Artykuły

Toruńskie "Przedwiośnie"

Teatr toruński rozpoczął sezon przedstawieniem "Przed­wiośnia" w adaptacji J. Adamskiego. Powieść Źeromskiego, będąca bez wątpienia efektem przemyśleń autora nad konfliktową rzeczywisto­ścią społeczną pierwszego okresu II Rzeczypospolitej jest głęboko zwią­zana z owym trudnym okresem ro­dzenia się klasowo rozdartej państwowości polskiej. W sposób do dziś interesujący obrazuje także Żeromski początki powstawania nowe­go niepodległego państwa, które po długim, okresie niewoli przestało być wreszcie "mitem" i "śmieszną ideą". 50 rocznica odzyskania niepodległo­ści została więc godnie uczczona wy­stawieniem adaptacji dzieła jednego z największych naszych pisarzy XX w., spektaklem tym cenniejszym, bo nawiązującym do doskonałych in­scenizacji klasyki polskie, z któ­rych słynęła niegdyś scena toruń­ska; uczczona została kontynuacją modelu teatru wielkich problemów - zaangażowanego w treści i poe­tyckiego w formie.

Od czasów ukazania się "Przedwio­śnia" minęło przeszło 40 lat. Nie można się więc dziwić, że niektóre problemy poruszone w nim przez Żeromskiego mogą się wydawać współczesnym - któ­rzy z jednej strony inaczej już i głę­biej pojmują znaczenie historyczne Wielkiego Października, z drugiej zaś mają za sobą doświadczenia i katakliz­my II wojny światowej - nieco naiw­ne. Wciąż jeszcze jednak można się do­szukać akcentów współczesnych, w tym wielkim wezwaniu do obrachunku i dy­skusji nad dalszymi losami owej mło­dziutkiej Polski. "Przedwiośnie", jak większość książek Żeromskiego, ma w sobie pewne dysproporcje kompozycyj­ne rzutujące na całość wymowy ideo­wej dzielą. Wyraźne preferowanie wąt­ku obyczajowo-miłosnego, zajmujące­go niemal polową dzieła - musiało za­ważyć na nieco skrótowym potrakto­waniu najwolniejszej z punktu widze­nia ideowego III części dzielą, w któ­rym zawarta jest prawdziwa, i ostatecz­na ewolucja ideowa pokolenia Baryki.

W adaptacji Adamskiego to kom­pozycyjne zwichnięcie widać bardzo wyraźnie. Zbytnie rozbudowanie części pierwszej, z konieczności (ja­ko uwertura) niescenicznej i dość luźno powiązanej z właściwym dra­matem (który rozpoczyna się w Nawłoci), odejście od głównej proble­matyki utworu, kontrapunktowane jedynie refleksjami Baryki w akcie II - to niewątpliwie błędy adapta­tora, który chciał zbyt wiernie przenieść na scenę tekst Żeromskiego. Nie wiem, czy błędów tych można było ze względu na określony, nie­zbyt wyważony ilościowo i jakościowo materiał literacki - uniknąć. Wiem jednak, że teatr nie mógł ich to inscenizacji "Przedwiośnia" cał­kowicie naprawić, choćby z tego po­wodu, że każda część powieści ma odrębną stylistykę. I tak - wyraź­nie prologowa ekspozycja ukazująca warunki ideowego rozwoju bohate­ra - jest z racji swego skondenso­wania bardzo opisowa, pozbawiona napięcia dramatycznego, a więc niesceniczna - odpowiadająca raczej teatrowi poezji. Część II - Nawłoć jest jej całkowitym przeciwień­stwem. To kopalnia znakomitego materiału teatralnego obfitująca w realistyczne, zindywidualizowane, soczyste dialogi i ogromną ilość interesujących z punktu widzenia realistycznego wydarzeń - cóż, kiedy ta właśnie część rozmija się niejako z zasadniczą intencją dzieła; więcej - istnieje niejako "sama w sobie". I wreszcie akt III - najważniejszy dla planu ideowego jest najsłabszy artystycznie i niewdzięczny w tea­tralnej inscenizacji ze względu na dużą ilość rezonerskich partii tek­stu. Wszystkie te powody zaważyły oczywiście na statecznym kształcie toruńskiego "Przedwiośnia". Szcze­gólnie niespójny z całością był akt I, oparty przede wszystkim na retro­spektywnej narracji, rozegrany w konwencji teatru poetyckiego. Oczywiście potraktowanie przedakcji jako swoistej, nastrojowej uwer­tury było konieczne, niemniej wydaje mi się, że pewne skróty tek­stowe zdynamizowałyby tę nieco przydługą - choć czystą stylistycz­nie ekspozycję. Akty II i III były już oparte na zupełnie innej zasa­dzie i mimo znacznie - nawet w stosunku od adaptacji ograniczenia wątków zbliżały się raczej do mode­lu oszczędnego teatru realistyczne­go.

Przedstawienie toruńskie nie było więc na pewno jednolite stylistycznie - ale to już są uroki większości adapta­cji. Niemniej - reżyser Hugon Moryciński w poszczególnych aktach te jed­ność w zasadzie zachował. W efekcie powstał spektakl interesujący także i w swej warstwie formalnej, operujący śmiałym skrótem - choćby owa inau­guracyjna scena, z wozem - arbą, ,na którym Baryka przewozi - jak się domyślamy - ciała zabitych (znakomicie korespondująca ze scenografią J. A. Krassowskiego), czy bardzo dobre sce­ny zbiorowe - zebrania i sądu. Nieco mniej wdana była scena balu - do­kooptowani do zespołu statyści (a szczególnie statystki) nie odznaczali się poczuciem rytmu. Zresztą owych inte­resujących rozwiązań reżyserskich było - szczególnie w części III - o wiele więcej. Najwoażniejsze zaś jest to, że Moryciński nie zgubił właściwego sensu zakończenia, które Żeromski napisał niejako wbrew sobie - więcej, dodał mu szczyptę szlachetnego patosu - bez natrętnej jednoznaczności. W toruń­skim "Przedwiośniu" Baryka nie idzie przeciwko tłumowi żołnierzy na mę­czeństwo - przedstawienie kończy się zbieraniem się grupy ludzi, która za­pewne dołączy do pochodu, a w której jest także Cezary, i to jest właśnie prawidłowa, współczesna aktualizacja idei Żeromskiego. Inscenizacja klasyki nabrała tu koloru interpretacji ideo­wej.

Interesującą poetycką scenografią stworzył Janusz Adam Krassowski. Była to scenografia monumentalna w swojej surowości z pięknym, ma­lowanym tłem kojarzącym się z wi­dokiem ziemi pokrytej topniejącym elementu fałszywej dekoracyjności przy prawie całkowitym funkcjonalizmie (i znów wyjątkiem była sce­na balu).

Jest rzeczą sprawdzoną, że trudne zadania dobrze wpływają na akto­rów nie pozwalając na uśpienie am­bicji zespołu. Tak też się stało i tym razem.

Spektakl był wyjątkowo wyrów­nany aktorsko, co w dużej mierze przyczyniło się do sukcesu przedsta­wienia. Rolę Cezarego Baryki grali na przemian Janusz Ostrowski i Ja­nusz Michałowski. Oczywiście za każdym razem spektakl był nieco inny, ponieważ role te zostały opracowane zupełnie odmiennie. Ostrowski był - zgodnie zresztą ze swoimi warunkami - prawie współ­czesnym "angry young man" - Czarusiem zbuntowanym w sposób trochę jeszcze chłopięcy. Był ner­wowy, zmienny, żywiołowy i bardzo jeszcze młody. Zupełnie inny był Cezary Michałowskiego - skupiony, myślący, jak gdyby rozważający wszystkie "za" i "przeciw", szuka­jący w sobie właściwego rozwiąza­nia. Był to typowy outsider, który widzi sprawę polską wyraźniej niż wszyscy pozostali, bezpośrednio w kształtowaniu tego państwa uczest­niczący. Pozostałe role wypadły prawie równie dobrze. Szczególnie wyróżnić należy Marię Chruścielównę, Grażynę Korsakow, Andrze­ja Salawę (znakomity Hipolit), Je­rzego Śliwę (najbardziej chyba "żeromska" postać - Gajowiec Witolda Tokarskiego, Stanisława Sparażyńskiego i Marka Bargiełowkiego, który z malutkiej rólki Jędrka zro­bił prawdziwe cacko.

Pierwsza toruńska premiera sezo­nu 1968/69 wypadła więc interesują­co. "Przedwiośnie" jest na pewno dużym krokiem naprzód w poszuki­waniu nowych środków i nowego repertuaru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji