Artykuły

Proces bez obrońcy

SPOTKANIE z twórczością Arthura Millera każe nam zapominać o bardzo istotnym,ale ciekawym zjawisku. Przecież ta twórczość narodziła się z wielkiego rozczarowania młodego chłopca, który w roku 1929 przeżywał krach wiary w doskonałość swego świata. Ale Miller nie przystanął i nie przyrósł do pozycji gniewnych osesków literackich,ani nie skamieniał w pozie cierpiętniczych - o dziwo - racjonalistów. Jednocześnie jednak jego sztuki nie są jedynie oskarżeniem konkretnego faktu historycznego,wykazaniem bezsensu jakiegoś historycznie określonego mechanizmu społecznego. Szukając wytłumaczenia samej istoty zjawiska społecznego,autor "Procesu w Salem" sięga do sumienia człowieka jednostkowego i konkretnego,ale w tym sumieniu się nie zamyka. Miller bowiem,w przeciwieństwie do wielu współczesnych pisarzy, rozwala barierę samotności człowieka. Nie czyni tego jak inni pisarze,którzy stawiając swych bohaterów w samym zgiełku współczesności albo ich fałszują,albo jeszcze głębiej zapędzają w samotność. W "The Crucible", sztuce znanej u nas z adaptacji filmowej pt. "Czarownice z Salem", a ostatnio z wystawionego na scenie Teatru Dramatycznego "Procesu w Salem",wyprowadza człowieka z,tej samotności ukazując w sztuce zło,które zatraca już swój mglisty charakter stanu lub pojęcia,a staje się realne,niemal osobowe. Nie znajdą się chyba naiwni,którzy by - sięgając do faktów inspirujących napisanie tej sztuki przez Millera - widzieli np. Mac Carthy'ego w diabelskiej skórze. Zaprzecza temu komentarz odautorski. Ale jest faktem,że diabeł - obecny, żywy i przewidziany przez autora - nadaje tej bardzo realistycznej sztuce posmak metafizyki. Ta metafizyka jest jednak bardzo blisko spokrewniona z przejawami pewnego zjawiska,jeśli nie z zakresu psychologii społecznej,to w każdym razie o zbiorowe psychozy zatrącającego. Psychozy, jak wiemy,są zaprzeczeniem działania logicznego,a,jak zauważono,pewien typ logicznego działania jest cechą owego diabła,którego "pazur" w sztuce odczuwamy. Wyjaśnienie tych pozornych sprzeczności pozostawia autor inscenizatorowi, dając mu bardzo kontretne wskazówki,jak ma wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Jeśli już zgodziliśmy się,że nie należy wiązać sztuki Millera z określonym faktem w najnowszej historii USA,jeśli zaczerpnięte z przeszłości Stanów Zjednoczonych tragiczne wydarzenia świadcząca o ciemnocie jednych,a konsekwentnej metodzie działania drugich,zainteresowanych w utrzymaniu istniejącego porządku rzeczy(tu zresztą granice zaczynają się zacierać),nie stanowią miąższu ideowego sztuki,to musielibyśmy dojść do wniosku,że współczesność tego utworu przejawia się przede wszystkim w warstwie estetyczno-moralnych poszukiwań. Gdzie jej żywotność,czym przemawia do widza? Czy tylko losami bohaterów i doskonałością współczesnej formy dramaturgicznej? Nie. Ale też na pewno nie w każdorazowym naginaniu jej do konkretnej aluzji w bezpośrednim oddziaływaniu publicystycznym,bez względu na to,czy służyłoby ono obiektywnie "dobrym" czy "złym" celom. "Proces w Salem" - podobnie jak wielki dramat grecki,do którego zresztą nawiązuje pisarz w swoim eseju "On Social Plays" - wyrasta z faktów mu współczesnych,wzbogaconych uogólnieniem,które wytrzymuje próbę czasu i przestrzeni. Ale "Proces w Salem" nie jest "mózgiem elektronowym", "załatwiającym" wszystkie pytania z zakresu etyki,społecznej."Nowy dramat grecki - pisze Miller we wspomnianym eseju,który cytuję za "Dialogiem" - będzie grecki,ponieważ będzie pojmował człowieka jako istotę społeczną,a równocześnie będzie wolny od małostkowej stronniczości licznych dramatów okresu poprzedniego". Pojmowanie człowieka jako istoty społecznej zmusza autora, pod rygorami sprzeniewierzenia się prawdzie artystycznej,do uwarunkowania go rzeczywistością społeczną w jakiej żyje,zaś pod groźbą małości dramatu- do ujęcia go w kategoriach przerastających każdą konkretną rzeczywistość społeczną,w kategoriach pewnego typu metafizyki. Dlatego aktualność brzmiących jak ostrzeżenie głosów tego dramatu sprowadzać się powinna do ostrzeżenia wynikającego z faktu,że "nie znaleziono jeszcze właściwej równowagi między ładem a wolnością". Oczywiście,analizując współczesność tej sztuki trzeba jeszcze zauważyć zjawiska pochodne od jej głównego, "metafizycznego" problemu. Znajdzie się tu i miejsce dla ideologii skażonej lub nawet zwyrodniałej,bo przecież zwyrodnieniem chrześcijaństwa był purytanizm bogobojnych osadników z Salem. Dostrzeżemy wypaczenia systemu społecznego,który miał być oparty na harmonii potrzeb duchowych i materialnych człowieka. Zaskoczy nas lawinowość procesu,który wynikł ze starcia dwu postaw społecznych, starcia interesów(nie bójmy się tego słowa)klasowych i spowodował niszczące obydwie strony zderzenie się dwu postaw moralnych. Mamy wreszcie dramat intelektualisty,który obrócony plecami do rzeczywistości,podpala lont i nie może opanować ognia. Nie wolno,oczywiście,przeoczyć i takich realiów,jak społeczne uwarunkowania konfliktu. Decyzja Proctora nie jest gestem. Na szubienicę idzie nie fanatyk, świadomy wyznawca,jakiejś idei,mędrzec,który ginie za swoją osobistą prawdę,lecz na wpół piśmienny farmer,pozostawiający w nędzy dzieci i żonę dla dwu spraw. Jedna z nich - to najbardziej osobiste ocalenie własnego honoru,własnego - dość już sponiewieranego i poniżonego - imienia Johna Proctora;Druga - to właśnie społeczna odpowiedzialność za prawdę,sprawiedliwość i wolność innych,za wielkie słowa, które w tym wypadku nie są tylko słowami,nie są nawet świadomą postawą moralną,lecz zwykłą,niezmiernie konkretnie rozumianą,naturalnie odczuwaną potrzebą "ludzi prostych", ludzi ciężko pracujących. Jan Świderski,który wystąpił w roli Proctora,jest aktorem szczególnie predestynowanym do ról,w których refleksyjność i intelektualizm wiążą się z pewnego rodzaju szczerością artystyczną. Ta refleksyjność przekazywana bywa zazwyczaj przez aktora w sposób bezpośredni i naturalny. Postać Proctora nie stwarzała możliwości zastosowania finezyjnego rysunku postaci bohatera. Raczej zagrała tutaj prostota i szczerość,choć postać ta miała pewne cechy patetyczności,które jednak szczęśliwie stonował aktor. Tragizm Proctora był podobnie odpatetyczniony,jak tragizm Haliny Mikołajskiej w roli Elizabeth Proctor. Mikołajska nie "postawiła" na kreację, lecz na bezpośredniość ludzkich doznań,które piętrzą się i przerastają siły tej kobiety. Jej ból przejawiał się ostatecznie w jakimś lunatycznym krążeniu wokół niewidocznego ośrodka ciążenia,naładowanego cierpieniem do granic ludzkiej wytrzymałości. Elizabeth Mikołajskiej nie jest w początkowych scenach ową surową i chłodną purytanką ze sztuki,co w jakimś stopniu wpłynęło na monotonność aktorskiej interpretacji tej postaci,ale wtłoczyło ją na właściwe miejsce w koncepcji reżyserskiej przedstawienia. Nieszczęsny pastor Hale,którego ożywił na scenie Ignacy Gogolewski,miał również swoje chwile bohaterskie w sali sadowej Salem. Ale właśnie wskutek wewnętrznej chwiejności tej postaci,dzięki odkryciu jej wahań i niespodzianek, Pastor Hale Ignacego Gogolewskiego stał się jednym z trzech czołowych bohaterów przedstawienia. Bo trzecim jest na pewno - z uwagi choćby na miejsce,jakie zajmuje w tym procesie czarownic - zastępca gubernatora. Najciekawsze są chyba dwa elementy tej roli:stosunek Danfortha do oskarżonych oraz świadomość gry,jaką on prowadzi. Racje,jakie usiłuje znaleźć dla siebie Danforth,nie są małymi egoistycznymi racjami pastora Parisa ani tym bardziej Tomasza Putnama. Owszem,jest z nimi związany wspólnotą interesów,ale jednocześnie uważa się za przedstawiciela pewnego rodzaju ładu społecznego i zadaniem jego jest ten ład zachować. Usiłując go ocalić,wprowadza chaos,popełnia sądowe morderstwa,wykorzystuje psychozę,której zresztą z miejsca ulega,bo do racji siły potrzebne mu były racje moralności. Wicegubernator najbardziej świadomy jest metody działania, jest taktykiem,ale jego konstrukcje taktyczne zawodzą w zetknięciu z prawdziwą moralnością ofiar. Zawodzą dlatego,że nie może być rozbieżności między celem a metodą.Jeśli metoda sprzeciwia się człowieczeństwu,cel traci swoją etyczną atrakcyjność. Utrzymanie we właściwym charakterze stosunku Danfortha do oskarżonych,przede wszystkim do Proctora, zadecydowało o dużym sukcesie Bolesława Płotnickiego w tej roli. Wicegubernator nie jest arystokratycznym namiestnikiem królewskim. To jeden z tych farmerów,który dobrnął do władzy;to adwokat znający życie ludzi,których oszukuje. Dlatego przyzwalając na dość poufały stosunek oskarżonych i skazańców do siebie,jest od nich odległy tylko możnością zadawania śmierci. I jeśli zmiecie go z życia bunt oszukanych,przyjmie zapewne i swoją śmierć bez zdziwienia,w okrutnym strachu i nienawiści,ale bez zaskoczenia,bez urażonej godności,której brak ukrywa pod maską pychy. Osobnym rozdziałem tej sztuki mogła być postać Abigail Wiliams. Lecz Miller to nie Wiliams,i nie ma w "Procesie" miejsca jedynie na dramat namiętności. Abigail grała Katarzyna Łaniewska w zastępstwie Barbary Krafftówny. Jej Abigail,przesłodzona blondyna,pasowała do sylwetki aktorki, która swoją powierzchownością bardzo świadomie wzmacniała tę rolę. Niestety,nie zawsze dopatrzyliśmy się tutaj tzw. wnętrza,które zresztą w tej postaci nie było najistotniejsze. Ostro i przenikliwie zagrała natomiast Janina Traczykówna swoją Mary Warren. Ta młoda aktorka,która tak świetnie zaprezentowała się w "Pamiętniku Anny Frank",a później zaczęła niepokoić manierą aktorską,teraz jednak powróciła do swojej artystycznej "formy",tworząc postać zupełnie inaczej potraktowaną,niż jej poprzednie role. Właściwie poza nielicznymi wyjątkami widzieliśmy w tym przedstawieniu doskonałą grę,a nawet kreacje aktorskie. Dlatego większość aktorów - niestety - trzeba pominąć. Wspomnę jedynie o Stanisławie Jaworskim w roli Giles Coreya. Artyście przypadło trudne zadanie ukazania Millerowskiego humoru w sztuce tragicznej. Ale i ta sylwetka pogodnego i rezolutnego poczciwca służy wydobyciu jeszcze jednego tragicznego akcentu w tej sztuce. Przypomnijmy sobie koniec starego farmera,który ginie na torturach,by ocalić ziemię dla swoich synów,a także,by nie ulec zbrodni popełnianej na nim przez tych,którzy mordują dla zysku. I wreszcie można powiedzieć o inscenizacji,sprawie najważniejszej - obok tekstu - dla właściwej wymowy przedstawienia. Ludwik Rene wsparty oszczędnymi,ale niezwykle ściśle zespolonymi z wizją reżyserską dekoracjami Jana Kosińskiego,utrafił chyba w sedno twórczości Millera. Nie interpretując utworu jednoznacznie,tylko jako walki z zabobonami,ani też nie akcentując wyłącznie konfliktów społecznych - dojrzał jej podwójne ostrze zwrócone przeciw dwukierunkowemu działaniu zła. Ludwik Rene opowiedział się w tym przedstawieniu za określonymi nurtami społecznymi,które wyrastając wśród pracujących warstw społeczeństwa,ścierają się z każdą tendencją do dławienia ludzkiego szczęścia. Arthur Miller,a wraz z nim i reżyser przedstawienia,nie jest przeciw ograniczeniom wolności człowieka,ale za tym,by ograniczeń tych nie rodził lęk przed człowiekiem,w imię którego są one wprowadzane. Jednocześnie reżyser dostrzegł,że działanie zła nie przejawia się tylko poprzez konkretne,skażone działanie społeczne,ale niszczyć może człowieka od wewnątrz. Może go opanować i znieczulić,jak pastora Parisa czy Abigail Wiliams,może być też przez niego przezwyciężone w porę,jak u Johna Proctora,lub w ogóle nie mieć doń przystępu,jak w wypadku Rebeki Nurse. I to jest jedną z przyczyn,że każda z postaci sztuki jest tak inna w przedstawieniu reżyserowanym przez Ludwika Rene. Wyraźny podział ludzi na dwie ścierające się z sobą postawy nie oznacza jednak monotonności w zarysowaniu poszczególnych postaci,dwubarwności przedstawienia. Napięcie dramatyczne nie rwie się w tym spektaklu,pulsuje tętnem zmiennym,ale zawsze zgodnym z przebiegiem akcji,z nagromadzeniem konfliktów,z wagą zdarzeń. Teatr Dramatyczny miał wiele przedstawień dobrych, niektóre odniosły sukces tylko połowiczny,Polska prapremiera "Procesu w Salem" należy na pewno do tej pierwszej grupy;

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji