Artykuły

Wiktor Hugo na scenie Wrocławskiej

Z okazji 150-lecia urodzin Wiktora Hugo ukazał się w naczelnym organie falangistów hiszpańskich w "A. B. C." pamflet na wielkiego poetę, podpisany nazwiskiem José Pemartina. Artykuł ten roi się od takich słówek, rzucanych pod adresem Wiktora Hugo, jak "głupiec", "oszust", "demagog", "demoralizator", "człowiek, staczający się na samo dno wulgarności", "czułostkowy belfer".

Nic w tym nie ma dziwnego, - znamy przecież stanowisko gen. Franco, który rozpoczął swe działanie od zamordowania wielkiego poety Federica Garcia Lorci, do milczenia zmusił dramaturga Jacinta Benavente, wygnał Rafaela Albertiego - a zakazał dzieł Balzaka, Stendhala, Maupassanta, Flauberta, Zoli, Byrona i - Dantego! Wiemy także, iż w zwalczaniu Wiktora Hugo specjalizuje się prawica francuska, iż domaga się wycofania utworów wielkiego romantyka z programów szkolnych i z repertuaru głównych scen narodowych.

Dziwić się natomiast musimy, że teatry polskie w tak małym stopniu korzystają w układaniu swych planów repertuarowych z dorobku pisarza, który jest twórcą "Hernaniego" i "Ruy Blasa". Nawet w roku jubileuszowym dwa tylko teatry pomyślały o wielkim dramaturgu romantycznym: poznański, który zagrał fragment Lukrecji Borgii (na akademii ku czci Wiktora Hugo) i wrocławski, gdzie zatriumfował "Angelo, tyran Padwy".

A przecież mamy liczne powody do wdzięczności wobec wielkiego pisarza i płomiennego szermierza pokoju. Wiktor Hugo wielokrotnie stawał w obronie uciskanego i gnębionego narodu polskiego. Jest twórcą poematu La Pologne (Polska) i autorem manifestu na rzecz powstania 1863 roku. Przedtem jeszcze rządowi Ludwika Filipa rzucił Hugo zdanie, iż hańbą jest dla Francji bezczynnie patrzeć na rozbiory Polski.

W rozwoju naszej kultury odegrał Hugo rolę niemałą. Młodziutki 26-letni Henryk Sienkiewicz współpracował w zbiorowym przekładzie Roku 1793, a wspomina o artyzmie Hugo w "Szkicach węglem". "Hernaniego" z zachwytem przekładał twórca "Komedii", Apollo Nałęcz Korzeniewski. O Wiktorze Hugo z uniesieniem pisał w listach do matki młodziutki Juliusz Słowacki. Bolesław Prus stwierdził, iż Hugo potrafił połączyć mistrzostwo formy z głębią myśli społecznej. Najświetniejsi aktorzy polscy XIX stulecia znajdowali w utworach Wiktora Hugo sławne role: Królikowski, Modrzejewska, Dawison, Hoffmanowa, Rapacki, Sosnowski, Mielewski, Siemaszkowa, Żółkowski, Bolesław Leszczyński, Śliwicki, Bończa... Modrzejewska grała niemal we wszystkich sztukach Hugo; w niektórych (m. in. w "Angelo") kreowała po kolei kilka ról. Dopiero w okresie Młodej Polski zrodził się przesąd o "niesceniczności" i przestarzałości tych dramatów. Teatr wrocławski dający świadectwo rozwoju naszej kultury teatralnej na Ziemiach Odzyskanych, także i pod tym względem odegrał rolę dodatnią. Premiera "Angela" stała się wydarzeniem; nie tylko dlatego że sztuka ta nie była u nas grana od lat przeszło 70; nie tylko dlatego, że W. Hugo nie gościł na naszych scenach od lat 30 (ostatnio "Ruy Blas" w warszawskim Teatrze Polskim w r. 1921). Faktem doniosłym można nazwać premierę wrocławską przede wszystkim dlatego, iż wykazała pełną wartość sceniczną dramatów Hugo dla dzisiejszej widowni polskiej, ich żywotność i aktualność.

Trzeba się przyjrzeć wrocławskiej widowni, aby zrozumieć, jak mocno reagują dzisiejsi widzowie na urok romantycznej, szlachetnej poezji. Akcję "Angela" śledzą z zapartym tchem; sceny pełne humoru witają głośnym śmiechem, momenty wzruszające - nierzadko wywołują wzruszający płacz. Jakże dalekie te czasy, gdy poezja powodowała w teatrze - tylko zblazowane ziewanie.

Mógłby ktoś powiedzieć, że "Angelo" nie należy do najlepszych tragedii Hugo, że śmiałością perspektyw myślowych nie dosięga ani "Ruy Blasa", ani "Cromwella", ani "Hernaniego" czy "Marion Delorme". Zapewne. Jest tu jednak śmiały atak na despotyzm, na rządy tyranów, na system ucisku stanowego tak jeszcze potężny w chwili powstawania tej tragedii (wiosna 1835). "W utworze dramatycznym musi być zawsze surowa idea" - pisał Hugo w przedmowie do "Angela". Surową ideą "Angela" jest krytyka społeczeństwa, które najszlachetniejszych i najmądrzejszych skazuje na poniżenie. Prawdziwa bohaterka tragedii to aktorka Tyzbe, wygnana - w myśl pojęć ówczesnych - poza obręb społeczeństwa, posądzona o najgorsze uczucia, a zdolna do najszlachetniejszych. "Postawić naprzeciw siebie - tak definiuje swą myśl Hugo - w działaniu wynikłym z uczuć, dwie poważne i bolesne postacie, kobietę w społeczeństwie i kobietę poza społeczeństwem, to jest w dwóch żywotnych typach, wszystkie kobiety, całą kobiecość. Ukazać jak owe kobiety bywają często wspaniałomyślne, a zawsze nieszczęśliwe. Bronić jednej przeciw despotyzmowi, drugiej przeciw pogardzie. Uczyć jakim próbom opiera się cnota jednej, jakimi łzami zmywa się zmaza drugiej. Przerzucić winę na tego co jest w istocie winny, to jest mężczyznę, który jest silny i na układ społeczny, który jest absurdalny". Oto mamy w pełnym rozkwicie romantyzmu kwestię kobiecą na tle stosunków, w których nie tylko o honorze ale i o życiu decyduje jedno słowo mężczyzny złego, samolubnego, tępego i okrutnego! Przeniesienie utworu w przeszłość i za granicę w pozorną egzotykę włoskiego XVI stulecia nie przeczy aktualności utworu, gdyż Hugo - jak pisze - chce dostrzegać teraźniejszość w przeszłości i przeszłość w teraźniejszości. I można sobie wyobrazić, jakim echem odbiła się na widowni paryskiej 1835 roku owa wymowna obrona aktorki i atak na ustalone pojęcia hierarchii, honoru, moralności. Łzy nie tylko wzruszenia, ale i oburzenia wyciskał na pewno moment, w którym niewinna Katarzyna bardzo po ludzku tłumaczy mężowi, że nie jest gotowa na śmierć i że nią nigdy nie będzie. A równocześnie jakimże to było wszystko wymownym potępieniem systemu denuncjacji, szpiegostwa, szantażu i intryganctwa!

Kiedy spytano Gide'a, kogo uważa za najwybitniejszego francuskiego poetę dramatycznego, odpowiedział: "Wiktora Hugo ...niestety!" W owym "niestety" mieściło się zaznaczenie głębokich różnic światopoglądu między autorem "Immoralisty" i "Fałszerzy" a twórcą "Chłost" czy "Ruy Blasa". Lecz równocześnie był tu wyraz uznania dla talentu pisarza, zdobywającego swym urokiem nawet i wrogów.

Jaka jest istotna pozycja francuskiego teatru romantycznego, któremu przewodził Hugo? Gdy dziś czytamy owe utwory, uderza pewna zbieżność ze starą tradycją klasyków francuskich, a szczególnie z tragediami Corneille'a. Walka wzniosłości jest istotą dramatycznego konfliktu, jak w "Cydzie". Lecz w rozwiązaniu dramatycznych założeń jest już spora doza realizmu. To ona każe dostrzec więcej rycerskości w bandycie ściganym przez prawo niż w następcy tronu, więcej uczciwości i zdolności politycznych w lokaju bez nazwiska niż w dziedzicach na j świetnie j szych rodów, bezinteresowność i czystość uczuć w "jawnogrzesznicy", niewolnika we wszechwładnym na pozór tyranie, wszechpotężnego intryganta w nędznym zbirze, męczennicę etykiety w królowej hiszpańskiej. W momencie pisania "Angela" Wiktor Hugo, choć mistrz władania wierszem, niespodziewanie sięga po prozę - jak Juliusz Słowacki w "Złotej czaszce" - może chcąc zaznaczyć, iż tych tragedii nie trzeba stawiać na piedestałach patosu, że trzeba w nich przede wszystkim szukać ludzkiej prawdy.

Teatr wrocławski z wyraźną troską o realizm wystawił "Angela". Zachowano oczywiście nastrój tajemniczości i grozy, już dzięki scenografii Jadwigi Przeradzkiej, która skonstruowała pałace gdzie w ścianach otwierają się tajemnicze przejścia, pod balkonami wyczuwamy wielopiętrowe przepaście, w kaplicach domowych przygotowują się na śmierć bezbronne kobiety, a wszędzie czyhają zbiry i donosiciele absolutyzmu. Ten nastrój, w sposób dyskretny i artystyczny wydobywała też reżyseria Wilama Horzycy. Nie było w przedstawieniu sztucznego patosu, ani melodramatycznej pozy. Renata Fijałkowska jako aktorka Tyzbe przeżywała bogate uczuciowe doznania swej postaci bez cienia fałszywej "aktorskości"; niepokój, zazdrość, a potem bolesna pewność nie wywoływały u niej niepotrzebnego podnoszenia głosu czy szlochu. Małgorzata Lorentowicz jako Katarzyna miała bardzo przekonywającą bezradność. Sprzeczać by się można natomiast o Homodei (Andrzej Polkowski). Hugo mówi w przedmowie, że to jest zawistnik, wieczny przeciwnik tego co na górze, szpieg w Wenecji, eunuch w Konstantynopolu, pamflecista w Paryżu. Wiemy, choćby ze Straconych złudzeń Balzaka (gdzie w pierwszym wydaniu Hugo wy-stępował pod własnym nazwiskiem), że autor "Katedry Notre Dame" cierpiał boleśnie wskutek zawiści owych właśnie pamflecistów. Można więc sobie wyobrazić owego Homodei jako fałszywie uśmiechniętego człowieka, pozornie dobrotliwego i życzliwego, obdarzonego spokojną zdolnością hipnotycznego narzucania własnej woli, najzupełniej wyrazistego psychologicznie. Chyba niepotrzebne byłyby w takim ujęciu owe dziwaczne pozy i przesadne grymasy, jakimi przybrał swą rolę Polkowski.

Dobry i swobodny przekład Mariana Żurawka przyczynił się do sukcesu. Poza wszystkimi wartościami wrocławskiego przedstawienia, wykazującego żywotność teatru hugoliańskiego dla naszej widowni - wydaje mi się, że utwory Hugo można traktować za wstęp do czekającej polskich aktorów wielkiej bitwy o nowe realizacje teatru Juliusza Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji