Artykuły

Polska walka o ogień

- Co takiego się zdarzyło, że moglibyśmy przestać myśleć, że rzeź Pragi już nigdy nam się nie przydarzy? Twitter? Rozmowa z Janem Klatą w Gazecie Wyborczej.

Dorota Wodecka: Był pan w Hurghadzie? Jan Klata: Nigdy, ale może powinienem. Aktorzy opowiadali, że Hurghada działa na Polaków. A pani była? Nie byłam. Jestem ciekawa, co z nami robi. - Robert Piernikowski, kompozytor do "Termopil polskich", który - jak na gwiazdę alternatywnego hip-hopu przystało - musiał się imać różnych zajęć, opowiadał, że kiedy pracował na lotnisku przy przeładunku bagażu, obserwował kontrast pomiędzy nastrojem i zachowaniem Polaków wylatujących czarterami do Hurghady i wracających stamtąd. Zstępowali niczym z niebios. Zrelaksowani, odprężeni, niewrzeszczący na siebie i na swoje dzieci. Szedł od nich blask aureoli słońca, piasku, opalenizny i opcji all inculsive.

Dobrze im zrobił urlop od polskości?

- Wątpię, czy akurat w Egipcie jest możliwy urlop od polskości. Frajda prócz darmowych drinków polega na tym, że wypoczywając za ciężko zarobione pieniądze, można się poczuć kolonizatorem. W stosunku do naszych braci zza miedzy mieliśmy podobne zapędy, kiedy złoty był walutą mocniejszą od koron czeskich czy słowackich. Kupując knedliczki i alkohol, zachowywaliśmy się niczym arabscy szejkowie. Pomiataliśmy sąsiadami, bo było nas na to stać. Iście imperialny samozachwyt. Na Rosjan też patrzymy z góry.

Rubel też nie jest mocniejszy niż złoty.

- I Rosjanie rzecz jasna gorsi od Polaków. Na portalach internetowych co rusz pojawiają się zdjęcia z cyklu ''Rosja to nie kraj, to stan umysłu'', czyli popatrzcie, jacy to debile.

Pana spektakl ''Termopile polskie'' według tekstu Tadeusza Micińskiego trudno nazwać filorosyjskim.

- Jest w takim samym stopniu antyrosyjski jak antypolski, antywłoski czy antyniemiecki. Pracowaliśmy ze wspaniałymi aktorami Teatru Polskiego we Wrocławiu nad tym tekstem niezwykle instynktownie i nie wszystko, co z nami zrobił, potrafię nazwać. Słowa wyjaśnienia mogą okazać swoją ułomność wobec twórczego szaleństwa o charakterze zbiorowym.

Ale dlaczego pan w ogóle po niego sięgnął?

- Bo jest niczym choroba dwubiegunowa - genialny i grafomański. ''Jesteśmy w jasełkach, a nad nami furie żywiołaki zrodzone z ludzkich nikczemnych namiętności. Wciąż się obełgiwałem tym głupim optymizmem''.

Nie możemy przecież udawać, że nic się na Wschodzie nie dzieje, że to tylko car przesyła nam sentymentalną pocztówkę z imperialnej przeszłości. ''Teraz jest chwila wielkiej szczerości między Słowianami'', wydarzenia na Ukrainie i w Rosji drastycznie zmieniają sposób czytania naszego miejsca w Europie i czasu historycznego, w jakim żyjemy. Wczasy się skończyły. Czas powrócić z długiego weekendu ''w moczar krwawy i bolesny'', jak pisze Miciński.

Mamy do czynienia z państwem, które musi się rozszerzać, bo w przeciwnym razie ma wrażenie, że panuje w nim smuta. ''My atakujemy, Europa drży i cofa się nazad. My żywioł - nas nie pytać kuda? zaczem? Przed nami tylko cofać się lub zmieniać się w słup''. Tako rzecze Potiomkin, książę Taurydy. Czyli Krymu.

Odgrzebywanie nastrojów sprzed dwustu lat i antyrosyjska wymowa tekstu to jednak mało nowatorskie. A już dla pokolenia wolności, wychowywanego w sieci, wręcz abstrakcja.

- Oczywiście. Zaprzyjaźnijmy się z nimi na Facebooku. Lubimy te same zespoły - Skorpionsi też pogwizdywali u nich ''Wind of Change'' przy blasku zapalniczek. Wspólnie zalajkujmy koncert Red Hot Chili Peppers na placu Czerwonym. ''Give it away, give it away, give it away now!''. Tylko jakby co, to Red Hot Chili Peppers wyjadą do siebie uprawiać californication, a my będziemy się wyrzynać. Rzeczywiście, superperspektywa.

Upiory pan budzi.

- To nie przeze mnie i nie przez Micińskiego panicznie zaczęliśmy dopuszczać do siebie możliwość, że mimo z górą dwustu lat, które minęły od rozbiorów, być może historia znów ruszyła w tym samym kierunku i że zakończyły się nasze wakacje od historii.

Mapa nie jest kreślona na zawsze. Jeśli przed 25 laty zmienili się nam wszyscy sąsiedzi, dlaczego teraz sąsiedzi nie mieliby się zmienić naszym sąsiadom? Niestety, nie potrafimy wyrwać tego kawału ziemi i przełożyć w inne miejsce, może bardziej bezpieczne. Krwawa gruda - płodna ziemia, jak wieszczyli bracia Słoweńcy z grupy Laibach. Był wówczas rok 1984 bodajże.

Pan jest katastrofistą.

- This is Sparta! Przeczucie tego, co czai się na Wschodzie, które zamordowany prawdopodobnie przez bolszewików Miciński przypłacił życiem, oczami Zachodu wygląda na polskie przewrażliwienie albo wręcz rusofobię. Europa Zachodnia rozumie przecież w imię swojego Chelsea-spokoju rosyjski punkt widzenia i z jej Schröder-perspektywy jesteśmy tymi, którzy judzą.

Pytanie jednak, czy możemy sobie pozwolić na cokolwiek innego niż katastrofizm. Czy jesteśmy w stanie doprowadzić do realnego pojednania z Rosją? Z Niemcami nam się udało, chociaż wątpię, czy przestaliby myśleć o swoim interesie, gdyby się trzeba było dogadać z postsowieckim imperium ponad naszymi głowami. Tego w pakiecie pt. ''Pojednanie'' nie było.

Bliżej nam do nich niż do Europy.

- Może i tak. Mówię to jako Jan Igor Klata. Miałem dostać Igor na pierwsze, ale jednak aż tak daleko panslawizm w rodzinie się nie posunął.

Ale przecie myśmy Słowianie, choć katolicyzmem zborsuczeni, odrobinę zdradzieccy, bo nie cyriliczni. Zamiast wypierać się naszej najskrytszej natury, powinniśmy się z nimi jakoś zrozumieć. Król Staś w pewnym momencie pyta: ''Czy zaszło jakieś nieszczęście?''. I słyszy szczerą odpowiedź Potiomkina: ''U nas nieszczęść nie bywa''.

Tymczasem oni wilkiem, my zającem. Dość groteskowo pan to komentuje na scenie.

- Odwieczne ''Nu pogodi!''. Tylko że Rosjanie doskonale wiedzą, że są wilkiem, a my nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy zającem. W ostateczności chcemy się chować za hipopotama, ale ten nie zawsze jest rychliwy, żeby się za nami upomnieć. Dlaczego miałby? W czasach niematerialnego kapitalizmu nie oczekujmy, że ponadpaństwowe i ponadnarodowe twory wspomogą słabsze państwa, poświęcając swój zysk.

Czym jest Virtuti Militari z perspektywy City? A finansowa stolica bardzo słowiańska przecie. Kto jest właścicielem co bardziej popłatnych połaci Londynu? No przecież nie rodzina Poniatowskich, na Boga!

Owszem, można o tym wszystkim nie myśleć. Wyemigrować wewnętrznozewnętrznie i stać się obywatelem Europy, który nie będzie miał problemów z powodu nieszczęśliwego położenia swojego państwa na mapie.

Nie będzie się zastanawiał, co się tutaj zdarzy i jak ewentualnie zostaniemy potraktowani, tylko pielęgnował polską tradycję bożonarodzeniową. Od czasu do czasu ku oburzeniu i zniesmaczeniu wyspiarzy skonsumuje karpia. Można zostać i pielęgnować rodzaj fatalizmu, że oto ktoś wyda rozkaz, ktoś nas wymorduje, a potem my zrobimy z tego muzeum, skądinąd rewelacyjne.

Albo będziemy szukali materiału na film, który opowie światu o naszej tragedii. Nie, stworzymy poemat! Naszą bronią poemat. Będziemy trwać w pieśni, pieśń nas ocali przecież.

Stworzyła nas takimi, jakimi jesteśmy. ''Pono nasi biją w tarabany''. W tak zwanych szumnie ''nurtach Elstery'', czyli w bagnistej Plejsie. Osłaniając odwrót małego oszusta, trafieni czwartym, sojuszniczym najprawdopodobniej pociskiem.

Pan o Polsce myśli, tak?

- ''Tak, jest nad nami wszystkimi w Polsce i w Rosji Fatum złe''. Zastanawiam się, co też takiego się zdarzyło, że moglibyśmy przestać myśleć, że rzeź Pragi już nigdy nam się nie przydarzy, że nie jesteśmy w Europie w tym samym miejscu, w którym zawsze byliśmy, za co zawsze płaciliśmy tak ogromną cenę bolesnej samoofiary, krzyża, który dziś nikogo nie przekona, pielgrzymki do dziwnych wirydarzy, które są dla Dusz Umęczonych. No, co takiego się zdarzyło? Twitter?

Przez ten czas zawarliśmy sojusze.

- Sojusze niewarte złamanego guzika. Przed z górą dwustu laty też mieliśmy pozawierane sojusze. Ambasador Lucchesini dawał nam gwarancje króla pruskiego i solennie zapewniał, że Polska nie może upaść, bo stoi równowagą sił pomiędzy Rosją i Austrią. Te wszystkie pakty są tyle warte, ile obietnice literackiego noblisty Winstona Churchilla. Jak przyjdzie do dzielenia łupów, to nasz bohaterski pilot może zostać co najwyżej cieciem u nich w fabryce.

Historyczne rozgoryczenie przez pana przemawia. Już rozumiem, dlaczego tekst Micińskiego pana trafił.

- Trafił mnie i w nim utonąłem. ''Człowiek nie może po śmierci naraz oprzytomnieć''.

Nie potrafię powiedzieć, na ile nasi rządzący są traktowani w ten sam sposób, jak byli traktowani kolejni polscy przywódcy przez ostatnie dwieście lat. Historia to pokaże, oczywiście poniewczasie, jak to historia.

Reakcja publiczności na ''Termopile polskie'' może wskazywać istnienie niebezpieczeństwa, że zostaną potraktowani w ten sam sposób, w jaki potraktowali nas w II wojnie światowej alianci obiecujący nam złote góry za mięso armatnie. Pożyjemy - zobaczymy. Rosjanie też tak mówią, zdaje się. Tymczasem przed pałacem prezydenta RP stoi pomnik bohatera ''Termopil polskich''. Na koniu, rzecz jasna, z niewiadomych przyczyn w stroju rzymskim. Powinien być bardziej spartański, a la Leonidas. No, ale rzeźbiarz Thorvaldsen, a co Duńczycy wiedzą o umieraniu...

Pisał Miciński: ''Tu król Wyporek rządzi nad słabym gęsioludem - sąd chwiejny, żołnierz tchórz (...), tyrański szlachcic, tępy mnich i brak zespołu z ludem, wiecznie kłótliwe ja i małe serce - zamiast Ptaka Żaru...''. Tak wyglądamy po 25 latach wolnej Polski?

- Nie udało nam się przez ten czas spowodować, by jedni drugich brzemiona nosili, co jest wielką porażką wszelkich struktur ewangelicznych, nauczycieli i każdego człowieka, który zajmuje się działalnością publiczną.

Od czasów sarmackich myślenie wspólnotowe jest nam obce. Nie potrafimy działać bezinteresownie na rzecz innych. Bez afiszowania się, po prostu dla cichej satysfakcji, że ułatwiliśmy lub uprzyjemniliśmy bliźnim życie. Że dzięki mnie na przykład nie stoi na każdym rogu ulicy pięćdziesiąt sześć różnych zakazów i nakazów drogowych i kilkaset osób ma szansę przeżyć, bo wie, że kiedy ma zwolnić, to ma zwolnić. Tymczasem jest ich nawalonych tyle, że po dziesiątym ja jako kierowca przestaję zwracać uwagę na jakikolwiek.

Ten bałagan przekłada się na zasadnicze wartości, jak ludzkie życie, zdrowie, poszanowanie dla prawa. Jeśli w teatrze w pobliżu wejścia na scenę tabliczka z napisem ''Prosimy o absolutną ciszę, trwa próba generalna!!!'' stoi miesiącami, to trudno się dziwić, że w czasie próby jest hałas.

Nikt się nie przejmuje tym, co wspólne. Tym, co zostawiamy naszym następcom, z którymi nie jesteśmy związani rodzinnymi więzami. W jednej z najważniejszych scen spektaklu król Staś mówi do swojego bratanka Pepi oraz brata-prymasa: ''Oni nas nienawidzą, bośmy Poniatowscy!''. I ma rację oczywiście.

Nie handlujemy państwem.

- A jak oceniać wysokiego urzędnika w Ministerstwie Finansów, który tworzy skomplikowany system podatkowy, a kiedy skończy swoją kadencję, zakłada wielką firmę doradczą pomagającą wynajdywać w nim luki prawne? Albo urzędnika odpowiadającego w mieście za planowanie przestrzenne, który w zamian za mieszkanko znajduje furtkę, która umożliwi deweloperowi ominięcie ustalonego przez niego przepisu? Premiera, który po zakończeniu swojej misji doradza dużemu wszechświatowemu bankowi o raczej wieloznacznej reputacji? Nie uważam, że to drobne sprawy, które nie niszczą państwa. Jeśli dodać do tego absolutny brak odpowiedzialności za to, co wspólne, to scenariusz historyczny sprzed dwustu lat pasuje jak ulał.

Teraz muszę powiedzieć: przesadza pan, że nic się nie zmieniło. Mamy wolny kraj.

- Którego mental się nie zmienił. Wzajemne relacje są pełne pogardy, a zależności folwarczne, jak zauważył niedawno Andrzej Leder. W latach 90. w Petersburgu widziałem, jak przechodzący na zielonym świetle piesi uciekali przed samochodami. Bo ten, kto ma auto, jest panisko i może ciebie, śmiecia idącego na piechotę, przejechać. Takie życie. Totalny darwinizm.

Domniemanie, że każdy chce nas, za przeproszeniem, wydymać, jest powszechne. Dlaczego na polskich drogach nie udaje się jazda ''na suwak''? Nie wpuścimy innego kierowcy, bo przecież nas nikt nigdy nie wpuścił. Lewy migacz, zmyła i w prawo między samochody w korku na prawym pasie. I jesteśmy bardzo zadowoleni, że nam się udało być o bezcenne trzy minuty szybciej w domu rodziny na swoim. A dziatki nasze patrzą i uczą się, że life is brutal.

Uczestnicząc w ramach realizacji ideału kalos kagathos w długodystansowych biegach ulicznych, widuję zawodników, którzy wsiadają do tramwaju, żeby podjechać trzy przystanki, a potem jak gdyby nigdy nic radośnie przekraczają linię mety. Albo skracają trasę, a potem chwalą się czasem, jaki uzyskali.

Po co?

- ''Bohater jest tam nikim, Wielbicie spryt w łajdaku'' - to Miciński. Mieliśmy w liceum Batorego kolegę, pół-Japończyka, który zauważywszy na klasówce, że koledzy od niego odpisują, zasłonił kartkę. Pamiętam nieprawdopodobne oburzenie wszystkich i jego zdumienie, dlaczego my mamy do niego pretensje. ''Przecież okradacie mnie z mojej pracy, z mojego czasu, który poświęciłem na naukę''. Była pani może kiedykolwiek na zebraniu wspólnoty mieszkańców?

Nie.

- A ja byłem - wielce traumatyczne doznanie. Nie do załatwienia jest, żeby winda działała sprawnie, a urwana rynna nie zalewała wszystkich mieszkań. Jesteście na górze, więc wasz problem, że wam zalewa, twierdzą ci z dołu. Ci z parteru nie chcą płacić za windę. Ci z górnych pięter nie zrobią nic ze śmietnikiem zaglądającym w szyby tych z parteru. Po psie sprzątać? Wkładać w to rękę? No, nie! Zwariowaliście chyba? Domofon rozwalony trzeci tydzień, bo każdy myśli, że kto inny zadzwonił do serwisu. Każdy ma inny interes, ale generalnie wszystkim zależy, żeby mieć święty spokój, bo po co coś robić, skoro i tak się nie uda. Po pięciu minutach zebrania sąsiad pyta, czy zarządca ma coś jeszcze do powiedzenia, bo on ma zaraz brydżyka i już idzie. Wypisz wymaluj szlacheckie sejmiki króla Sasa.

Nie jesteśmy w stanie się dogadać w skali mikro i makro. Makro tylko cash and carry. A publicznie z państwową wizytą, gdzie, kto, czym, z kim leci i kto za co jest odpowiedzialny, to zależy, bo jedni są moi, a drudzy nie są moi. Jedno nam się udaje absolutnie unikalnie w skali światowej - pogrzeby.

Castrum doloris; ''Panie Wołodyjowski, larum grają!'' - te sprawy. Serce tutaj, reszta gdzie indziej, ręka, noga, mózg na ścianie. Wawelskiej, oczywiście. Książę Józef Poniatowski też tam spoczywa, on pionierem, nim tradycję zainicjowano. Piłsudski fenomenalnie przewiózł swego idola Słowackiego na Wawel na pokładzie statku ''Mickiewicz'', Piłsudskiego pięknie powieźli na lawecie, kwiecie od stuleci ściele się gęsto w żałobnym szpalerze.

Martwy Polak to dobry Polak, no chyba że nieprawdziwy, jak na przykład taki Miłosz. Wtedy kontrowersja, czy on aby na pewno nasz kwiat narodu.

Funkcjonujemy tylko i wyłącznie w kategoriach trybalnych.

W teatrze, któremu pan szefuje, również?

- Im dłużej patrzę z bliska, jak na przykład realizowane są w moim zakładzie pracy szczytne ideały ''Solidarności'', przyglądam się mieszaninie bezczelnego kretynizmu panoszącego się zarówno na poziomie komisji zakładowej, jak i wyżej w strukturach związkowych po linii i na bazie, kiedy słucham pouczeń jakiegoś pana ze zbrojeniówki, który objawia, jak mam prowadzić teatr, bo on wie, gdyż jest ekonomistą z wykształcenia, to myślę, że może czasy się zmieniły, ale Polacy wcale. Jedynym uczuciem zdolnym skłonić nas do zbiorowego działania jest strach.

Wtedy jest już przeważnie po ptakach, znaczy po jednym, bo czarne orły dziabną białego. Notabene, wiedziała pani, że orzeł bielik jest czarny właściwie - tylko główka biała? Przy pracy nad ''Termopilami polskimi'' mieliśmy problem scenograficzny: wykonano jeden do jednego naszego prapolskiego orła bielika, pracownie podeszły do tego rzetelnie ornitologicznie, no i powstał problem symboliczny. W efekcie orzeł bielik ze spektaklu wyleciał, bo się wrażo kojarzył. Wracając na ziemię, tę ziemię: każda familia tworzy własne dojutrkowe burgrabiostwo.

Horyzont czasowy: dla urzędników - do następnych wyborów, dla reszty - do pierwszego. Plus święty spokój w pakiecie. Odpowiedzialność? Co najwyżej za wspólnego grilla na balkonie, w rodzinnym gronie. Takie to jest nasze trio: ojciec, wujo, no i stryjo.

Dlaczego nie będzie inaczej: ''Polacy, smutni sabotażyści''

Socjologowie twierdzą, że to pokłosie czasów feudalnych.

- Dziedzictwo Mszczuja? Nie za daleko sięgamy w naszej walce o ogień?

Ucieczką od miniplemiennych zachowań mogło być poddanie się europejskiej kolonizacji i tak zwanym zachodnim standardom, co mogło wymusić na nas racjonalne postępowanie. Ale nie wymusiło. Europa może ze zdziwieniem rzucić okiem na to, jak mawiał Lucchesini, piekło dla chłopów, czyściec dla mieszczan i raj dla cudzoziemców. I podnieść wypielęgnowaną brew.

Leo Beenhakker, który prowadził naszą nieszczęsną reprezentację piłkarską w ramach fuchy przedemerytalnej, zapytany o wrażenia z Polski powiedział, że jest tak cudownie, że kupi tu sobie dom. Było to w Bydgoszczy, bodajże.

Nie kupił.

- Bo to był dowcip. Proszę pani, on trenował kiedyś Real Madryt! Przyjechał nad Wisłę, poczarował tutaj jak kiedyś Cagliostro czy Casanova i wyjechał z dużo cięższą, elegancką walizką. Wolałbym, żeby jednak cudzoziemcy kupowali tu sobie domy, bo wtedy mamy szansę, że nie pozwolą na ''moczar krwawy i bolesny''. W przeciwnym razie strasznie by się przejechali na tych nieruchomościach.

Nie bez powodu prymas Poniatowski wypatrzył sobie pałacyk przy Unter der Linden, a nie na Wierzbowej. I dopóki nie będzie odwrotnie - mapa tutaj będzie się ciągle zmieniała.

''Polska czekała na tę chwilę lat tysiąc'' - mówi sącząca drinka Wita do rozpartego w leżaku księcia Józefa Poniatowskiego. Sądząc po zakończeniu spektaklu, to nie nam pić drinki?

- Ćśśśśśśśśś! Nie zdradzajmy zakończenia... Zakończenie jest otwarte, troszkę zresztą inne, ja nie potrafię go jednoznacznie zinterpretować. Można uważać, że kosmopolityczny playboy generał Poniatowski zdezerterował od polskości, która z zasady nie sączy drinków na leżaku, tylko przełyka krew, a opalać to się może jedynie w krematorium. Ale może on chciał normalnie żyć?

Wiosną all inclusive wiosnę zobaczyć w Hurghadzie? Czy w związku z naszą martyroprzeszłością, którą z takim ogromnym zapałem pielęgnujemy, nie powinna nas cieszyć ciepła woda w kranie, bieżąca ćwierć wieku? Nie mam na to jednej odpowiedzi. Ciepła woda jest sexy w sumie.

A propos wody, tuż przed śmiercią w bitwie narodów pod Lipskiem napoleoński marszałek książę Józef Poniatowski mówi u Micińskiego: ''Bóg powierzył mi honor Polaków - jemu tylko go oddam''. I oddał.

Tymczasem niejaki marszałek Bernadotte w obliczu beznadziejnego odwrotu spod Moskwy poszedł po rozum do głowy i z honorem Szwedów postąpił inaczej. Zdradził Napoleona? Zdradził. A w hekatombie pod Lipskiem straty szwedzkie były minimalne. Czyli drugą stronę też zdradził? No, zdradził. Co z tego? Volvo, Ikea, Abba. Wiem, niesprawiedliwie, ahistorycznie mówię, gdzie Rzym, gdzie Krym, wszak u nas ''Abba, Ojcze!''.

Jakich bohaterów dziś potrzebujemy?

- Po nieostrym '89 roku strasznie trudno jest mieć w Polsce bohatera.

Zawsze się znajdzie ktoś, kto powie: ludzie, przecież to zwykły syn cieśli jest, no co wy, gdzież on po wodzie chodził, po palach zapylał. Nie bez kozery chcieliśmy, by w spektaklu umierający Kościuszko wycharczał: ''Poniatowski - zdrajca! Dąbrowski - zdrajca! Kościuszko - zdrajca!''. Polscy bohaterowie mają tego pecha, że albo z bezinteresownej zawiści robi się z nich zdrajców, albo przypudrowaną kremówkę.

Nie pozostaje nam więc nic innego jak symbol ukrzyżowanej Polski? 20 lat temu Maria Janion obwieściła kres paradygmatu romantycznego, a tymczasem on jest wciąż wszechobecny.

- Dlaczego? Przypomnijmy sobie: samolot pełen Polski spadł Wiadomo-Gdzie. Może jesteśmy skazani na paradygmat, bo nie mamy niczego równie efektownego. Polka - Wita - Chrystusem narodów. Cóż my mamy innego do zaoferowania światu? Słowiańskie dziewczyny plus ''za wolność waszą i naszą'', choć, jak pokazuje historia, to głównie szło o ''waszą''. Belgowie potwierdzą. Może jak im przypomnimy niepodległość uzyskaną dzięki klęsce naszego powstania listopadowego, to zagłosują na nas w konkursie Eurowizji. I będziemy kwita.

Dlaczego przez ćwierć wieku nie udało nam się wypracować innej symboliki tylko wciąż targamy ze sobą tą żałobną Polonię?

- Bo nam Niemiaszki upadkiem muru spektakularne pierwszeństwo ukradli, bo Czesi kluczami na placu Wacława pod przywództwem dramatopisarza dzwonili. A my kotylionu dobrze sobie przypiąć nie umiemy. Ani w osiemnastym wieku trzeciego maja, ani teraz czwartego czerwca. Dlatego cudnie, że Obama przyjeżdża. On nam przypnie. Podobno władcy nigdy nie odwiedzali swoich kolonii... U Micińskiego do Warszawy pamiętnego trzeciego maja przybywają Amerykańczyki ''Break of Day Boys'' i ''Hearts of Steel'', aby wraz z duchem generała Pułaskiego i żyjącym generałem Kościuszką powiedzieć litanię:

''Od rozdwojonego kopyta naszych sąsiadów - wybaw nas!

Od konieczności corocznych powstań - wybaw nas!

Od przyjaciół domniemanych w dyplomacji - wybaw nas!

Od wszystkich innych rzeczy czysto złodziejskich - wybaw nas!".

Grafomania Micińskiego, prawda? Następnie sadzą drzewo wolności. Oby nieprędko musiało być podlewane krwią męczenników.

***

*Jan Klata - ur. w 1973 r., reżyser i dramaturg, jeden z najważniejszych twórców teatralnych ostatnich lat. Autor głośnych spektakli: "H." (według "Hamleta"), "Sprawa Dantona", "Trylogia", "Utwór o Matce i Ojczyźnie". Dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie.

Spektakl reżyserowany przez Klatę we wrocławskim Teatrze Polskim jest szóstą z kolei realizacją "Termopil polskich" w historii polskiego teatru. To opowieść o księciu Józefie Poniatowskim i kluczowych wydarzeniach historii z lat 1787-1813, od Konstytucji 3 maja po targowicę, kampanię polsko-rosyjską, insurekcję kościuszkowską, rzeź Pragi i III rozbiór Polski. Tytuł nawiązuje do określenia nadawanego bohaterskim bitwom na wzór postawy Spartan podczas bitwy w wąwozie termopilskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji