury, w czym nasz udział wyraża się tylko w tym, aby kupić bilet i pójść na przedstawienie. Ile poza tym kryje się wysiłku organizacyjnego, tego z pewnością nikt nawet się nie domyśla.
Lecz wróćmy do Fredry i jego jednej z wspaniałych acz najkrótszych komedii "Damy i Huzary". Był to pokaz idealnego zharmonizowania reżyserii, scenografii i gry aktorskiej, w której prym wodził tryumwirat Dziewoński, Kobuszewski i Stępowski. Nie chcę przez to umniejszać pozostałych, którzy z pewnością dorównywali ,,wielkiej trójce".Nawet Józia, Zuzia i Fruzia (Wanda Koczeska, Barbara Sułkowska i Halina Kowalska) aczkolwiek role ich były małe, oddały je wspaniale. Szczególne i zasłużone brawa otrzymywał Jan Kobuszewski (rotmistrz) za swój komizm. Samą mimiką i poruszaniem się po scenie wywoływał burzę śmiechu. Edward Dziewoński potwierdził swe wielkie zdolności aktorskie, znane nam już z filmów i poprzednich przedstawień. Jarema Stępowski miał chyba najtrudniejszą rolę ponieważ swoją werwę i temperament utrzymywać musiał w ramach zrównoważonego duchownego.
Grał wspaniale, choć widać było że rola ta dusi go - była poprostu dla niego ,,za mała".
Alfreda Sasnawska w roli Organowej, Barbara Rylska w roli Dyndalskiej i Hanna Zembrzuska w roli Anieli, to wspaniały dobór charakterów, szczególnie w i tej komedii. Gabriela Kownacka w roli Zoffi wypadła wprost czarująco. Urzekała grą i urodą. Nie widziałem Włodzimierza Nowaka w roli porucznika. Rola ta jest dublowana. W tym dniu grał ją Janusz Gajos, znany nam aktor z seriałów telewizyjnych, pt. ,,Czterech pancernych i pies.". Jako aktora teatralnego widziałem po po raz pierwszy i przyznać muszę że dorównywał całemu zespołowi. Jego specyficzna rola lawirowania między solidarnością kolegi - żołnierza,a miłością do pięknej Zofii wymagała dużego doświadczenia aktorskiego by oddać cały komizm sytuacji i nonsensów obyczajowych panujących w ówczesnej Polsce szlacheckiej. Atmosferę komizmu i humoru wydatnie powiększyli Andrzej Fedorowicz (Grzegorz) i Włodzimierz Press (Rembo), niewątpliwie doskonali aktorzy. Ich popisem to końcowe scenki w III akcie, które potrafiły niejednemu wycisnąć łzy śmiechu.
Mistrzowskie dekoracje oprawiły całość widowiska. Nadają się one na różnej wielkości sceny (ważne dla zespołów w objeździe), zaś p. Marian Stańczak tak potrafił zastosować szczegóły i realia, że nawet w najtrudniejszych warunkach tworzy dobry i miły obraz. To samo można powiedzieć o kostiumach, choć dla mnie były "za ładne" i nieco za cukierkowe.
W sumie duże brawa ukłony zespołowi za doskonałe przedstawienie i gratulacje dla pana Wojewódki. Również składam kondolencje tym którzy przedstawienia nie widzieli - niech żałują, bo było na co się patrzeć i miło się można było zabawić.