Artykuły

Natalia Sikora wygrała "Voice of Poland" i poszła własną drogą

Laureatka "The Voice Of Poland" Natalia Sikora zostawiła w tyle telewizyjną rzeczywistość i poszła w stronę blues opery o "czymś więcej". Piosenki z albumu "BWB Experience" będzie można usłyszeć 27 czerwca w warszawskim klubie Progresja. Z Natalią Sikorą rozmawia Konrad Wojciechowski w Metrze.

Powiedz, dlaczego na twojej "Bezludnej Wyspie Bluesa" nikt nie mieszka?

- Jak to nikt? A blues? On tam przecież został.

Ale w pojedynkę. A co z miłością, dlaczego jej także tam nie ma?

- Bo się skończyła [śmiech]. To była piękna miłość, którą zniszczył świat. Można się bawić w Romea i Julię, ale to historia na inną płytę, nie moją. Tu doszło między dwojgiem ludzi do euforii, po której została pustka. Ona tam mieszka razem z bluesem.

Czyli "nie jesteś Julią wierną na balkonie", jak śpiewała o sobie inna wokalistka?

- Nie jestem, a i Romeo na żadnym balkonie nie czeka. Jeśli się gdziekolwiek znajdziemy, to prędzej pod wodą albo w ogniu. Tymi piosenkami rządzą żywioły i stany emocjonalne. Teksty same w sobie nie są najważniejsze, one żyją razem z muzyką. Chcę na koncertach otwierać ludzkie uczucia, zobaczyć ich poczucie wyobcowania, radości i wariactwa. To mnie najbardziej interesuje.

Przygotowałaś aż dwie płyty. Czy podzieliłaś w ten sposób skrajne stany emocjonalne pary bohaterów, kobiety i mężczyzny?

- Pierwotny scenariusz zakładał przygotowanie trzech płyt. Ale uszczupliłam materiał o kilka piosenek, zawierając moją trylogię na dwóch albumach. Pierwsza część jest bardzo rozemocjonowana - mówi o pożegnaniu miłości, co zostało zaszyfrowane w utworze "Umilknąć", w którym kobieta opuszcza mężczyznę. W drugiej części, to, co umarło między tym dwojgiem, błąka się po wyspie, widzi świat dookoła i go nazywa. Najbardziej duchowa - trzecia część - przemawia wprost do słuchacza puentą: "A ty wstrzel się, zastąp mnie, jak nam psom bezludnym, śmieciom ludzi przystało". Zakładam, że ten przekaz dotrze do ludzi, którzy podobnie jak ja czują się bezludnymi psami.

Maria Peszek też podobnie śpiewa: "Ej, wy, ludzie psy". Traktujesz psa jak alegorię człowieka, który na tej wyspie emocjonalnie nisko upada?

- Maria postawiła znak równości między człowiekiem a zwierzęciem, a ja stawiam psa ponad człowieka. U mnie ludzie mentalnie się skończyli. Została muzyka i istoty symbolicznie nazywane psami, które się nią interesują.

Masz świadomość dokonania rzeczy artystycznie oryginalnej, swoistej blues opery, która swą monumentalnością może jednak dekoncentrować koncertową publiczność?

- Mam taką misję, aby na koncertach nawiązać do formuły spektakli Led Zeppelin, kiedy sety trwały po trzy, cztery godziny. Graliśmy już cały ten materiał na żywo i jest on otwarty na ludzi. Liczę, że publiczność pewne rzeczy zaśpiewa razem z nami. Niech ta muzyka coś ludziom zrobi, niech wyjdą z koncertu zmęczeni, ale z poczuciem oczyszczenia. Słyszałam, że Janis Joplin, Jimi Hendrix czy już wspomniani Zeppelini tworzyli właśnie takie misteria. Chciałabym tego doświadczyć.

Myślisz, że twoje koncerty przerodzą się w performance artystyczno-ludyczny?

- Jeżeli sztuce zostały na tym świecie jakieś zadania do wykonania, to tylko performatywne. Jako ludzie jesteśmy bardzo bystrymi bestiami. Idziemy na koncert i wiemy, kogo chcemy posłuchać. Idziemy do teatru i też wiemy, kogo chcemy zobaczyć. A ja mam propozycję - dajmy się zaskoczyć! Tylko w taki sposób sztuka może dzisiaj skutecznie kontaktować się z widzem.

Blues stał się twoim przeznaczeniem, czy jest tylko przystankiem w drodze przez show-biznes, z którego jeszcze przesiądziesz się w autobus z napisem "muzyka popularna"?

- Blues kojarzy mi się z krwią i ja chcę tę całą krew z siebie upuścić. Nie interesuje mnie sama forma bez emocji. Rdzenni bluesmani opierali swoją sztukę na wołaniu, które dla mnie ma interaktywny sens, bo pobudza publikę do odpowiedzi, czyli aktywnego uczestnictwa w tym, co robię. Nie mówię "nie" innej muzyce, ale pod warunkiem, że oferuje głębokie sedno.

Jedno mi nie gra: tradycyjny blues jest oszczędny w słowach, a ten twój jest bardzo rozgadany.

- To prawda, dziękuję za to spostrzeżenie. Długo dyskutowałam o tym z ojcem, który powtarzał mi jak mantrę, że nie śpiewam klasycznego bluesa. A ja przyznawałam mu rację i mówiłam, że nie zamierzam tego robić. Nie mieszkamy nad rzeką w Ameryce wśród tamtych pól, trudno więc, abyśmy udawali znawców gatunku. Ja tą płytą o nic nie walczę. Tylko o słuchaczy.

Śpiewasz: "jeśli kochać to błąd, nie chcę mieć racji". To pożyczone motto?

- Te słowa pochodzą od Janis Joplin, która kiedyś w newralgicznie ekstremalnym stanie powiedziała do faceta w swoim pokoju hotelowym: "Jeśli jesteś moim przyjacielem, weź wiaderko, załatw przy mnie swoje potrzeby i wyjdź". On tak postąpił, a ona została z tym sama. Później napisała: Jeśli kochać to błąd, to ja nie chcę mieć, k a, racji".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji