Artykuły

Stulecie dżentelmenów

Dzięki Tomaszewskiemu ulice Warszawy od czasu do czasu życzliwie się uśmiechały, a zaskakująca barwna plama rozświetlała ich szarość. Plakaty Tomaszewskiego były wydarzeniem na miarę tego, co zapowiadały - pisze Justyna Guze w Zeszytach Literackich.

Stulecie urodzin Witolda Lutosławskiego w roku 2013, Witolda Rowickiego czy Henryka Tomaszewskiego w 2014 przypomina inne czasy i postaci innej miary. Czarujący panowie, którzy elegancję i wdzięk łączyli z tytaniczną pracą i wymaganiami wobec siebie samych. Wspomina o nich Filip Pągowski, syn Tomaszewskiego, w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" w związku z otwarciem wystawy w Zachęcie[1]. Dobrze się stało, że przypomniał o tym ktoś z bliskich, bo sam Tomaszewski, zawsze uśmiechnięty, z ogromnym poczuciem humoru (to on zostawił studentom nieobecnym na obowiązkowym spotkaniu kartkę z notatką, która stała się tytułem wystawy) i "prawdziwą lekkością bytu", sprawiał wrażenie, jakby wszystko przychodziło mu od niechcenia, podczas gdy za osiągnięciami i sukcesami krył się nie tylko wielki talent, ale i ogromna praca. Dzięki Tomaszewskiemu ulice Warszawy od czasu do czasu życzliwie się uśmiechały, a zaskakująca barwna plama rozświetlała ich szarość. Plakaty Tomaszewskiego były wydarzeniem na miarę tego, co zapowiadały. Pamiętne spektakle w Teatrze Dramatycznym ("Dobry człowiek z Seczuanu" Brechta, 1956; "Turandot", 1958; "Nosorożec" Ionesco, 1961, "Hamlet", 1962; "Hadrian VII", 1963; "Łysa śpiewaczka", 1966) i w Teatrze Współczesnym, dla którego około 1949 zaprojektował wykorzystywany do dzisiaj afisz z żółtym tłem i charakterystycznym liternictwem, czy później w Ateneum. Głośne niegdyś filmy "Flip i Flap" oraz "Symfonia pastoralna" (1947), "Chopin" Aleksandra Forda (1952), "Piątka z ulicy Barskiej" Rybkowskiego (1954). Wielkie wystawy sztuki dawnej i nowej: "Rembrandt" i "Malarstwo francuskie od Davida do Cezanne'a" (1956), "Piotr Potworowski" (1958), "Drezno i Warszawa w twórczości Bernarda Bellotta Canaletta" (1964), po "Ars erotica" (1994) w Muzeum Narodowym w Warszawie, "Moore" w Zachęcie w (1961). Szczególną rolę grały plakaty Henryka Tomaszewskiego do wystaw plakatu i jego Międzynarodowego Biennale: razem z Janem Lenicą, Waldemarem Świerzym, Józefem Mroszczakiem, był współtwórcą polskiej szkoły plakatu. Czytelnicy gazet i tygodników często rozpoczynali lekturę od żartobliwych felietonów, w których rysunki Tomaszewskiego komentował Stanisław Dygat na łamach "Expresu Wieczornego" w 1949 czy "Przeglądu Kulturalnego" w 1956 roku, rozpoznając nie tylko kreskę, ale i poczucie humoru autora. W czasach, kiedy dość było przejść się w południe Krakowskim Przedmieściem, by spotkać wszystkich, wtajemniczeni mogli przysłuchiwać się temu, co Tomaszewski opowiadał w Lajkoniku, u literatów i kilku innych warszawskich lokalach o charakterze nieomal klubowym. Wszędzie bywał, wszystko widział, wszystkich znał. A przecież od 1952 roku był profesorem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie 1 kwietnia (!) 1945 roku został asystentem na wydziale malarstwa; bardzo dużo pracował, i to w czasach, kiedy graficy wszystko robili własnoręcznie...

Chciałoby się rzec, że to, co najważniejsze w twórczości Tomaszewskiego, zaczęło się od Międzynarodowego Festiwalu Młodzieży, który podobnie jak wystawa w Arsenale, otworzył okno na rzeczywistość nie tylko artystyczną, i od fryzu namalowanego z Wojciechem Fangorem na Marszałkowskiej, by zasłonić powojenne ruiny przed oczami przybyłych na festiwal, dla których zaprojektował także charakterystyczną chustkę. Ale zaczęło się dużo, dużo wcześniej. Tomaszewski, przedwojenny absolwent Szkoły Przemysłu Graficznego im. Marszałka Piłsudskiego i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, od najwcześniejszych lat zdobywał laury, by wspomnieć rok 1948, kiedy na Międzynarodowej Wystawie Plakatu w Wiedniu zdobył pięć nagród, po kolejne, których nie sposób wyliczyć. Wystawiany na całym świecie, projektował też wystawy innych, we współpracy z Wojciechem Zamecznikiem i Jerzym Hryniewieckim. Czegóż nie robił, nie mówiąc o niezwykle intensywnym i barwnym życiu: plakaty, okładki książek, scenografie (dla kierowanego przez Kazimierza Rudzkiego Teatru Syrena w Łodzi, później w Warszawie), typografie i rysunki satyryczne. Wszystkiego mnóstwo i wszystko najwyższej jakości, co brzmi niemal jak slogan reklamowy.

Wystawa w Zachęcie, choć zbiega się ze stuleciem urodzin Henryka Tomaszewskiego, nie ma charakteru jubileuszowego, nic z oficjalnej celebry, to nie byłoby w jego stylu. Stanowi jednak doskonały przegląd jego twórczości. Nowe pokolenia, tłumnie zwiedzające wystawę, mogą zetknąć się z największą osobowością polskiej sztuki i życia kulturalnego drugiej połowy XX wieku. Organizatorzy pokazali na niej trzy najważniejsze dziedziny działalności Tomaszewskiego: plakaty, zarówno w wersji drukowanej, jak i ich projekty (katalog zawiera pełny spis wykonanych prac), sztukę książki, wreszcie liternictwo, traktowane nie tyle użytkowo, ile jako okazja do estetycznych i humorystycznych niekiedy wariacji. To ostatnie umiejętnie wykorzystał jego syn, również grafik, Filip Pągowski na okładce angielskiej edycji książki towarzyszącej warszawskiej wystawie.

[1] "Byłem, czego i wam życzę. Henryk Tomaszewski". Wystawa zorganizowana w stulecie urodzin Henryka Tomaszewskiego. Warszawa, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, 15 111-10 VI 2014.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji