Spektakl, jakiego jeszcze nie było
IDĄC do teatru, nastawiamy się zazwyczaj na dwie godziny wygodnego siedzenia w miękkich fotelach. My tkwimy w bezruchu, podczas gdy aktorzy wchodzą na scenę i wychodzą, biegają i gestykulują, tańczą i wykonują tysiące innych ruchów. Ale oto w jednym z polskich teatrów postanowiono zerwać z tym schematem. Przygotowano spektakl, burzący dotychczasowe wyobrażenia o sposobie percepcji sztuki dramatycznej - spektakl, jakiego jeszcze nie było.
Wystawiając "Tamarę" (autorstwa amerykańskich pisarzy Johna Krizanca i Richarda Rose'go) warszawski teatr STUDIO postanowił z przedstawienia wyeliminować ... scenę i widownię. Akcja sztuki rozgrywa się w wielu miejscach, wygospodarowanych z pomieszczeń na zapleczu teatru - w foyer, na korytarzach a nawet na schodach. Widz musi wybrać jedną ze "ścieżek tematycznych" i cały czas podążać za wybranym dowolnie aktorem lub grupą aktorów, rozgrywających swą kwestię. Pozwala to na bezpośredni kontakt z postaciami sztuki, które znajdują się dosłownie w zasięgu jego ręki. Podobnie ma się rzecz z rekwizytami, które odbiegają daleko od tradycyjnego pojęcia rekwizytów teatralnych - tu wszystko jest prawdziwe i w najlepszym gatunku: meble, sprzęty, firanki, obrazy na ścianach, garnitury panów, toalety kobiet, futro Tamary... Autentyzm i luksus towarzyszą widzowi przez cały czas spektaklu - od wstępnego obsypywania go pachnącymi płatkami róży aż po wytworną kolację w przerwie przedstawienia, zjadaną wraz z wykonawcami, a serwowaną z pobliskiego hotelu "Hollyday Inn"...
Akcja sztuki dzieje się we Włoszech w roku 1927. Do willi "Il Vittoriale", w której mieszka powieściopisarz, poeta i polityk Gabriele d' Annunzio związany z ideologią faszystowską, przybywa malarka polskiego pochodzenia Tamara de Łempicka, aby do swej kolekcji portretów wielkich ludzi ówczesnej epoki dołączyć konterfekt ekscentrycznego literata, spędzającego w luksusowej izolacji ostatnie lata swego życia. Wątki polityczne splatają się w sztuce z elementami wyrafinowanej gry miłosnej. Podstarzały donżuan stara się bowiem uwieść piękną Polkę - wzorem legionu innych kobiet, jakie przewinęły się przez jego sypialnię. (Świadczą o tym "pamiątki" w postaci pozostawionych tu damskich rękawiczek). Chociaż nie dochodzi do romansu, to jednak starszy o 35 lat poeta robi duże wrażenie na polskiej arystokratce, która do końca życia nosić będzie podarowany jej pierścień z topazem. (Znakomitą parę głównych bohaterów kreują: Marek Walczewski i Dorota Kamińska).
Przybycie Tamary (postaci autentycznej żyjącej w latach 1898 - 1980) zmienia rytm życia dziesięciorga mieszkańców willi, przypominających nieco - w swych psychicznych sylwetkach - postaci ze sztuk Witkacego. W trakcie przedstawienia za każdą z tych osób podąża grupa widzów, przemierzając wyczarowane przez scenografa salony, gabinety, jadalnię, minioranżerię z fontanną, pokoje dla służby. Nabiegać się można nielicho, gdyż pomieszczenia, gdzie "coś się dzieje", znajdują się na paru kondygnacjach. (Biada paniom, które przyszły do teatru w "szpilkach").
Bohaterom tego teatralnego eksperymentu należy się najwyższy podziw. Pozbawieni suflera, zdani są wyłącznie na zapasy swojej pamięci i poczucie refleksu. Cały czas "podglądani" są przez widza, co wymaga od niejednego z nich dużego napięcia nerwowego i podniesionej skali tremy. Aktor musi tu liczyć się z wieloma okolicznościami, uwzględniać np. to, ilu jest widzów koło niego, czy siedzą czy stoją, czy mówić głośniej, czy ciszej. Nieraz improwizuje niektóre scenki, jeśli aktor innej "ścieżki" nie zdąży spotkać się z nim w przewidzianym punkcie. W tym przedstawieniu nie widz przystosowuje się do aktora, lecz aktor do widza.
Realizm i autentyczność rozgrywającej się akcji powoduje, że uczestnicy spektaklu mogą spodziewać się wielu nieoczekiwanych efektów inscenizacyjnych. Na jednym z pierwszych przedstawień w scenie bójki jeden z aktorów zamiast rewolweru, który nie wypalił, użył noża sprężynowego. Gdy na jasnych spodniach uczestnika bójki pokazała się czerwona struga, ściekająca kroplami na podłogę, niejeden z widzów pomyślał z uznaniem: - Ależ to świetnie zrobione! Tymczasem była to prawdziwa krew. Walczący aktor zraniony został przypadkiem w nogę. Kończąc już w szoku swą kwestię, ledwie dowlókł się do garderoby, skąd po paru minutach zabrała go karetka pogotowia.
"Tamara" to trochę happening, trochę heca dla maniaków teatru! - powiada reżyser sztuki Maciej Wojtyszko. Warto przypomnieć, że wystawienie tej "hecy" w Nowym Jorku (światowa prapremiera) kosztowało 1 mln 750 tysięcy dolarów. Koszty przygotowania polskiej realizacji ocenia się na 700 milionów złotych. Sam teatr, rzecz jasna, nie udźwignąłby ciężaru takich wydatków. W sukurs przyszły instytucje sponsorujące: Pewex, Kasyno hotelu Victoria, LOT i in.
Jeżeli ktoś z was zjawi się kiedyś w willi "II Vittoriale", będzie miał również swój niewielki wkład w sfinansowanie spektaklu: bilet wstępu kosztuje... 120 tysięcy zł.