Artykuły

"ROMULUS" -sztuka o współczesności

Jak podała prasa literacka,nagrodę im.Fr.Schillera, przyznawaną przez miasto Mannheim co dwa lata za najwybitniejszy utwór literacki napisany w języku niemieckim,otrzymał w tym roku Friedrich Durrenmatt, obywatel szwajcarski,jako największy po śmierci Brechta żyjący dramaturg niemiecki. Wyróżnienie duże - wydaje się w pełni zasłużone. Trzeba bowiem przyznać,że w ogólnym narzekaniu na zły stan współczesnej dramaturgii,na szarość formy i banalność treści,sztuki Durrenmatta wyodrębniają się zdecydowanie swą oryginalnością i wagą poruszanych zagadnień. "Romulus Wielki" jest już drugą sztuką Durrenmatta,którą widzimy na naszej scenie,drugi raz zresztą dzięki Teatrowi Dramatycznemu. Niewątpliwie sukces "Wizyty starszej pani" przyczynił się do nowej premiery tegoż autora. Zwłaszcza że ten typ sztuki zgadza się z linią repertuarową teatru,prowadzoną z większym czy mniejszym szczęściem,lecz konsekwentnie. "Romulus wielki",nazwany przez autora "niehistoryczną komedią historyczną" i pokazujący koniec cesarstwa rzymskiego,mówi o trudnych, złożonych problemach dnia dzisiejszego. Oczywiście atrakcją nie lada jest tu sama forma utworu. Durrenmatt zadziwia swą inwencją jeśli chodzi o prowadzenie fabuły. Czy to będzie milionerka zjeżdżająca do rodzinnego miasteczka,by dochodzić tu sprawiedliwości - jak w "Wizycie starszej pani" - czy ostatni z cezarów,dla którego jedno jajko z własnej hodowli kur więcej znaczy niż całe imperium rzymskie. NIEDAWNO dzięki Telewizji Warszawskiej mieliśmy okazję poznać "Wieczór jesienny" tegoż autora. Rozmowa między Autorem a Gościem,a mówiąc ściślej między cynicznym zbrodniarzem a jego przyszłą ofiarą,wciągała bez reszty. "Dialog" przyniósł ponadto niezwykłe interesujące słuchowisko Durrenmatta "Akcja Vega". Rozgrywa się ono w przyszłości w kosmosie mniej więcej w roku 2255. Wszystkie te utwory,tak niby różne miedzy sobą,mają jednak wiele wspólnego. W każdym z nich spotykamy problemy które niesie z sobą dzień współczesny. Autor tkwi mocno w tej współczesności i obnaża jej mechanizm. "Nasz świat doprowadził nas zarazem do groteski i do bomby atomowej" - mówi Durrenmatt w jednej ze swych wypowiedzi,która wydaje mi się szczególnie charakterystyczna dla jego twórczości. "Romulus Wielki - w omawianym dramacie Durrenrnatta - przejrzał szaleństwo świata. Widząc całe zepsucie Rzymu,okrucieństwo prowadzonych przez niego wojen i upadek cnót - postanawia więc doprowadzić swe cesarstwo do upadku. Nie zdradzając się oczywiście z tym zamiarem przed swym najbliższym otoczeniem,które najdelikatniej mówiąc uważa go za dziwaka,całą swą energię i zainteresowanie poświęca hodowli kur. Jednocześnie nadsłuchuje wieści ze świata i spokojnie czeka w swej letniej rezydencji na przybycie Germanów. Okrzyczany w chwili ostatecznej za zdrajcą ojczyzny,sam uważa się za-jej sędziego. Punktem kulminacyjnym sztuki jest spotkanie Romulusa ze zwycięskim księciem Germańskim Odoakerem. Okazuje się że i Odoaker przerażony z dnia na dzień wzrastającą zaborczością swoich wojsk,znając szlachetność Romulusa,postanawia oddać mu swe państwo. Obydwaj szlachetni mężowie dochodzą w końcu do wniosku,że nie uda im się zmienić świata. Historia pójdzie swoją drogą,a dzieło życia Romulusa uwieńczy spokojna i dostatnia emeryturka. IRONIĄ jest głównym atrybutem pisarstwa Durrenmatta. Jest ona gorzka i tragiczna w swej wymowie. Paradoksy którymi tak chętnie operuje,podkreślają jeszcze złożoność tragicznej rzeczywistości. I jeśli nawet trudno nam się zgodzić z takim widzeniem świata,nie wolno nie dostrzegać w twórczości Durrenmatta głębokiego niepokoju,jaki gnębi tego artystę,żyjącego - by posłużyć się słowami jego komedii - w "katastrofalnym kapitalizmie". Sztuki jego niosą z sobą tyle zagadnień trudnych nieraz do rozwiązania,są tak wieloznaczne,że nic dziwnego,iż na całym świecie wywołują dyskusje. Oczywiście ich sceniczne realizacje - tym bardziej. Mieliśmy już i u nas tego przykład po przedstawieniu warszawskim,łódzkim i krakowskim. Myślę,że i obecna premiera zainteresuje publiczność i pobudzi krytykę. Zwłaszcza że o ile warszawska inscenizacja "Wizyty" wydała się,zgodna z intencjami autora i szczególnie udana,o tyle o obecną można,się już spierać. Chodzi mi przede wszystkim o sam klimat sztuki. Tak charakterystyczna dla autora ironia powinna wyznaczać odpowiednią atmosferę. Tymczasem spektaklowi brak jednolitości. Nie rysuje się jasno koncepcja reżyserska i scenograficzna.Niektórzy aktorzy tworzą postacie wręcz groteskowe,inni grają serio. Im więcej przerysowany jest np. minister wojny - tym bardziej razi patos w scenach z Emilianem. Wyróżniłabym obydwóch kamerdynerów,Eugeniusza Dziekońskiego i Stanisława Winczewskiego,gdyż wydaję mi się,że trafnie uchwycili oni odpowiedni ton. Jan Świderski w prowadzącej roli Romulusa stworzył świetną kreacje,jakże inną od swych ról dotychczasowych. Jak zwykle zadziwił nas swą technika. Ileż potrafił powiedzieć jego uśmiech,ile znużenia widać było w tym królu-błaźnie! Ale i on nie wybrał najszczęśliwszej drogi i zbytnio zbliżył się do karykatury. Jego Romulus rzeczywiście uwierzył w swoje przebranie. Mimo wszystkich braków i usterek przedstawienie jest interesujące,daje dużo do myślenia i atakuje widza

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji