Artykuły

Danie z "Węża" na jubileusz

"Wąż" w reż. Janusza Ryl-Krystianowskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Janusz Ryl-Krystianowski dowiódł, że nie ma węża w kieszeni, choć mieszka i pracuje w Poznaniu, skoro sprezentował go (węża, nie miasto) widzom w Teatrze Animacji z okazji 25-lecia swej dyrekcji artystycznej. Zresztą w bardzo długiej karierze reżyserskiej i dyrektorskiej obdarował hojnie wieloma realizacjami zarówno małych, jak i dużych spektatorów, tych w Poznaniu, Łodzi i Jeleniej Górze, i tych w Toruniu, Wałbrzychu, Lublinie, Warszawie, Zielonej Górze, Opolu, Olsztynie, Katowicach i Bielsku-Białej, zdobywając przy okazji prestiżowe nagrody.

Wprawdzie "Wąż" jest Marty Guśniowskiej (uhonorowano go przed dwoma laty wyróżnieniem w konkursie na sztukę dla dzieci), ale to przecież Krystianowski opakował scenicznie ten "azjatycki rarytas", przyprawiony zgrabnym morałem, i przysposobił do zbiorowej degustacji. Tym samym wraz z autorką przełamał w nas (dzieciach i dorosłych) strach przed wężami, a nawet irracjonalny wstręt, które uczeni w piśmie nazywają ofidiofobią.

Poszło z tym łatwiej niż można się było spodziewać, bo wąż okazuje się wprawdzie łakomym, ale ostatecznie niegroźnym i w gruncie rzeczy dobrodusznym gościem, a ściślej - gadem. Cały sęk w tym jednak, że w swoim własnym mniemaniu jest odmieńcem, no bo jakiś taki inny niż wszyscy dookoła - bez rąk i nóg - i widać, że go to uwiera. Zamiast cieszyć się zatem, że jest jedyny w swoim rodzaju, martwi się, że jakiś taki niepełny z niego stwór. No cóż, bez wątpienia często bywa tak też z dziećmi (o nas, dorosłych, już nie wspominając). Nie chcą się odróżniać czy wyróżniać, chcą być jak inne. Bywa, że we własnej odmienności czy indywidualności nie dostrzegają walorów, że nie potrafią zaakceptować siebie takimi, jakimi są - choć czasem naprawdę o to trudno.

Nie można się więc dziwić, że wąż wraz z parą przyjaciół - gekonem i chomikiem - udaje się w wędrówkę, aby uzyskać dla siebie upragnione kończyny. Kiedy wysiłki tej trójki spełzną na niczym, dowiedzą się, że nie pozostaje nic innego, jak tylko Niebo prosić o pomoc. Bo bez boskiej interwencji - figa z makiem. No i Pan Bóg, jak w dobrej komedii, pojawia się na zasadzie deux ex machina. Ale Krystianowski go nie personifikuje: Bóg jest w jego przedstawieniu światłością (światłem z kulis), a więc za jednym zamachem - nieprzeniknioną tajemnicą i trickiem teatralnym. (A w dodatku z tyłu, wysoko nad sceną-światem, widnieje cień Narratora, jednocześnie Inspicjenta i Kreatora tego przedstawienia. A właśnie on jest tu na scenie wszechmocny, jednym pstryknięciem potrafi zatrzymywać albo wznawiać akcję.) Teatralny Pan Bóg, doświadczany tylko światłem i głosem, pokpiwa sobie z tych, co to jak potrzeba albo trwoga to do Boga, a jednocześnie przekonuje węża niczym czuły, ale rozsądny rodzic, mądry wychowawca i spolegliwy przyjaciel: "Jesteś doskonały, jesteś kompletny... takiego cię kocham".

Głównym atutem tej bezpretensjonalnej, pogodnej sztuki Guśniowskiej (i przedstawienia) jest prostota, oryginalne zawiązanie akcji, konwencja teatru w teatrze, a więc zabawa teatrem, i wywołująca wesołość gra słów, którą wychwytują głównie rodzice małych widzów, co nadaje sztuce i przedstawieniu charakter familijny. Samo przedstawienie jest zgrabne (podobnie jak muzyka Mariusza Matuszewskiego), ale szału nie wywołuje. Najlepszą sceną jest finał, a najlepszą rolą, niewymuszenie zabawną - Narrator (Inspicjent-Kreator) w wykonaniu Marcina Ryl-Krystianowskiego, który nie obciążony lalką doskonale wpisuje się w możliwy do osiągnięcia (ale nie osiągnięty lub tylko połowicznie) styl przedstawienia, bliski kabaretu czy komedii jarmarcznej. Dobrze czuł się w konwencji przedstawienia Krzysztof Dutkiewicz jako Wąż, natomiast zdecydowanie przeszarżowała Elżbieta Węgrzyn, najwyraźniej obciążając Gekona syndromem ADHD.

Mam wrażenie, że nad przedstawieniem zaciążyła scenografia, dosłownie i w przenośni, odbierając mu lekkość. Zbudowana z ruchomych elementów, jakby z dzięcięcej układanki literowej (i nie tylko), przypominała wielkie omszałe betonowe ozdoby ustawiane w parkach i skwerach w okresie PRL-u.

* * *

Warto na marginesie realizacji "Węża" przypomnieć o roli Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, które od lat patronuje nowej dramaturgii. Szczególne zasługi ma na tym polu Zbigniew Rudziński, niestrudzony w propagowaniu autorów obcych i polskich, mający pieczę nad organizacją corocznych konkursów dramatopisarskich (napływa co roku ponad 100 prac) i redakcją oraz publikacją kolejnych zeszytów "Nowe sztuki dla dzieci i młodzieży". Marta Guśniowska jest niewątpliwie jednym z beneficjentów tej troski o właściwą promocję twórczości dla najmłodszych. Dość powiedzieć, że w trzech ostatnich konkursach dramaturgicznych "zakosiła" aż 3 nagrody i 2 wyróżnienia, w tym dwukrotnie I nagrodę. Pewnie organizatorzy, żeby uniknąć monotonii werdyktów i nie zrażać piszących, powinni Marcie Guśniowskiej i Malinie Przyśludze przyznawać wyłącznie honorowe nagrody albo skazywać na przymusową absencję: za każdą nagrodę - dwa lata, a za wyróżnienie - rok. A mówiąc bardziej serio: przydałyby się Centrum Sztuki dodatkowe, niewielkie przecież środki, na publikację większej ilości sztuk dla dzieci, nie tylko tych nagrodzonych czy wyróżnionych (bo tych zawsze jest ograniczona ilość), ale wszystkich tych, które zdaniem jurorów czy organizatorów na druk i popularyzację zasługują. A więc nie na 2 zeszyty w roku (w tym jeden na sztuki obce), ale na 4 zeszyty. Być może problem rozwiązałaby internetowa biblioteczka tych sztuk, umożliwiająca wszystkim zainteresowanym dostęp do wyselekcjonowanych tekstów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji