Artykuły

Kawaler srebrnej róży na wybrzeżu

"Kawaler srebrnej róży" w reż. Güntera Mayra w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

Jakkolwiek "Kawaler srebrnej róży" Ryszarda Straussa jest bez wątpienia jednym z najświetniejszych operowych arcydzieł XX wieku, to jednak historia jego wystawień na polskich scenach przedstawia się bardziej niż skromnie. Po świetnej warszawskiej premierze w grudniu 1922 roku, za dyrekcji Emila Młynarskiego (nie byłby sobą, gdyby takiego dzieła nie wprowadził na scenę!), pod batutą Artura Rodzińskiego i z wielką Heleną Zboińską-Ruszkowską w partii Księżnej Marszałkowej, nastąpiła aż czterdziestoletnia przerwa. Dopiero bowiem w 1962 roku pojawił się "Kawaler" znowu na warszawskiej scenie (jeszcze w gmachu Romy), tym razem pod dyrekcją Mieczysława Mierzejewskiego i z pięknymi kreacjami Krystyny Jamroz jako Marszałkowej oraz Krystyny Szczepańskiej w roli młodego Oktawiana. Kilka lat później odważyła się wystawić go Opera Śląska, potem było jeszcze efemeryczne przedstawienie w Łodzi i w 1997 roku znowu inscenizacja w dużym stylu na warszawskiej scenie z udziałem wybitnych włoskich realizatorów, upamiętniona też świetną kreacją Hanny Lisowskiej.

Teraz z kolei szóstą (dopiero!) polską inscenizację dzieła Straussa przygotowała w Gdańsku Opera Bałtycka. Znając skromne raczej możliwości oraz warunki pracy tego zasłużonego skądinąd teatru można było obawiać się, jak też jego zespół poradzi sobie z tyleż pięknym, co i bardzo trudnym dziełem. Dzięki owocnej międzynarodowej współpracy (już z góry zaprojektowano gościnne występy Opery Bałtyckiej z tym spektaklem u naszych zachodnich sąsiadów) rzecz wypadła jednak nadspodziewanie ładnie i ciekawie. Pod batutą utalentowanego kapelmistrza Jean Pierre Fabera, rodem z Luksemburga, muzyka Straussa brzmiała z należną lekkością i wdziękiem oraz z finezyjnie zaznaczonym rytmem wiedeńskiego walca, przenikającym większość kart partytury. Niemiecki z kolei reżyser Günter Mayr zręcznie poprowadził niepozbawioną pikantnych momentów akcję, pomysłowo i kulturalnie rozwiązując min. nieco ryzykowną scenę łóżkową na samym początku opery oraz dynamiczną scenę zbiorową w drugim akcie. Polski zaś scenograf Jacek Mocny zaprojektował dla całego spektaklu gustowne (choć skromne) i znakomicie przy tym funkcjonalne dekoracje.

Partię wchodzącego dopiero w dorosłe życie, ale już wielce kochliwego Oktawiana Rofrano pięknie śpiewała na premierowym spektaklu Rita Lucia Schneider z Wiednia, tworząc przy tym kapitalną, pełną życia postać sceniczną (świetne zwłaszcza sceny z Marszałkową w I akcie oraz dialog z Zofią w akcie II, ślicznie ukazujący zauroczenie obojga "od pierwszego wejrzenia"). Znakomitym odtwórcą roli grubiańskiego i rozpustnego barona Ochsa okazał się Polak ze Stanów Zjednoczonych Paweł Izdebski, świetny zwłaszcza podczas groteskowej nieco sceny prezentacji w domu bogatego Farinala, w którego partii z kolei zaprezentował się z powodzeniem gdański baryton Adam Woźniak. Pełną uroku Zofią była młoda krakowska śpiewaczka Katarzyna

Oleś-Blacha, budząca uznanie swobodą operowania wysokim rejestrem swego srebrzystego sopranu. I tylko kluczowa dla całego dzieła postać walczącej daremnie z poczuciem nieuchronnie mijającego czasu, lecz ciągle spragnionej miłości Marszałkowej -jedna z najpiękniejszych w całej literaturze operowej - wypadła trochę blado w interpretacji Beeli Müller z Frankfurtu, zasługującej skądinąd na uznanie dla swej śpiewaczej maestrii oraz muzycznej kultury. Całe zaś przedstawienie, choć długie, biegło wartko (na ile pozwalał charakter dzieła) i oglądało się je ze szczerą przyjemnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji