Artykuły

Urocza bajka dla dorosłych

"Księżniczka Turandot" ma swoją wspaniałą kartę w historii teatru. I to wcale nie w swych ojczystych Włoszech,lecz w północnej krainie rosyjskiej. To ona bowiem stała się manifestem odnowienia teatru,orężem i zawołaniem bojowym reformatorów sceny od czasu kiedy Eugeniusz Wachtangow wystawił w Moskwie w roku 1922 swój rewelacyjny spektakl. Borys Zachawa pisał w swej książce "Wachtangow i jego studio" tak oto o tym przedstawieniu: "Wachtangow chciał wpleść w spektakl swoja czułą i pieszczotliwą,pełną życzliwości ironię pod adresem starej inscenizowanej noweli włoskiej. Komu w 1921 roku potrzebne są na scenie autentyczne Chiny? Albo nawet baśniowy,fantastyczny Pekin? W jakim celu budować na scenie,aczkolwiek baśniowy,niemniej jednak prawdziwy pałac,w którym - odgrodzony od widza cechującą psychologiczny naturalizm "czwartą ścianą"- cierpi męki miłosne Kalaf,odziany we wspaniałe szaty autentycznego księcia z bajki? Na scenie powinien powstać nie świat baśni, lecz świat teatralny. Baśń powinno się przedstawiać na scenie". Oto zapowiedź owego teatru przedstawiania, przeciwstawiającego swą umowność i lekkość teatrowi przeżywania,autentyzmu i psychologicznego pogłębienia. "Księżniczka Turandot" nadaje się,jak rzadko który utwór,do realizacji teoretycznych postulatów teatru opowiadającego, teatru epickiego,lub po prostu zabawy w teatr. Nic dziwnego, że sięgnęła po tę sztukę Krystyna Skuszanka w swym Teatrze Ludowym w Nowej Hucie,nic dziwnego,że zapragnął wystawić ją uczeń Bertolta Brechta,Konrad Swinarski. Przecież ostatnią ukończoną sztuką Brechta była właśnie jego wersja Turandot.

Jak zobaczył Swinarski swoją "Turandot",jaką pokazał nam jej wersję? Przede wszystkim bardzo barwną i wesołą. Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym było lekką improwizacja na kanwie starej baśni. Zobaczyliśmy coś w rodzaju egzotycznego quizu,w którym pytania zadaje zamiast Rokity i Przybylskiego księżniczka Turandot,wygraną nie jest samochód,tylko jej ręka,a cena przegranej jest bardzo wysoka,gdyż gra idzie o głowy uczestników tego prekursora wszystkich teleturniejów. Konrad Swinarski poszedł we właściwym kierunku. "Księżniczka Turandot" wywodzi się przecież z tradycji komedii dell'arte i jest czymś w rodzaju scenariusza,do którego reżyser i aktorzy wpisują to co im się podoba. Trafnie spojrzał też i reżyser na sztukę przez pryzmat stylu,zapożyczonego częściowo z Piccolo Teatro di Milano. Zarówno rozplanowanie sceny,sposób rozgrywania akcji,jak i nawet niektóre kostiumy i maski(zwłaszcza Truffaldina)przypominały żywcem spektakl "Sługi dwóch panów" w wykonaniu znakomitego teatru z Mediolanu. Nie widzę w tym nic złego. Lepsze dobre wzory,niż kiepska twórczość oryginalna. Tym bardziej,że tym razem udało się Swinarskiemu połączyć w harmonijny sposób te wzory z próbami,jakie podejmowano już nad Wisią zanim ujrzeliśmy w Warszawie Piccolo Teatro di Milano. Mam na myśli ciekawe eksperymenty pantomimiczne "Konia",który brykał nie tak dawno na tej samej scenie,na której grana jest obecnie "Księżniczka Turandot". Otóż Swinarskiemu udało się zręcznie połączyć pewne dobre pomysły pantomimiczne z programu "Konia" z wzorami,zaczerpniętymi z komedii dell'arte i współczesnego teatru włoskiego. Było to tym łatwiejsze,że w spektaklu uczestniczą niektórzy bohaterowie "Konia". Przede wszystkim ZDZISŁAW LEŚNIAK (Truffaldino) wniósł wiele z tamtych doświadczeń i jakby dla symbolicznego podkreślenia tej łączności swą najlepszą scenę pantomimiczną zagrał na koniu i wokół niego. Trzeba powiedzieć,że lekkość i swoboda improwizacji,która cechuje warszawski spektakl "Księżniczki Turandot" wymaga ogromnej pracy znakomitej sprawności technicznej aktorów. Wachtangow żądał od swych aktorów,aby widz nie dostrzegł ich "aktorskiego potu",ani wysiłku. Aby osiągnąć ten cel trzeba było tym ciężej pracować na próbach. Wydaje mi się,że jedną z głównych zalet "Księżniczki Turandot" jest właśnie owa swoboda improwizacji osiągnięta dzięki bardzo wysokiej sprawności aktorów. A ponadto chyba także dzięki ich dobremu nastrojowi,owemu poczuciu twórczemu,które udziela się widowni. Wyczuwa się,że ci młodzi i starsi aktorzy sami doskonale bawią się na scenie i wciągają w wir i tej beztroskiej zabawy całą salę. Dlatego rozbrzmiewają wśród widzów często śmiechy,na twarzach pojawiają się uśmiechy,spektakl jest wesoły,czas szybko upływa,ani przez i chwilę nie jesteśmy znużeni,wychodzimy z teatru odświeżeni i zadowoleni. Istotną rolę i odgrywa tu chyba także dobre tempo przedstawienia. Na uznanie zasługuje scenografia HENRYKA JANIGI,i ułatwiająca szybkie i sprawne rozegranie akcji,dowcipna i zabawna w kształcie i kolorze. Zwłaszcza udały się scenografowi kostiumy.Prolog i adaptacja tekstu pióra ANDRZEJA JARECKIEGO brzmi nieźle. Rymy są co prawda niekiedy dość kulawe i lepszego poety by trzeba, aby sprostać założeniom inscenizatora,ale "jak się nie ma co się lubi,to się lubi co się ma". Zresztą Gozzi nie Szekspir i nie tekst jest tu najważniejszą częścią przedstawienia. Epilog jest natomiast zupełnie zbyteczny i można go bez bólu skreślić. Wygląda to na niewolnicze naśladownictwo epilogów brechtowskich.

Aktorzy zagrali bardzo dobrze:swobodnie,płynnie,szybko i wyraziście. Nie było w tym spektaklu gwiazd,ale jak w dobrej orkiestrze,każdy wykonał bezbłędnie swoją część partytury, bez fałszów i bez pustych miejsc. A więc BARBARA KRAFFTÓWNA może dodać role Turandot do swych sukcesów ostatniego roku. STANISŁAW JAWORSKI,niezawodny jak zwykle,był niezwykle śmiesznym cesarzem Chin (pyszny kostium). ALEKSANDER DZWONKOWSKI zbierał oklaski przy otwartej kurtynie za rolę Baracha. Wśród młodych mężczyzn spod znaku "Konia" podobali się bardzo prócz LEŚNIAKA,STANISŁAW WYSZYŃSKI(Kalaf), MIECZYSŁAW STOOR(Brighella),JÓZEF NOWAK(Pantalone)i JERZY MAGÓRSKI(Tartaglia). Doskonale zrozumiała ironiczny styl spektaklu JANINA TRACZYKÓWNA(Selima),ślicznie wyglądała w niewielkiej roli pazia ALICJA WYSZYŃSKA.CZESŁAW KALINOWSKI był nieszczęsnym Timurem,cesarzem Astrachanu,a STEFAN WRONCKI uosabiał lud. W osobie KONRADA SWINARSKIEGO przybywa naszemu teatrowi reżyser z prawdziwego zdarzenia,odnoszący sukcesy w kraju i zagranicą. Po tak udanym przedstawieniu "Opery za 3 grosze" inscenizacja "Księżniczki Turandot" uprzytomniła nam w pełni tę prawdę. Wbrew zdaniom niektórych miło jest krytykowi jeśli może takie zjawisko zaobserwować i stwierdzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji