Artykuły

Kara boska na playboya

W przypadku arcydzieł warto zaczy­nać od pieca. W klasycznym podręczni­ku historii literatury francuskiej Lansona czytamy o Molierowskim "Don Juanie", że jest satyrą na libertynizm tak częsty u wielkich panów w XVII wieku. Wypa­da tu również przypomnieć, że wiek sie­demnasty we Francji, zwany Wielkim Wiekiem, miał w sobie ogromne bogac­two światopoglądów filozoficznych i kierunków duchowych: od fanatyzmu religijnego po uczone wolnomyślicielstwo (le libertinage erudit). Kursowało wówczas powiedzenie: gdzie trzech le­karzy, tam dwóch ateistów. Na tym tle postać Don Juana reprezentowała coś więcej niż tylko przysłowiowego uwo­dziciela i wielkopańskiego bezbożnika. Była także refleksem myśli wyzwalają­cej się spod autorytetu Kościoła. Bez tamtego historycznego kontekstu nie sposób zrozumieć "Don Juana". A bez uwzględnienia kontekstu obecnego, nie sposób go dziś grać tak, by widza to co­kolwiek obchodziło.

"Don Juan" pokazany ostatnio w tele­wizji budzi w tym względzie mieszane odczucia. Mieszaniną stylistyczną jest jego strona plastyczna według koncep­cji Andrzeja Majewskiego, w modnym dziś żargonie sztuki zwanej postmodernizm. Akcja tego ufilmowanego teatru tczy się w pustych, zrujnowanych budowlach, a także w zielonych plenerach. Kostiumy postaci są skrojone wedle dzisiejszej mody (na przykład stroje skinów), w której wszelkie anachronizmy są dozwolone, za to dodana w adaptacji telewizyjnej - jako klamra dramaturgiczna - trupa aktorów dopowiadają-a tok akcji jest w strojach dawnych. Leszek Wosiewicz, również reżyser spek­taklu, oparł swój scenariusz na przekła­dzie Bohdana Korzeniewskiego, pisa­nym w języku współczesnym. Jest to wersja, tendencyjnie wolnomyślicielska, zgodnie ze światopoglądem tłuma­cza. Natomiast - jakby na ironię - spek­takl Wosiewicza ukazuje nędzę i klęs­kę Don Juana, osobistego nieprzyjaciela Pana Boga.

O takim sensie przesłania ostatniego Don Juana przesądza gra Andrzeja Se­weryna w roli głównej. Seweryn jest niezwykle sugestywny: jego Don Juan to zniszczony, zmęczony rozpustnym i cy­nicznym życiem, podstarzały playboy, którego dzień rozpoczyna się reanimacja. Jeden służący robi mu masaż, drugi orzeźwia twarz wodą. W dosadnie po­kazanych scenach miłosnych nie ma ra­dości, jest tylko zepsucie. Takiego to od razu za przyrodzenie i na gałąź - nie czekając na karę boską! Blada twarz, przeważnie nieruchoma jak maska, zna­mionuje zło wcielone, uśmiech, jaki czasem się na niej pojawia, wyraża zło­śliwość i perfidię. Najbardziej wymow­ne są przenikliwe, świdrujące oczy, wskazujące na inteligencję i przewrotną siłę. Żadna z pozostałych postaci - ża­den z pozostałych aktorów - nie ma tak wyrazistego spojrzenia. Ten Don Juan odnosi zwycięstwo nad wszystkimi na tym świecie. Choć ma też chwile słabo­ści - jak w rozmowie z ojcem, kiedy za­ciska pięści w bezsilnej złości, i w sce­nie z pobożnym żebrakiem - kiedy na twarzy bezbożnika maluje się niepew­ność. Odreagowuje histerią wizytę Ko­mandora, ze szlochem zdzierając z sie­bie ubiór i wkładając szatę pokutną. Ale już zaraz wraca do formy i odgrywa przed Sganarelem wyrachowanego ob­łudnika. Dopiero gdy Komandor ściska mu rękę i w Don Juana trafia piorun, grzesznik rozpoznaje w nim grom boży i korzy się przed Bogiem. Nagie ciało zwija się z klęczek w embrion i rozpry­skuje we wszechświecie.

To piękna scena w tym ogólnie uro­dziwym widowisku, w którym ostatnie słowo należy do Sganarela. Wykrzykuje on do krucyfiksu swoje żale i pretensje, że jego zasługi nie zostały wynagrodzo­ne przez Boga (u Moliera chodzi po pros­tu o pensję). Ta puenta nie jest jednak w stanie przeważyć w całości przedsta­wienia, które głosi, że Bóg jest najwyższą mocą, jej nikt nie może się i oprzeć ani dorównać.

Ani jej dosięgnąć - bo nie sprawia te­go ani modlitwa żebraka, ani bluźnierstwo Don Juana. Fideistyczna wymowa jest tak silna również z tej przyczyny, że żadna postać w tym widowisku nie mo­że mierzyć się z osiągnięciem techniki aktorskiej Andrzeja Seweryna. Nie jest dla niego partnerem przede wszystkim Zbigniew Zamachowski w roli Sganare­la - rola ta zrobiona jest niemal natural­nymi i prymitywnymi środkami. Ani Grażyna Szapołowska jako skrzywdzo­na zakonnica Elwira, ani Krzysztof Kowalewski.- Pan Niedziela, także zbyt naturalny, by nie powiedzieć - amator­ski. Za to młoda aktorka Ewa Konstan­cja Bułhak wiarygodnie zagrała Karolkę jako wypindrzoną dziewczynę ze wsi w typie "sklepowa u rzeźnika", lecącą na polor bogatego pana z miasta. Szkoda, że podobnie charakterystycznych typów nie było więcej, gdyz wtedy "Don Juan" nie działby się wszędzie i nigdzie, i może nawet zdołałby kogoś przestraszyć i nawrócić. A najlepiej, gdyby również bawił, bo przecież jest to komedia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji