Artykuły

W Wiedniu i w Weronie (fragm.)

Tyle szczęścia naraz nie spotkało lubelskich teatromanów chyba nigdy. Premiery odbędą się dzi­siaj w obydwu naszych teatrach repertuarowych adresujących swe przedstawienia do doro­słych. W Teatrze im. J. Osterwy zaprezentowana zostanie trage­dia Williama Szekspira "Romeo i Julia", w Teatrze Muzycznym - "Amadeusz" Petera Shaffera do­pełniony muzyką Wolfganga Ama­deusza Mozarta.

Jednak szczęście nie jest pełne. Widzowie nie będą mogli szybko przenieść się z pałaców Werony na cesarski dwór w Wiedniu, bo w Osterwie spektakl rozpoczyna się o godz. 18, a w Muzycznym za­ledwie pół godziny później. Pocie­szenie w tym, że obie placówki pokazują też swoje produkcje ju­tro.

Premiera Szekspira, to dla każdej sceny wielkie święto. Teatr im. Ju­liusza Osterwy nie rozpieszczał nas na przestrzeni minionych dziesięcioleci nadmiarem realiza­cji wielkiego stradfordczyka - ostatni był "Hamlet" z 1978 roku - by nadrobić te zaległości w do­brym stylu na przestrzeni ostat­nich sezonów. W 2001 roku odby­ła się premiera wciąż granego z powodzeniem "Poskromienia złośnicy", a dziś kurtyna pójdzie w górę na premierze "Romea i Ju­lii". Reżyserem obu spektakli jest dyrektor Teatru Śląskiego Bog­dan Tosza. W roli kochanków wszech czasów zobaczymy Annę Kurczynę i Bartosza Mazura - oboje podziwialiśmy ostatnio w "Biesach" wg Dostojewskiego. Wspaniałego materiału aktorskie­go dostarczają w tej tragedii także inne role. Ojciec Laurenty, po­wiernik Romea to kolejne odmienne wyzwanie dla Pawła Sanakiewicza, Szymon Sędrowski wleje swą energię w postać beztroskiego Merkucja, mrocz­nym (znowu) Tybaltem będzie Ja­cek Król. Na czele zwaśnionych rodzin staną: Jan Wojciech Krzyszczak - Montecchi i Henryk Sobiechart - Capuletti. Księciem Werony mianowano Jerzego Kur­czuka.

Renesansowy przepych, malowniczość stylowego kostiumu nie oznaczają wcale, że zobaczymy widowisko historyczne i archaicz­ne. Wszyscy realizatorzy podkre­ślają współczesność dzieła Sze­kspira, namacalną dzięki nowe­mu przekładowi Stanisława Ba­rańczaka. Lubelska publiczność najwyraźniej stęskniła się za sze­kspirowskim melodramatem. Re­alizacji z 1919 roku nikt już za­pewne nie pamięta, a ostatnia scena balkonowa odbyła się w lu­belskim teatrze w 1961 roku, kie­dy to Romeem był Jan Machulski. Łatwo obliczyć, że premiery "Romea i Julii" odbywają się u nas regularnie co 42 lata. Od dziś następna okazja do spotkania z dziełem Szekspira zdarzy się dopiero w 2045 roku. Radzimy nie cze­kać.

Cóż to będzie za bal!

W spektaklu "Romeo i Julia" Wil­liama Szekspira zapowiada się je­den z największych balów, jakie zna scena. Teatr Osterwy posta­wił na rozmach, a znakomity choreograf Przemysław Śliwa do­konał dzieła. Oczy dwojga mło­dych ludzi w maskach odnajdą się na tym balu. Będzie to miłość śmiertelna. Capulettich i Montecchi, możne rody z renesansowej Werony dzieliła starannie pielęgnowana nienawiść. Przekorny los kazał zakochać się w sobie ich dzieciom. Ju­lia - w tej roli prześliczna Anna Kurczyna, nie pozwoli, by Romeo - romantyczny Bartosz Mazur - zbyt długo wyczekiwał pod balko­nem. Oświadczy się pierwsza w słowach, które, jak mówi aktor­ka: "prywatnie nie przeszłyby mi przez gardło". Całą historię ich krótkiej miłości, potajemnego małżeństwa i pożegnania w gro­bowcu Szekspir zawarł zaledwie w czterech epizodach. Ale jakież to sceny...

Bogdan Tosza (reżyser)

Od bardzo dawna chciałem zrobić tę sztukę. Podstawowy warunek to mieć Romea i Julię. W odmłodzonym zespole Tea­tru Osterwy odnalazłem swo­ich bohaterów, tworzą wspa­niałą parę. Szekspir zawsze jest tajemnicą. Wsłuchiwali­śmy się w niego pilnie, cie­szyliśmy się wspaniałym przekładem Barańczaka, jed­nak do chwili obecnej mam wątpliwości, jak interpreto­wać niektóre z jego myśli.

Aleksandra Semenowicz (scenograf)

Reżyser postawił mi tylko jeden wymóg. Mają być cyprysy. Więc są, choć nie zdradzę, w jaki sposób je pokazujemy. Nie mogłam ubrać moich bohate­rów na przykład w dżinsy, bo założenie było takie, by współczesny język przekładu Barańczaka zderzony został z tradycyjnym renesansowym kostiumem.

Paweł Dobrzycki (światło)

Moją ambicją jest wtopić się ze świa­tłem w całość przedstawienia. Do opowie­dzenia jest pewna historia, która wymaga oprawy. Jest noc, świt, dzień, rodzi się pe­wien nastrój. Jeżeli reżyser mówi o tworzeniu poetyckiej aury czy magii, to już kwestia interpretacji. Ja starałem się być maksymalnie blisko Sze­kspira i zamysłu inscenizacji, w której światło jest jednym z elementów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji