Artykuły

Mąż i Żona - Z dystansem do Fredry?

Aleksander hr. Fredro należy do stałych współpracowników telewizji, autorów zasilających swą twórczością teatr tv niemal od początków jego istnienia. Autor znakomity, z utwierdzoną sławą, współpracownik wygodny: nie upomina się o honoraria, nie kłóci z reżyserami o adaptacje i koncepcje wizualne. Komedie Fredry można sobie kiedy i jak kto chce wystawiać, można nawet - jak w przypadku "Męża i żony" nagrać na telerecording, schować do pudełka i czekać z premierą na dni repertuarowej suszy. Trzeba przyznać jednak, że telewizja jest w stosunku do Fredry dość lojalna, dużo lojalniejsza niż np. poniektóre teatry wobec Gogola. Fredro w praktyce telewizyjnych premier, a było ich dotychczas sporo, pozostaje zawsze sobą: nikt jego twórczości nie stara się przenicować na język sztuki nowoczesnej, nikt w jego tekstach nie szuka ogólnoludzkich i ponadczasowych prawd, ani polemik współczesnego człowieka z samym sobą. Wiadomo - Fredro jest Fredrą. A że genialny talent pozwolił mu już ładnych parę lat temu dostrzegać i wykpiwać, w pięknej najczęściej formie różne brzydkie cechy ludzkie, poszeregować ludzkie typy bezbłędnie i wnikliwie, tak, że satyra jego jest w stanie ugodzić i w dzisiejszą jeszcze moralność i obyczajowość - po części to zasługa twórcy, po części i ludzkości samej, która zbyt szybkimi krokami ku kryształowej cnocie jakoś nie zdąża. Ba, nawet bez odrazy i obrazy - ludzkość dzisiejsza jest w stanie oglądać tak wszeteczne historie, jak "Mąż i żona".

Nie przesadzajmy. "Mąż i żona" jest satyrą dość ponurą, a raczej satyrą wesołą na ponurość ludzkiego zakłamania, na nieuczciwość i nielojalność. Satyrą niewątpliwie celną ponadto; misterne związanie intrygi w bardzo skomplikowany supełek, którego rozwiązanie prowadzi do kompromitacji wszystkich bohaterów, jest rzecznikiem tej celności, choć staroświeckość komedii automatycznie zmniejsza grono adresatów. Ale nie uwspółcześniajmy. Niech Fredro pozostanie staroświecki i tradycyjny, ale nadal wierny sobie i swojej epoce.

Inscenizacja telewizyjna "Męża i żony" w zasadzie reguł tej tradycyjności nie naruszyła, istnieje jednak (dotyczy to zresztą niemal wszystkich poprzednich przedstawień) pewne "ale", tkwiące zresztą, być może, poza świadomością i reżyserów, i aktorów, przyjmujących mimo woli rodzaj dystansu wobec starej komedii; owego "dystansu współczesności" - jakiegoś przymrużenia oczka - na tekst, na kostium, rekwizyt. Błąd? O tyle, że od dystansu blisko już do lekceważenia. Cień tego lekceważenia był rzeczywiście widoczny w inscenizacji "Męża i żony", a energiczna szarża na tekst sztuki pozwoliła aktorom odnieść zwycięstwo nad błyskotliwym, dowcipnym wierszem. Werwa Łapickiego np. umożliwiła mu stworzenie postaci ciekawej i pełnej życia, ale w ferworze gestu, ruchu i tempa w podawaniu kwestii Łapicki zjadł pół wartości tekstu, a przynajmniej zatracił jego komunikatywność. Łapickiemu to się opłaciło - Fredrze nie.

Ale być może - w sumie - na jedno wyszło.

Teatr TV - 14 IX 64 - A. Fredro: Mąż i żona. Reż.: M. Broniewska. Scenogr.: J. Laube. Obsada: Elwira - A. Gordon-Górecka, Wacław - Z. Mrożewski. Alfred - A. Łapicki, Justysia - B. Krafftówna, Kamerdyner - J. Maliszewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji