Artykuły

Rzecz o Polsce

Szukając dalekich tradycji tego wieczoru, jego literackich antenatów, trafiamy bez trudu na jedno magiczne słowo, określające kierunek, postawę i pasję: "Wese­le". Z bardziej bezpośredniego prze­kazu żyje w nim na pewno Gombro­wicz. Ożywają doświadczenia Bim-Bomu. Czuje się bliską obecność STS. Z obcych pojawia się Beckett, z daleka kłania się Ionesco. Metodą są tu skróty i kojarzenia, oparte na niedopowiedzeniach i symbolach, które rozumie cała Polska. Skecze i pantomima, krótkie gagi i insceni­zowane dowcipy, wszystko to na podkładzie muzycznym, wypełniają scenę wypraną z wszelkich dekora­cji. Ale uwaga. Ich tkanka jest spe­cyficzna. Faktura - niespokojna i zaskakująca, jak nieomal wszystko, co powstaje pod wpływem najnow­szych prądów w literaturze i tea­trze. Rządzi nimi ciąg wolnych ko­jarzeń, czasem szokujących bezwła­dnością, przypominających zautomatyzowanie naszych odruchów, cza­sem działających na zasadzie kon­trapunktu, kontrastu, zaskoczenia. Sam sposób kojarzeń i skróty, oraz ich odpowiednik formalny w into­nacji, mimice i grze aktorów jest najciekawszą częścią wieczoru.

Program tętni polityką, płynie w nim żywa krew aktualności, widomie trawi go gorączka poszukiwań, mocno bije puls znaczeń, określają­cych rolę i sens słów, min, gestów. Zorganizowany przy teatrze m. st. Warszawy kabaret "Koń" przerwał blisko roczne desinteressement na­szych scen najbliższymi sprawami tego świata i zaprezentował wieczór, który coś wydrwiwa, przed czymś ostrzega, coś postuluje. Pod wątlutką powłoczką aluzji kryje sprawy za­czerpnięte wprost z sedna Wielkiego Niepokoju. Po raz pierwszy od mie­sięcy, nie licząc "Imion władzy", szczególnie w ich krakowskim wy­daniu, teatr przemawia bezpośred­nio do widowni językiem wspólnej troski. Jest to język drwiny, żartu, wykrzywionej gęby, nieprzerwanie towarzyszą mu wybuchy śmiechu, kwitujące liczne pointy i świet­ną grę pięcioosobowego zespołu, ale gdy w drugiej części programu wy­konawcy ściszają tok narracji sce­nicznej i robi się nagle liryczna, pełna niedomówień chwila, chwila rozmyślań - "włos jeży się na gło­wie", takie to wszystko jest weso­łe, takie wesołe, że aż smutne. Zu­pełnie jak w tym powiedzeniu sta­rego górala: "Aleście uceni, tak uceni, jaze głupi".

A więc celność. Celność i zakres.

Jest to program, który biorąc naj­ważniejsze odrzuca wszelkie mity, wszelkie pozory, wszelką jakże bzdurną - stylistykę. Odrzuca co martwe, aby zachować co żywe. Nie trzeba tłumaczyć dyna­miki takiej postawy. Nie trze­ba wyjaśniać jej założeń. Ka­baret przypomina różnicę zacho­dzącą pomiędzy korzystaniem z cu­dzych doświadczeń a małpowaniem cudzego stylu. Nic więcej. Drwi­na jest tu zuchwała, ale - skutecz­na. Negacja ostra, ale - konieczna. Sarkazm bezwzględny, ale - ożyw­czy. Właśnie on ocala wartości i ponad negację wynosi troskę o za­chowanie samych fundamentów rze­czy, w imię których przeprowadza się czystkę rekwizytów. Słowo "re­wolucyjny" tylekroć nadużywane, tylekroć ośmieszane i zdeprecjono­wane przez nadgorliwych ministran­tów Metody, szafujących bez miary kadzidłem frazesów, wyprane z ca­łej bujdy, przywrócone do swojej godności i rangi, może być tu użyte z czystym sumieniem - podobnie jak używało się go kiedyś określając teatr Dejmka czy war­szawski Studencki Teatr Satyry. Tak - to jest program rewolucyjny, rewolucyjny i rewelacyjny zarazem, wyzwalający dawno niespo­tykane napięcie.

Polityka znowu ożywia teatr. Teatr znowu wraca do polityki, do aktualności, do życia. Wszystkim przejadły się już rewelacje repertua­rowe Paryża i Londynu sprzed pię­ciu lat. Owszem, nikt nie gardzi dobrą konserwą, ale odżywianie z puszki, nawet gdy jemy najwystawniejsze potrawy, wreszcie się znu­dzi i człowiek zatęskni w końcu do krwistego befsztyka czy dobrego ta­tara. Coś podobnego przydarzyło się nam wszystkim, karmionym bez wy­boru najbardziej pesymistycznym repertuarem tamtej strony, aż do momentu, w jakim nawet najmniej bystry reżyser czy krytyk spostrzegł, że nie tędy droga, a import, choć­by najprzedniejszy, nie załatwi naj­głębszego niepokoju i serdecznej tro­ski widowni. Tylko teatr aktualny, poświęcony współczesności, może odwołać się do jej niepokoju, tylko on może poruszyć widza. Zrozumiał to Teatr Warszawy i - odwołał się do widowni, do jej wyczucia aktu­alności, do jej politycznego doświad­czenia. Uczynił to przy pomocy ka­baretu, nie spektaklu, ale właśnie kabaretu, rządzonego rygorami sce­ny, lecz znacznie swobodniejszego w wyborze tekstów i form, znacznie bardziej bezpośredniego. Właśnie ka­baret, nie dramat, pozwala na naj­silniejsze napięcie aktualności i aluzji.

A aktualność - to zagrożenie ze strony starych rekwizytów, to pijaństwo, kult wszystkiego, na czym odcisnęło się signum Zachodu, to cały nasz charakter narodowy, zna­komicie podchwycony i sparodiowa­ny w "Koniu". Nie ma co: ten wieczór jest wydarzeniem. Jest mani­festacją żywotności, niepokoju, i - wciąż jeszcze żywej - ideowej siły teatru. Agituje za rozsądkiem przeciwko bzdurze ubranej w togę powagi, określa z kim, a zwłaszcza - przeciw komu. Gdyby nawet miał pozostać efemerydą (co było­by ogromną szkodą dla całego na­szego życia teatralnego), to i tak należy mu się najlepsza pamięć. Lecz nie dla pamięci, ale z rzetel­nej wdzięczności przypominam na­zwiska autorów i - równocześnie - aktorów kabaretu: Zbigniew Bogdański (tylko teksty), Mieczysław Czechowicz (teksty), Jerzy Dobro­wolski, Wiesław Gołas, Zdzisław Leśniak, Mieczysław Stoor (tylko aktorstwo), Stanisław Wyszyński (aktorstwo), opracowanie muzyczne Je­rzego Wojciechowskiego, przy for­tepianie Elżbieta Szczepańska. Po co krakać, gdy anonsuje się zjawisko, którego rola i znaczenie wykraczają poza zwyczajowe zainte­resowania i wpływy kabaretu? Na­wet gdy doświadczenia skłaniają do pesymizmu - odrzućmy pesymizm, bo to, czym jest "Koń", powinno mieć przyszłość w kraju, który nie che rezygnować z prawa do samodzielnego myślenia, ironii i śmiechu.

P.S.

Cały zespół kabaretu składa się z sze­ściu osób. Teatr, który pierwszy zaprosi go do siebie sprawi swojej publiczności wielką frajdę. Menażer, który zajmie się gościnnymi występami ,,Konia" zgarnie ponadto poważną forsę. Ojcowie miasta Krakowa, obywatele, dyrektorzy i Ty nieznany mi bliżej Organizatorze, który mógłbyś, lecz jeszcze nie wiesz czy warto - zaproście, koniecznie zaproście ,,Ko­nia" do Krakowa! Warto. Naprawdę wart!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji