Wskrzeszone barwy przeszłości
POZORNIE wygasłe konwencje teatralne zawsze będą pociągać poszukujących inscenizatorów. Być może dlatego, że konwencjonalizm ich się już wykruszył, a może wcale nie był konwencjonalizmem? Tak więc przepływają przez teatr współczesny fale mody sięgania do folkloru, do teatru średniowiecznego lub rybałtowskiego, nie mówiąc już o komedia dell'arte, która miała wybawić teatr współczesny od mieszczańskiej szarzyzny lub nudnej pseudointelektualnej pozy. O ile jednak zdarza się, że teatry próbują przywabiać widzów pstrymi szmatkami jarmarcznej zabawy i kokietują na lewo i prawo folklorystyczną ludowością, to pozostanie zawsze duży margines dla reżyserów, którzy fascynują siebie i widza wartościami teatralnymi, tkwiącymi w dawnym, zdawałoby się, prymitywizmie scenicznym.
Inscenizacje z literatury staropolskiej, dokonywane przez Kazimierza Dejmka, są zaprzeczeniem owego nabierania widza na zmurszałe smaczki. Doceniając walory dramaturgiczne starych tekstów i możliwości inscenizacyjne jakie niosą w darze współczesnemu reżyserowi, Kazimierz Dejmek nie rezygnuje z wartości poznawczych, jakie dać może skomponowane w oparciu o te teksty przedstawienie współczesne. I na tej również zasadzie oparta jest adaptacja sceniczna "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" - misterium XVI-wiecznego, którego autorstwo przypisuje się zasobnemu w wiedzę i dostojeństwa zakonne Mikołajowi z Wilkowiecka. Przedstawienie to nie posiada zresztą tak silnych tendencji publicystycznych, jak inscenizowany przez Dejmka "Żywot Józefa". Tendencje te, zawarte przede wszystkim w intermediach, zeszły na plan dalszy na rzecz właśnie walorów poznawczych. Oczywiście, nie chodzi tutaj o barwną ilustrację, dla celów szkolnych przedstawiającą teatr staropolski. Dejmek nigdy też nie ograniczał się do ambicji pedantycznego archiwisty. Samą "Historyę", stanowiącą kanwę przedstawienia w "Teatrze Nowym", rozbudowały intermedia skonstruowane przez inscenizatora z autentycznych tekstów, przeważnie XVI-wiecznych, intermedia ożywiające fabułę i wiążące ją z charakterem spektakli w staropolskim teatrze świeckim. Te rubaszne, drastyczne intermedia mogły, zdawałoby się, gorszyć w zestawieniu z misteryjnym charakterem głównego elementu tekstu. Ale przecież w samym tekście, spisanym czy też firmowanym przez osobę duchowną, treści świeckie są zdecydowanie wyodrębnione i przeżycia religijne, jakie wywoływało u ówczesnego widza ukazanie postaci Chrystusa i świętych, przeplatały się ze wzruszeniami czysto doczesnymi, a nawet z hałaśliwą, nieraz trywialną wesołością. Nie mogło zabraknąć więc tych elementów w przedstawieniu współczesnym, które nie jest oczywiście tylko rekonstrukcją dawnego widowiska, ale musi nawiązać do swego pierwowzoru. Dzięki nie tylko umiejętnościom adaptatora i reżysera, ale i jego wielkiej artystycznej uczciwości wobec dzieła, które stworzył w oparciu o autentyczne formy staropolskiego teatru i literatury, uzyskał Kazimierz Dejmek efekt dodatkowy. Zdołał nam dać nie tylko wyobrażenie wyglądu teatralnego przedstawienia sprzed lat czterystu, ale zasugerował również przeżycia ówczesnego widza, niejako odtworzył widownię szesnastowieczną, nie ukazując oczywiście jej bezpośrednio. I było to niecodziennym chyba doświadczeniem i przeżyciem nawet dla tzw. bywalców teatralnych.
Inscenizacja Kazimierza Dejmka została silnie podbudowana scenografią Andrzeja Stopki oraz ilustracją muzyczno-wokalną. Scenografia, podobnie zresztą jak cała koncepcja inscenizacyjno-reżyserska, zachowując nowoczesność formy plastycznej nawiązała do średniowiecznych przedstawień misteryjnych, rezygnując jednak z piętrowych konstrukcji scenograficznych teatru średniowiecznego na rzecz bardziej skromnych "mansjonów" i rozwiązując symultaniczność dekoracji na jednej płaszczyźnie sceny. Ta scenografia sugerowała jednocześnie bardziej plebejski i świecki charakter spektaklu odbywającego się w małym kościółku lub po prostu w zbudowanej na tę okoliczność szopie.
Wprowadzenie do akcji scenicznej chóru chłopięcego miało podwójne znaczenie. Pieśni wielkanocne pomogły stworzyć wrażenie religijnego przeżycia u owych "domyślnych" widzów. Zaś młodzi statyści-śpiewacy stali się ważnym elementem kompozycyjnym scen misteryjnych, zgodnie zresztą z zaleceniami reżyserskimi, zawartymi w tekście oryginału.
Niezbędny we współczesnej adaptacji dawnego dzieła dystans do pierwowzoru osiągnięto m. in. przez komentarz odautorski. Prologus bowiem (doskonały w tej roli, jak zresztą i inni, Stanisław Łapiński) czytał nie tylko komentarz przewidziany przez autorów misteriów do wygłoszenia, lecz również i te fragmenty dawnego tekstu, które stanowiły informację reżyserską. I tak np. Prologus lub któraś z postaci zapowiada fragmenty akcji przed lub równolegle z jej realizacją. Widz jest uprzedzony, co będą robić persony misterium i niemal jednocześnie widzi realizację tej zapowiedzi. Konieczny dystans do pierwowzorów osiągnięto przez bardzo różne potraktowanie postaci misterium i person intermediów. To zróżnicowanie dotyczy przede wszystkim sposobu, w jaki pokazano aktora odtwarzającego postać Chrystusa (Stanisław Bayer). Ucharakteryzowano go na postać z ludowej rzeźby religijnej. Ostro rzeźbione rysy twarzy o kolorze starego drzewa kontrastują z całym zarysem postaci Chrystusa.
Inne persony misterium potraktowano w zależności od stosunku do nich dawnego widza. A więc trzy Marie są rezolutnymi, sympatycznymi mieszczkami. Postacie Annasza i Kaifasza, "biskupów jerozolimskich", nie świadczyłyby o zbyt wielkiej sympatii widowni do wyższego kleru. Zrozumiałe jest satyryczne potraktowanie nielubianych przedstawicieli porządku publicznego, do których upodobniono rzymskich żołnierzy. Pyskata Ewa, diabły w karnawałowych maskach, komiczne postaci z intermediów - to wszystko daje nam wyobrażenie o charakterze jarmarcznych spektakli i ujęte jest jednocześnie w rygory współczesnego teatru, w którym sprawdzalność zamiaru autorskiego z przyjętą konwencją decyduje o wewnętrznej logice przedstawienia. A logika ta jest istotną cechą inscenizacji Kazimierza Dejmka, współdziałającą ze zmysłem scenicznym i wyobraźnią artysty.