Artykuły

Tumanią,czy nie tumanią?

Do pokwitowania pracy całego zespołu teatru i poszczególnych wykonawców artykuł ten nie rości sobie pretensji.Nie był zamierzony jako recenzja,ale jako próba wyjaśnienia.

Kiedy z największego placu w Europie,po którym stale hulać się zdają historyczne wiatry i przeciągi,wchodzi się do teatru na sztukę Christophera Frv -wrażenie jest z lekka oszałamiające.Tam - polska jesień lecą liście z drzewa,na dole tuman i w ogóle wszystko w należytym porządku,a w środku - widowisko zgoła osobliwe.Ze sceny leje się poetyczna patoka natkana gęsto aforyzmami,których starczyłoby na cały pułk ludzi wielkich,średnich i małych, ze służbowym Fafikiem włącznie.Publika robi co może: od pilnego łykania kulturalnych treści poruszają się grdyki i wyłażą oczy.Każdy szuka,czy gdzie nie zadźwięczy sławetne, "drugie dno";przy złotych myślach,stosowanych szybko do tonów narodowej duszy,wybuchają oklaski.Na widowni jednak przez cały czas jakby unosi się pytanie:czy nas tu przypadkiem.Rodacy,po prostu nie tumanią? Gdzie w końcu w tym poetycznym puddingu custard,gdzie rodzynki,a gdzie pestkowe jądra? Otóż,chyba jednak nie tumanią i nie bałamucą.Sztuka Fry'a to eksport solidny i bardzo reprezentatywny,tylko że smakować ją można raczej w angielskim,a nie w polskim sosie.Sprawa przedstawia się w gruncie rzeczy dość prosto. W Anglii od bardzo dawna niedobrze się działo z dramatem poetyckim.Od Restauracji Stuartów zapanował na scenie chłodny intelekt i błyskotliwy dowcip komedii,trwający aż cło Sheridana.Wierszowana "tragedia heroiczna" tego okresu udusiła się w bombaście,a zacna i pełna skądinąd zasług osiemnastowieczna mieszczańska tragedia domowa była wcieleniem najbardziej filisterskiej płaskości i prozy.Potem nadeszły trwające aż w głąb drugiej połowy XIX wieku "czarne lata" kompletnego upadku dramatu na scenie angielskiej i pamiętać trzeba koniecznie,że dramat ten zaczął się dźwigać dopiero na fali naturalizmu francuskiego i skandynawskiego.Walka o nowy teatr w Anglii była walką o Ibsena(nie autora Peer Gynta, lecz Upiórów czy Wroga ludu),Zolę a później Eugeniusza Brieux.Do naturalistycznego garnuszka dorzucał drożdży intelektu Bernard Shaw,kapał humanitarną łezkę Galsworthy,powstały dzieła częstokroć znakomite,ale bania z poezją pozostawała nadal szczelnie zakorkowana.Dramat poetycki wydawał martwo urodzone naśladownictwa formalne elżbietan,albo starożytnych (R. Bridges). Poetyzowali,i to sławetnie Irlandczycy z Yeatsem na czele,ale to już zupełnie inna historia.Sprawy zmieniły się w ostatnich dwudziestu latach,kiedy za dramat wziął się T.S.Eliot.Wywindował on jednak dramat poetycki na bardzo wysokie,odświętne i pryncypialne partesy tak,że nie może on być chyba potrawą na co dzień.Na scenie angielskiej najważniejsze obrachunki załatwia się nadal w mieszkaniu rodziny Rice,czy w przedmiejskim domku,gdzie pośród skrzeczącej rzeczywistości łamię się i ginie jako artysta George Dillon.Z tych to tanich pokoi umeblowanych wyprowadza dramat pod gwiazdy i na powiewy wiatru Christopher Fry,po raz pierwszy od lat usiłując pogodzić codzienny,nie odświętny repertuar angielski -z poetycznością.W tej nowości,w kontraście z praktyką poprzedzających stuleci leży jego znaczenie i przyczyna jego powodzenia we własnej ojczyźnie.Po natchnienie zwraca się Fry do epoki,kiedy poezja kwitnęła na scenie angielskiej -do czasów Renesansu, do "romantycznych" komedii Szekspira i do późnorenesansowej tragikomedii Beaumonta i Fletchera.Nie pomija też długiej tradycji angielskiej poezji przyrody,tak pięknie i bogato inkrustującej już dzieła Chaucera. W odniesieniu do takich pierwowzorów wiele rzeczy w "Czarownicy" staje się od razu jasnymi:kwiecień tej sztuki to nie eliotowski "najokrutniejszy z miesięcy",ale chaucerowski czas "słodkich deszczyków", wzbierających soków i,powiedzmy skromnie, narastającej aktywności na polu życia zmysłowego.Kukułki, żuczki,pąki kwietne i inne akcesoria można łatwo odnaleźć choćby w rekwizytorni "Snu nocy letniej";zmieszanie uśmiechu i grozy wiedzie się z tragikomedii,a już całość dramatu renesansowego,czasów w których język angielski nie okrzepł jeszcze ostatecznie i bujał swobodnie jak młoda łąka, przywodzi na myśl styl Fry'a.W przedstawieniu warszawskim język sprawiał chwilami wrażenie męczącej gadaniny(dlaczego - o tym później),ale w oryginałach i w zasadzie jest to najzupełniej legalne i prawe dziedzictwo dramatu angielskiego z początku XVII wieku.Buchająca obfitość słów, obrazów,metafor,ekwiwoków,sylogizmów,niespodziewane skojarzenia,bombast i humor - wszystko jest tu dopuszczalne i usprawiedliwione.Fry tym jednak się różni od niefortunnych XIX-wiecznych naśladowców elżbietan,że starym tworzywem posługuje się ze swobodą:dorzuca modernizmy,wprowadza nieznane pierwowzorom zaskakujące i nowoczesne spięcia, rozluźnia blankverse,pozwalając jednak stale dostrzegać pulsowanie ukrytego rytmu.Nie nowoczesna(w sensie czy to powszechnej apokalipsy i naplewatielstwa,czy też urzędowego błogostanu)jest przy tym cała postawa Fry'a.Jest w niej jakby pozbawione smutku,ciekawe pochylenie się nad życiem, porzucenie dążności do analizy,do racjonalistycznych wytłumaczeń.Nie ma jednak zatapiania się w dziwnościach i w absurdzie.Poeta uważa życie za zagadkę,ale nie przeszkadza mu to w akceptacji istnienia,w przyjęciu losów ludzkich z całą ich nieuchwytną zmiennością i bogactwem.Tomasz Mendip, przemawiający wprost frazami Hamleta i skrzyżowany przy tym wyraźnie z Dickiem Dudgeonem Bernarda Shaw,nie "nawróci się" wprawdzie z mizantropii,ale pod wpływem miłości pogodzi się z życiem.Joannę dla której "istnieje tylko to co jest", która molestowana przez Onufrego chłodno analizuje sama siebie,ta sama siła miłości wyprowadza w wiosenny świat,na wielką przygodę.Nie pisze się tutaj zwięzłego bryka do twórczości Fry'a.Uczynił to znakomicie w krótkiej i pouczającej broszurce Derek Stanford(Longmans.Green and Co. 1954),można więc podarować sobie hurtowne ściąganie,egzegezę sztuk religijnych Fry'a i jego tragedii o Mojżeszu,a także dokładne omówienie jego trzech komedii,które wraz z "Czarownicą" tworzą kwartet "sztuk na cztery pory roku". Gdyby jednak hołdując prawom stadnym w teatrze któraś z naszych dyrekcji chciała zabłysnąć wystawieniem Fry'a, trudno nie zwrócić uwagi przynajmniej na jedno jego dzieło, bardziej może dojrzałe od "Czarownicy" - na "Venus Observed" z r.1950.Ta "sztuka na jesień",rozkosznie skończona w swej udanej formie,tchnąca atmosferą magii pogodnych Zaduszek, mówi o miłości i pożądaniu starzejącego się mężczyzny,a temat traktuje równie otwarcie jak pięknie w myśl dewizy głównego bohatera:

"Gdybym miał określić,czym jest cywilizacja -

Rzekłbym prosto: godnością,

jeszcze raz: godnością."

Może nadałaby się też na którąś z naszych scen komedia "A Phoenix Too Frequent"(1946)o sławetnej Matronie z Efezu z Petroniuszowego "Satyriconu". Widzowie polscy na każdej z tych sztuk mieliby ułatwione zadanie:mogliby odbierać Fry'a w czystej postaci,bez ubocznych myśli i oczekiwań,jakie budzi tytuł obecnie granej komedii.Kiedy bowiem na największym placu w Europie rozlega się wieść o stosach i polowaniach na czarownice,żądny naród naturalną koleją rzeczy wali do teatru,licząc, że znajdzie tam bliskie swemu sercu tematy.Tymczasem aktualność Fry'a jest innego, ogólniejszego typu;stąd płynąć mogą pewne rozczarowania. Morał sztuki brzmi przecież w końcu: po co pchać się siłą pod karzącą rękę Władzy,która ma dużo innych,ważniejszych kłopotów,kiedy można pokochać się co nieco i pogodzić ze światem.Słowem - "Dzień dobry(jak co rano w programie radiowym)i niech Pan Bóg ma nas w swojej opiece!".Fry ma jednak pewną przyszłość na naszej scenie.Istnieją oczywiście pewne trudności:główna z nich to odmienna u polskiego widza tradycja poetycka teatru.Dla pełnego zrozumienia Fry'a trzeba znać jego antecedencje i bieżącą sytuację w dramacie angielskim.Nasze tradycje i kanony poetyckoścj dramatycznej są inne,zresztą w ostatnich stu latach na kryzys poezji w teatrze nie musimy się uskarżać.Można jednak,nawet bez wstępnych wykładów i "wcierek komentarzowych",uczynić ten import angielski strawnym,a może smakowitym.Niestety,w wypadku"Czarownicy"udało się zrobić to tylko częściowo.Tłumacze -W.Lewik i C.Wojewoda -zrobili swoje bardzo przyzwoicie.Przełożyli sztukę wierszem,w którym co chwila powracają,wedle najlepszej polskiej tradycji,już to 15-zgłoskowce z "Powieści Wajdeloty",już to 11-zgłoskowce polskich wersji Szekspira.Dali robotą solidną -wierny w granicach możliwości ekwiwalent metryczny oryginału.Teatr, jak się zdaje,nie pamiętał jednak z należytą konsekwencją, że "Czarownica" to komedia poetycka -antyteza wszelkiego naturalizmu.Z wierszy Fry'a(i tłumaczy)podawanych jak najbardziej "naturalną" prozą,po systematycznym wytrzebieniu ze średniówek zrobiła się pulpa,wymieszana dość zaskakująco z płatkami kwiecia i pąkami różanymi.Poezja zmieniła się w Wielkie Gadanie.Sprawa jest w ogóle trudna; nie-Brytyjczvka, nieosłuchanego z wybujałą XVI-wieczną angielszczyzną,styl Fry'a zaskakuje i powiedzmy -ogłupia.W każdym razie jednak "uprozaicznienie" tekstu nie polepszyło sytuacji.Z naturalistyczną recytacją zdawały się iść w parze nieporozumienia,w ujęciu niektórych ról.Mistrzostwo Haliny Mikołajskiej wzruszało na pewno jak zawsze,ale była to rola z tragedii,np. z tragedii o czarownicach,a nie z komedii o miłości na nienajlepszym ze światów,na którym w końcu da się jednak jakoś wytrzymać.Również w niektórych kwestiach o tragedię ocierał się Jan Świderski -Tomasz Mendip.Wynikiem była pewna konkluzja stylów: obok poważnie potraktowanej pary bohaterów na zupełnie innej płaszczyźnie poruszali się prawiąc swe komunały przedstawiciele Władzy,a groteska Skippsa wydawała się(wbrew intencji autora)obcym wtrętem. Całości brakło może nastrojenia według jednego klucza.Trudno jednak przy obecnym debiucie Fry'a w Polsce kogokolwiek winić.Klucza i tonu trzeba mozolnie szukać w lekturze całości dorobku poety,ani łatwo u nas dostępnego tekstowo, ani łatwego w lekturze.Do tego -przeciągi nawiewają nam wszystkim do głowy różne fluksje i bóle.Nie dziw,że do teatru nawiały przez szpary w drzwiach trochę tragedii, której sztuka sama w sobie -nie miała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji