Artykuły

O. Dostatni: Obejrzałem "Golgota Picnic". Nie jestem nim zgorszony

Spektakl Grotowskiego w połowie lat 70. prymas Wyszyński nazywa "prawdziwym świństwem". I mija 20 lat i tenże Grotowski dostaje wielką kościelną nagrodę artystyczną w Rzymie - przypomina o. Tomasz Dostatni, komentując protesty przeciw spektaklowi "Golgota Picnic".

W Poznaniu mocno się zagotowało w obszarze Kościoła i kultury. A ja pamiętam, jak w czasie pierwszego festiwalu "Solidarności" wydawało się, że przenikanie światów artystycznego i religijnego jest procesem wzbogacającym i jednych, i drugich. A stan wojenny, z otwartą przestrzenią świątyń i klasztorów dla różnych wydarzeń artystycznych, był czasem, w których u krakowskich dominikanów w kapitularzu mogły występować poznańskie Ósemki. Zresztą, nie tylko tam i nie tylko one. Dla mojego pokolenia, dorastającego w tym czasie, to doświadczenie otwartości Kościoła było czymś oczywistym i jakże kształtującym. Uczyło wrażliwości na inne przeżywanie świata niż moje własne. A przyjaźnie z tamtych czasów, pomimo wykopanych rowów ideologicznej wojny, przetrwały i ciągle są nadzieją, że głęboki rozłam między kulturą a Kościołem, który widzimy dziś w Polsce, w Poznaniu, jest możliwy do pokonania.

Co się z nami dziś stało?

Niech symbolem będzie przemiana spojrzenia, która dokonała się w procesie wzajemnego oswajania i wzajemnego odkrywania. Wzajemnego zaciekawienia. Spektakl Grotowskiego "Apocalypsis cum Figuris" w połowie lat 70. zostaje ostro oprotestowany przez bp Bronisława Dąbrowskiego, a prymas Wyszyński w kazaniu w Krakowie na Skałce nazywa go "prawdziwym świństwem". I mija 20 lat i w 1998 roku tenże Grotowski dostaje wielką kościelną, międzynarodową nagrodę artystyczną Fra Angelico w Rzymie, której kard. Glemp jest przewodniczącym komitetu honorowego. On też (Grotowski) - jak zauważył wtedy Konstanty Puzyna - zmierzył się "z mitem Chrystusa i dokonał transgresji za pomocą dialektyki prowokacji i bluźnierstwa z jednej strony, a fascynacji i tęsknoty z drugiej strony". Co się więc z nami dziś stało, że - zamiast próbować zrozumieć pytania stojące nawet za najostrzejszym wykrzyczeniem bólu samotności - wolimy rozmawiać przez oświadczenia i wprowadzamy logikę "dyskusji" na ulicy i barykadach, a nie podejmujemy trudnej sztuki dialogu i wzajemnego poznania racji?

Obejrzałem "Golgota Picnic"

Obejrzałem spektakl "Golgota Picnic". Nie jestem nim zgorszony, nie jestem nim obrażony. Choć rozumiem zarazem, że dla wielu moich braci w wierze może on być szokujący, obrazoburczy, obsceniczny i miejscami nie do zaakceptowania w swojej dekonstrukcji przedstawiania wątków religijnych. Ale język teatru, wyrazu artystycznego, dziś różni się od języka kazań czy katechezy w szkole. I może warto, abyśmy jako chrześcijanie żywej wiary zadali sobie trud przynajmniej zrozumienia podstawowego przesłania takich spektakli, w których przenika się ważna krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego z rozpaczą wypływającą ze spojrzenia na kondycję dzisiejszego człowieka oraz właśnie dekonstrukcją osoby i posłania Jezusa Chrystusa. Artyści próbują opisać świat, zrozumieć go w innym języku, z inną wrażliwością. Często odwołując się do prowokacji, także bluźnierstwa. Można przypomnieć zasadę, że czasami wolno im więcej, bo są artystami.

Dla mnie osobiście niezmiernie ciekawym jest pytanie, co siedzi w głowach i duszach ludzi. Jak to widzi mój rówieśnik, argentyński reżyser. I czy aby w kraju papieża Franciszka nie postawiono sobie pytań dotyczących świata, w którym żyje, o pokolenie wcześniej niż w naszej części Europy? Pytań dotyczących przemiany, której poddany jest każdy z nas. Jak wygląda współczesna Golgota? Czy jest tylko symbolem, czy może ma jakąś konkretną twarz? Jak wygląda twarz człowieka naprawdę samotnego - i tego żyjącego w okropnej biedzie Ameryki Łacińskiej, której symbolem są fawele, i tego zamkniętego w pozornie bezpiecznym mieszkaniu w centrum Warszawy, Paryża, Madrytu czy Poznania? Czy krzyk rozpaczy człowieka samotnego, który jeszcze nie chce być obojętny na zło świata, ja - chrześcijanin - usłyszę, gdy jest wypowiedziany w innym języku niż mój własny - teologicznej, religijnej wrażliwości? Ten spektakl to także krytyka egoizmu ludzi i społeczeństw wypowiedziana z innej niż moja perspektywy. Ale czy błędna? Wolę takie myślenie niż konfrontację na ulicy. Bo ta nie tylko nie pozwala na rozmowę i wyjaśnienie swoich intencji, ale może się wymknąć spod kontroli i wtedy wszyscy obudzimy się z doświadczeniem wstydu, iż temu nie zapobiegliśmy. Zawsze daję pierwszeństwo rozmowie, temu, aby zasiąść do wspólnego stołu, choć nie jestem naiwny i wiem, że czasami jest to po ludzku już niemożliwe.

Pamiętacie bunt Konrada?

Do istoty demokracji należy dyskusja na każdy temat - przypomniał to niedawno w innym kontekście naszych polskich sporów mój przyjaciel ksiądz - nie ma tematów zabronionych czy niewygodnych. Każdy głos dotyczący spraw ważnych powinien wybrzmieć. Nie należy go się bać. A tych głosów, z którymi w dużej części się nie zgadzamy, warto słuchać szczególnie uważnie. Bo może tam jest w nich coś, czego sami nie potrafimy zauważyć. Ludzi, z którymi wydaje się nam, że się nie zgadzamy, nie traktujmy z pozycji wyższości moralnej i nie traktujmy ich, "jakby byli intelektualnymi potworami". A co do wątków obrazoburczych w sztuce, teatrze, literaturze. To nie tylko Grotowskiego można tu przywoływać z własnego podwórka, ale przede wszystkim Mickiewicza, u którego pamiętny bunt Konrada z "Dziadów", wykrzyczany Panu Bogu w twarz, jest dziś częścią naszego kanonu literatury narodowej. Uczymy o tym w szkole. I jakoś potrafimy zrozumieć i okoliczności, i stanowisko Watykanu w stosunku do naszych powstań narodowych. Nawet gdy ciągle się z wieloma faktami nie zgadzamy.

Chcę wierzyć, że poznańskie doświadczenie ze spektaklem "Golgota Picnic", gdy opadną emocje, pozwoli zasiąść do wspólnego stołu - niech będzie okrągły - przy którym ludzie świata artystycznego i ludzie religii będą znowu próbowali zrozumieć odmienne światy, w których żyjemy. Bo przecież to tylko my myślimy, że te światy się nie przenikają. Różnorodność jest bogactwem. Potrzeba tylko wyjścia z własnych, to znaczy zakreślonych przez siebie "kredowych kół" absurdu.

* Tomasz Dostatni - dominikanin, duszpasterz inteligencji, publicysta. Zaangażowany w ruch ekumeniczny, dialog społeczny. Urodzony w Poznaniu, był dyrektorem wydawnictwa "W drodze". Teraz w Lublinie - prowadzi m.in. Debaty Dwóch Ambon, dominikańską Fundację "Ponad granicami", a w ramach Konfrontacji Teatralnych w Lublinie cykl spotkań z filozofami "Jak żyć?". W Poznaniu wspólnie z PKO BP organizował konwersatorium "Przedsiębiorczość - Kultura - Religia", a w SWNHiD debaty "Ponad granicami".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji