Artykuły

Szlafrok Walczewskiego, czyli o Tamarze raz jeszcze

To jest to! A już na pewno jest to zdjęcie numer jeden obecnego sezonu kulturalnego - idealny przykład połączenia szalonego, ryzy­kownego pomysłu z jednej, z dużymi pieniędzmi z drugiej strony. Od lewej - dyrektor Centrum Sztuki Studio, Waldemar Dąbrowski, który po nowojorskiej premierze "Tamary" Johna Krinzanca i Richarda Rose'a zdecydował się wystawić ją w Warszawie (tłumaczenie Małgo­rzata Semil) oraz dyr. generalny PEWEXU - Marian Zacharski, który dał na to pieniądze.

PEWEX jest głównym sponsorem tego przedsięwzięcia i z 700 mln zł. na które opiewał kosztorys, ofiaro­wał 50 tys. Dolarów. Pozostali spon­sorzy widowiska to: Casino Victoria Hotel, LA PANTHERA Wiedeń, LOT, ARS DECOR, PORTHOS.

Pieniądze zapewniły przedstawieniu rozmach i choć te 700 mln to jak na polskie warunki suma wysoka, bez niej ani reżyser Maciej Wojtysz­ko, ani autorka scenografii i kostiu­mów Izabela Chełkowska-Wolczyńska nie mogliby rozwinąć skrzydeł. A uro­da scenografii i kostiumów - za­piera dech w piersiach. O samym tylko czarnym szlafroku Walczew­skiego, uczniowie techników odzie­żowych powinni dyskutować bez koń­ca na lekcjach estetyki i psychologii stroju. Połączenie wykwintności i ekscentryzmu ( z lekką nutą pastiszu), rozmachu salonu, przepychu budu­arów z malowniczą rupieciarnią pokoju kamerdynera czy chłodem kuchni, jest dowodem tyleż wielkości fan­tazji twórczej co umiejętności trzy­mania jej w ryzach. Nie tylko każ­dy sprzęt, ale nawet najmniejszy bi­belot czy rekwizyt jest przemyśla­ny. Co tam książki, lampy ozdobne figurki, papierośnice, popielniczki... nawet rachunki za kapelusze wyglą­dają na autentyczne i z epoki! Nie­zwykła praca i niezwykłe efekty. Willa Gabriela D`Annuzio żyje jak­byśmy na 3 godziny cofnęli się 63 lata wstecz...

Przed najwyższą próbą stanęli ak­torzy. Wszyscy: Marek Walczewski, Aleksandra Kisielewska, Magdalena Gnatowska, Krzysztof Stroiński, Piotr Polk, Dorota Kamińska, Mał­gorzata Kamińska, Karol Strasburger, Daria Trafankowska, Krzysztof Majchrzak. Reżyser zażądał od nich nie tylko tego co tradycyjnie rozu­mie się pod pojęciem opanowania ro­li ale maksymalnej koncentracji, dys­cypliny, zmysłu koordynacyjnego. Ileż wcześniejszych zabiegów wyma­gać musi moment, w którym np. na schodach czy w korytarzu spotykają się "przypadkowo" 3 postacie, a każ­da ukończyła właśnie scenę z in­nym partnerem podąża z zupełnie in­nego miejsca, prowadząc za sobą "swoją" publiczność. A takich spot­kań jest w ciągu tych trzech godzin wiele.

Na naszych też oczach odbywa się po raz pierwszy autentyczne zabie­ganie o widza przez aktorów. To nie jest tradycyjna scena i widownia na której ulokowana wcześniej publicz­ność patrzy i tak w jedną stronę, i ten kto wnosi karafkę z wodą zaszczycany jest taką samą uwagą, jak główny bohater. W "Tamarze" nie ma miejsca na "ogony" Regu­ły są ostre - jesteś dobry(a), to cho­dzą za tobą i twój wątek ich wcią­ga: nie - możesz zielenieć z za­zdrości, patrząc na wycieczki, które prowadzają za sobą partnerzy. Musi to być piekielnie stresujące, ale z pewnością dopingujące, bo przecież "Tamara" ma różne role, i takie któ­re "trzyma" tekst, i takie, które podbudować trzeba przede wszystkim osobowością, umiejętnością bycia...

Przed wielką próbą stanął reżyser Maciej Wojtyszko i cały teatr. Uwa­żam, że wyszli z niej zwycięsko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji