Artykuły

Optymistyczny spektakl

BARDZO było Warszawie potrzebne takie przedstawienie, jakim stała się "Tragedia op­tymistyczna" Wsiewołoda Wiszniew­skiego w Teatrze Domu Wojska Pol­skiego. Pomijam już aktualność - przygotowano je na 38 rocznicę Re­wolucji Październikowej. Ważniej­sze jest to, że stało się ono przeciw­wagą zeszłorocznego chybionego "Człowieka z karabinem" w Teatrze Narodowym. Nareszcie zobaczyła Warszawa prawdziwą rewolucję z jej prawdziwymi ludźmi. Nie mar­twe, zastygłe obrazy, lecz żywy ka­wałek historii. Takie ukazanie tam­tych dni uczy nas więcej, niż nie­jeden choćby najlepszy na ten te­mat wykład; stajemy się jak gdy­by naocznymi świadkami rewolucji, wciągnięci w bieg jej wypadków i porwani entuzjazmem i zapałem płynącym ze sceny.

Jest to przede wszystkim wielka zasługa Lidii Zamkow, inscenizatora i reżysera tego spektaklu. Jej twórcze, wnikliwe spojrzenie na "Tragedię optymistyczną" kazało nam zapomnieć u niejednym braku sztuki, skupiając główną uwagę wi­dza na nowatorskiej inscenizacji, która potrafiła wydobyć ze sztuki jej siłę i prawdę.

Lidia Zamkow ma już za sobą duży sukces "Tragedii optymistycz­nej" w Teatrze Wybrzeża i dobrze się stało, że właśnie jej powierzono przedstawienie warszawskie. Potra­fiła znaleźć dla tej sztuki właściwą formę sceniczną, przez co wydoby­ła jej wszystkie wartości i stworzy­ła piękną, organicznie związaną ca­łość. Poszczególne elementy tego przedstawienia świetnie współgrają ze sobą, a jednocześnie służą jak najpełniejszemu wydobyciu głównej myśli autora. Prosta j surowa sce­nografia, z fragmentem okrętu (w innym akcie drzewo) na otwartej przestrzeni, stwarza już odpowied­nie tło i nastrój dla wypadków, któ­re się będą rozwijać. Jest w tych dekoracjach szlachetny patos i po­waga, a jednocześnie otwierają one szeroką przestrzeń konieczną dla dużej liczby występujących w tej sztuce postaci.

Właściwym bowiem bohaterem dramatu Wiszniewskiego jest cała załoga okrętu z dobrze zarysowany­mi sylwetkami poszczególnych ma­rynarzy. Mistrzowsko potrafi reżyser operować tym tłumem, przez co stwarza stale obrazy pięknie ugru­powane, a jednocześnie żywe i na­turalne, co jak wiemy nie jest na scenie rzeczą łatwą. Nowoczesna, oryginalna muzyka Lucjana M. Ka­szyckiego stała się również jedną z głównych części składowych tego ze wszech miar udanego przedstawie­nia. Była zsynchronizowana z ogól­nym tonem spektaklu a równocześ­nie świetnie podbudowywała tekst (np. doskonałe rozwiązanie scen bi­twy).

"TRAGEDIA optymistyczna" ma piękne założenie: autor, sam żołnierz rewolucji, chce przedstawić tamte ciężkie pierwsze dni z całą prawdą ich grozy i zamętu, a rów­nocześnie - z rysującymi się na tym tle bohaterskimi bojownikami o no­wą rzeczywistość. Nie stworzył ludzi-aniołów, lecz przeciwnie, poka­zał olbrzymią różnoraką zbieraninę, w której więcej złego niż dobrego, więcej pozostałości z dawnego ży­cia niż zadatków na piękną przy­szłość. A jednak zobaczymy w sztu­ce Wiszniewskiego, jak mocna i go­rąca idea rewolucji, reprezentowa­na w "Tragedii optymistycznej" przez kobietę-komisarza, zwycięża wreszcie i z bandy życiowych roz­bitków tworzy zdyscyplinowany od­dział Czerwonej Armii. Zginie wpra­wdzie w końcowej scenie sztuki młody, bohaterski komisarz, lecz pozostawi już gromadę ludzi, którzy rozumieją o co należy walczyć.

I dlatego właśnie tragedia ta jest jednak optymistyczna. Autor nie ka­że nam rozpaczać po ludziach, któ­rzy oddali rewolucji swe życie, każe natomiast widzieć cel jaki im przy­świecał i zwycięstwo ich walki. Sztuką swą mówi nam Wiszniew­ski, że życie jest silniejsze od śmier­ci. Wyraźnie czujemy, że utwór na­pisany został w kilkanaście lat po rewolucji (w r. 1932/ 33), kiedy autor widział jej wielkie rezultaty i mógł swej tragedii dać optymistyczną wy­mowę.

Dramat Wiszniewskiego napisany jest w ten sposób, że akcję jego uzupełniają wypowiedzi dwóch narratorów, którzy zwracając się wprost do publiczności komentują, wypad­ki dziejące się na scenie. Wystąpienia ich są bardzo ciekawie powiązane z resztą akcji, a słowa pełne umiarkowanego patosu doskonale uzupełniają się nawzajem z prostym i surowym, a chwilami wręcz brutal­nym językiem osób występujących w dramacie. W paru jednak mo­mentach, zwłaszcza w akcie pierw­szym, przydałyby się stanowczo pew­ne skróty w partiach komentato­rów, gdyż sama sztuka ma tak sil­ną wymowę, że nie potrzebuje zbyt dużej ilości wielkich słów. To samo można powiedzieć i o roli komisa­rza; zyskałaby jeszcze przez skre­ślenie paru bardziej rezonerskich wypowiedzi.

ŚWIETNIE pokazał w swej sztu­ce Wiszniewski bandę mary­narzy często prymitywnych i nie­okrzesanych, ze zdziczałą i rozhu­laną grupą anarchistów na czele. Wyraziste i mocne sceny samosą­du odsłaniają całe okrucieństwo i bezwzględność ludzi, którym nie­znane są żadne głębsze uczucia. Wśród takiej zgrai przeróżnych ży­ciowych wykolejeńców zaczyna swą pracę młody komisarz-kobieta i z takich ludzi potrafi utworzyć swój dzielny, oddany i bohaterski od­dział. Z tej postaci kobiecej czyni Wiszniewski jak gdyby symbol idei rewolucji, obdarzając ją nadludzką wprost siłą duchową, imponującą najstarszym wilkom morskim. Szcze­gólnie jednak staje się nam bliska i droga, gdy nagle odkrywamy w niej zwykłe ludzkie uczucie do buntowniczego Aleksego.

Trzeba przyznać, że tu zaczynamy już zatracać granicę, co jest zasłu­gą samego Wiszniewskiego, a co aktorów, którzy swe role opracowa­li bardzo trafnie i głęboko je przeżyli. Niewątpliwie najtrudniejsze zadanie przypadło Ryszardzie Hanin w roli komisarza. I może właśnie najbardziej wzruszająca była, gdy w chwili śmierci zwykłym ru­chem zakochanej kobiety wyciąg­nęła dłoń ku twarzy Aleksego. Te­go buńczucznego marynarza, uoso­bienie siły i niezależności, z ko­nieczną do tej roli werwą i życiem, odtworzył Bogusz Bilewski. Świet­ny był jego Aleksy i prawdziwy w każdym momencie, zarówno w partiach początkowych, gdy stał obok anarchistów, jak i końcowych - pod bolszewickim sztandarem.

Niezwykle wyrazistą postać pro­wodyra grupy anarchistów stworzył Jan Świderski. Ten drobny człowiek o nerwowej twarzy i chytrym, prze­biegłym uśmieszku, igrający życiem innych i umiejący w ostatniej chwi­li opanować strach przed własną śmiercią - głęboko zapada w pa­mięć. Świderskiemu dzielnie se­kunduje Konrad Morawski jako Chrypa, do końca wstrętny i wzbu­dzający strach. Miłą postać Fina, pierwszego przyjaciela komisarza, spokojnie i ciepło pokazał Roman Kłosowski. Nie zawiedli również Józef Nowak i Ludwik Pak w trud­nych rolach Dwóch Prowadzących. Podawali tekst dobrze i wyraźnie, a jednocześnie z dużym zapałem i wiarą w słowa, które głosili. Ten zapał i wiara promieniowały zresztą z całego przedstawienia. Prawdzi­wie plakatowej (z najlepszego zresz­tą plakatu) grupie końcowej, zebra­nej pod czerwonym sztandarem, po­trafił reżyser nadać głęboką wymo­wę i wzruszyć nią widzów. W ten sposób "Tragedią optymistyczną" pokazała Lidia Zamkow, jak nale­ży realizować na scenie radzieckie dramaty o rewolucji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji