Artykuły

Co z tym Tymem?

"Mamuta tu mam" ma tylko jeden cel i ambicję - to ma być rzecz do śmiechu - mówi Stanisław Tym w rozmowie z Jackiem Antczakiem w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.

Jest Pan trochę niepoważny, bo jako były Rzecznik Statystycznego Polaka Szaraka i uczestnik najsłynniejszego rejsu w dziejach PRL-u, powinien Pan napisać książkę pod tytułem "Co z tym Tymem", a dostaliśmy "Mamuta tu mam".

- Byłoby niezręcznie wydać książkę pod takim tytułem. "Co z tą Polską" Tomasza Lisa było przejawem szlachetnej postawy, a "Co z tym Tymem" byłoby zajmowaniem się własną osobą i przejawem nieskromności. "Mamuta tu mam" ma tylko jeden cel i ambicję - to ma być rzecz do śmiechu.

Tytuł czyta się wspak tak samo, książka jest sygnowana jako "utwory zebrane spod łóżka" i dokładnie zlokalizowana "Michałów - Grabina 2005". Z Suwalszczyzny lepiej się patrzy na Polskę?

- Czy ja wiem. Wyprowadziłem się tam trzydzieści lat temu, ale w Warszawie bywam z obowiązku raz w tygodniu. Dystansu więc nie mam, ale rzeczywiście utwory do książki pochodzą z okresu 40 lat i wybierałem je w domu, leżąc na łóżku nad tym, co zbierałem spod.

Był Pan współscenarzystą i jednym z głównych bohaterów "Rejsu" i Misia".

Co sprawia, że te filmy uznają za kultowe kolejne już pokolenia widzów? Lubimy śmiać się z absurdów PRL-u?

- PRL był absurdalny? Niekoniecznie. On nie był śmieszny. To był podły, obrzydliwy, bolszewicki system wprowadzony tu celowo. Nikt tego nie zrobił niechcący. Absurd? Jest wtedy, gdy ktoś przerabia rzeczywistość, żeby uzyskać poczucie panującej wokół groteski.

Ale już go nie ma, więc co sprawia, że "Rejs" i "Misia" nadal się tak świetnie ogląda?

- To zasługa przede wszystkim Marka Piwowskiego, Staszka Barei, Jurka Dobrowolskiego. Miałem honor przyjaźnić się, pisać i pracować z nimi. To były postacie znakomite, ważne, wnikliwe i tak niezależne umysłowo, że to, co wychodziło spod ich ręki, odznaczało się wysoką jakością, głębią przemyśleń i genialnym mimesis - odwzorowaniem rzeczywistości.

Zgadzam się, a monologi kaowca z Rejsu są dla mnie rozterkami Hamleta PRL-u.

- Miło, że pan to tak klasyfikuje, bo nawet jeśli taka ocena jest niesprawiedliwa dla Hamleta, to zawsze łechce próżność kaowca. Jakie czasy, taki Hamlet.

Zostawmy PRL, bo od 2 tygodni żyjemy w IV Rzeczypospolitej, jak się Pan w niej czuje?

- Według mnie tylko jeden facet z bratem sobie żyją w tej IV RP. To mało skromne z ich strony, budzące zdecydowany sprzeciw, bo nawet dobre samopoczucie i chamstwo powinny mieć granice na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nie jest tak, że jakiś pan sobie ustali, że jest IV Rzeczpospolita, bo on wygrał wybory na dyrektora zarządu fabryki gumy. Jest zupełnie inaczej. Bardzo nieoficjalną nazwę

I Rzeczpospolita wprowadzono nie w Rzeczypospolitej szlacheckiej, tylko znacznie później, kiedy Polska była pod zaborami i rozmawiało się o tym, co było, a czego już nie ma. Gdy po 123 latach niewoli przyszła wolność i niepodległość, było oczywiste, że mamy kontynuację tamtej Polski, tamtej I Rzeczypospolitej i trzeba ją nazwać. Ale ponieważ minęło wiele czasu od poprzedniej, więc określono ją II Rzecząpospolitą. Potem mieliśmy okupację, potem okupacji ciąg dalszy zwany PRL-em i to wszystko nie było samodzielnym bytem państwowym, więc się nie nazywało. I wreszcie, gdy okupanckie wojska wyszły z Polski, gdy można było napisać nową konstytucję, powstały wolne związki zawodowe i zniesiono cenzurę, wróciła świadomość niezależnego, suwerennego bytu państwa, narodu i społeczeństwa. I śpiesznie, bo śpiesznie, ale logicznie ochrzczono to III Rzecząpospolitą. No i dobrze - jaka była, taka była, jaka jest, taka jest, ale jest to III Rzeczpospolita i bijemy się, żeby była praworządna i w miarę życzliwa ludziom, a nie wredna, obrzydliwa i kłamliwa.

Nie wierzy Pan w odnowę moralną?

- Nie pod tą parą. Nie mam do nich nawet cienia zaufania. To, co wyczyniają już na początku, te ich koalicje i marszruty są świadectwem, że nazwa Prawo i Sprawiedliwość nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością i prawem. Ktoś sobie może wracać do IV Rzeczypospolitej z Sycylii, a ja żyję w III i wydaje mi się, że umrę w III. A oni niech sobie żyją w V, a może nawet w VI i daj im Boże zdrowie.

Słyszę, że nadal jest Pan Rzecznikiem Polaka Szaraka.

- Ale ta moja funkcja jest tytularna, nie mam z tego powodu żadnych obowiązków - nie prowadzę biura i korespondencji. Po prostu jestem.

Jest Pan też mistrzem młodych kabareciarzy.

- Powiedziałbym, że obserwuję i im sprzyjam. Jeśli trzeba po koleżeńsku pomóc, jeśli ktoś oczekuje paru słów, to chętnie się zgadzam.

Jacy są ci młodzi?

- W większości bardzo utalentowani. No i to, co robią, jest śmieszne. Byłem wielkim admiratorem kabaretu Władka Sikory. Wystąpiłem w jego filmie i często występowałem z kabaretem Potem. A po Potem jestem w dobrych kontaktach z kabaretem Mumio.

Który występuje w reklamach. To taki przeskok z PRL-u do kapitalizmu?

- Przecież oni nie pracują w biurze, a wieczorkami występują sobie w kabarecie. Oni się z tego utrzymują. Byłoby dziwne, gdyby nie przyjmowali zamówień. Tak jak szewc przyjmuje zamówienia na buty, a stolarz na zrobienie ławki czy kompletu mebli do sypialni.

Moralność nie ma z tym nic wspólnego - klient przychodzi, chce mieć zimowe spodnie uszyte z wełny i trzeba to dobrze zrobić. I nie ma znaczenia, czy jest hetero- czy homoseksualistą, księdzem czy rozwodnikiem.

Spotkał Pan kiedyś na ulicy dresiarzy i nie dość, że przeżył, to jeszcze robili sobie z Panem zdjęcia. Niedawno zagrał Pan w teledysku hiphopowca Numer Raz. Idzie Pan z duchem czasu.

- Przecież od świata się nie ucieknie. Zresztą sam rapowałem na temat wolności i Rzeczypospolitej już kilka lat temu, z Jerzym Derflem w naszym spektaklu "Zapomniane słowa".

Podobno dla Sylwestra Chęcińskiego pisze Pan "Rozmowy kontrolowane II".

- Piszę, ale nie jest to kontynuacja "Rozmów...", tylko dalsze losy Ryszarda Ochódzkiego, czyli prezesa z "Misia" i "Rozmów kontrolowanych". Ale dopóki nie napisałem, nie ma o czym mówić.

O "Rejsie II" też nie ma mowy?

- Nigdy nie dostałem takiej propozycji, zresztą nie przyjąłbym jej. Nie przypuszczam też, żeby wziął się za to Piwowski. Marek jest bardzo inteligentnym facetem i w życiu nie zmierzy się z własną legendą. Bo nie ma szans, żeby zrobić "Rejs II", to się nie może udać. Z góry wiadomo, że wszyscy powiedzieliby, że jest słabszy.

A można zrobić film pod innym tytułem, który byłby "Rejsem" dzisiejszych czasów.

- Nie tylko można, ale należy.

Pisze Pan taki scenariusz?

- Coś tam dłubię, zobaczymy, co z tego będzie.

***

Stanisław Tym

Aktor, reżyser, scenarzysta, komediopisarz, felietonista, autor tysięcy skeczy i rysunków (które zebrał w tomie "Mamuta tu mam"). Urodził się 68 lat temu w Małkini, studiował przetwórstwo, prace ręczne w Studium Nauczycielskim, chemię na politechnice i przez 2 lata w PWST. Był współautorem scenariuszy, współreżyserem i odtwórcą głównych ról w STS-ie, kabarecie Dudek, a przede wszystkim w najsłynniejszych komediach Stanisława Barei.

W dziejach Rzeczypospolitej i światowego kina zapisał się na stałe rolą Ryszarda Ochódzkiego w "Misiu" i "Rozmowach kontrolowanych". Laureat niezliczonej ilości nagród z Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i nagrodą za całokształ na tegorocznym Festiwalu Dobrego Humoru.

Co można przeczytać w najnowszej książce Stanisława Tyma?

06.00 Zapachy polskich lasów - program o problemach sanitarnych wsi

07.30 Tele Kranek: Krwawa czy Garbata

08.40 "Ple.. ple.. bania"

(odc 4729. docinek)

Młody Konstanty, który marzył, by być hrabią, zostaje w końcu księdzem (...)

17.15 Porzucony granat - program rozrywkowy

19.30 Wiadro Mości Prezesa

20.30 Rączki pod kołderkę (dobranocka dla dzieci)

21.00 Dobry nocnik (dla najstarszych)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji