Artykuły

Zemsta, miłość i polityka

Bardzo szanujemy Wiktora Hugo. To autor wielu znakomitych wierszy, kilku popularnych powieści i roman­tycznych dramatów, które kiedyś zrobiły rewolucję literacką w teatrze. Poza tym w pewnych okresach swego życia wyrażał słowem i czynem ideały wolnościowe, demokratyczne. Nie mamy zamiaru sprzeczać się z histo­rią literatury i odmawiać jego pisar­stwu wielkości. Ale jego dramaty dziś na scenie? To trudna sprawa - dla teatru i dla... widza. Czy warto je w ogóle wystawiać? Francuski teatr Vilara pokazał, że warto. Że można z nich zrobić piękne widowi­ska, w których romantyczna efek­towność łączy się z sensacyjnością fabuły. Tak było z przedstawieniem "Ruy Blas" i "Marii Tudor". Udało się to Vilarowi osiągnąć przez roz­mach inscenizacyjny, utrzymanie swoistej konwencji teatralnej, przez sugestywność aktorską w niektórych rolach i przez skróty, bardzo duże skróty.

Tymczasem właśnie tego wszyst­kiego brakowało, reżyserowanemu przez Marynę Broniewską przedsta­wieniu "Ruy Blas" w teatrze Do­mu Wojska Polskiego. Było ono staranne; z prawdziwym szacunkiem trzeba mówić o dużym wysiłku re­żyserki i większości aktorów. Jed­nakże zbyt trzymało się tradycyjnych ramek. Reżyserka jakby przestraszyła się wszelkich jaskrawości utworu, jego romantycznych wybujałości. Sta­rała się je stonować, nadać im tłu­mik. Skutkiem tego dramat pozornie zbliżył się do prawdopodobieństwa rzeczywistości a w istocie jeszcze bardziej się od niego oddalił, bo po przyłożeniu miary rzeczywistości wszystko wyda się tu absurdalne i sztuczne. Z drugiej strony tę wybu­jałość teatr przesadnie uszanował co­fając się przed dokonaniem wydat­niejszych skrótów.

"Ruy Blas" miał być w zamierze­niu autora dramatem politycznym. Jego sens wyłożył Hugo dokładnie w przedmowie, którą przedrukował program teatralny. Ale z tej polityczno­ści pozostała dla dzisiejszego widza właściwie tylko słynna tyrada Ruy Blas z aktu trzeciego. Jest w niej rzeczywiście dużo pasji, zwłaszcza że Hugo myślał tu nie tyle o Hiszpanii ile o bogacących się nieczystymi in­teresami i pasożytujących na orga­nizmie narodowym ludziach rządzących Francją w okresie orleańskiej monarchii. Jednakże ten dramat polityczny z ludowymi sympatiami zosta­je od razu zwichnięty w - co chcecie? - dramat zemsty demonicz­nej i obfitującej w krew i trupy, czy dramat miłości lokaja i królowej? Miłości rozgrywającej się przeważnie na klęczkach, a nie jest to pozycja do tego celu najstosowniejsza. Ani ta zemsta nie może nami wstrząsnąć, ani ta miłość wzruszyć. Królowa zaś, którą autor chciałby widzieć "istotą czystą i promienną", wydaje się nam nudna i nieznośna. Do tego wszyst­kiego zaś jeden akt (czwarty) wzięty jest niemal z operetki.

W sumie można by powiedzieć, że "Ruy Blas" jest przykładem jakby "fasadowości" w poezji. Na zewnątrz toczą się wiersze gromkie i rozlew­ne, zwłaszcza że przekład Gabriela Karskiego jest znakomity - chciało­by się powiedzieć kongenialny, gdyby "Ruy Blas" był utworem genialnym. W środku zaś bardzo ubogo. To nie szczery kruszec, to tylko dęte złoto. Myśl polityczna "filozofa-historyka" niebogata. Charaktery ludzkie nie­prawdziwe. Akcja bardzo wyszukana. Wiedza o człowieku nikła. Nie, na­prawdę nie może nas porwać ten dra­mat Wiktora Hugo.

Mimo że aktorzy bardzo się starali. W roli tytułowej zobaczyliśmy WŁODZIMIE­RZA KMICIKA. Ten młody utalentowany aktor w niedużych rolach, które grał dotąd, zwracał na siebie uwagę. Dobrze, że otrzymał szersze pole do popisu. Ładnie mówił wiersz, tuszując - zgodnie z cha­rakterem całego przedstawienia - jego patos i pompatyczność. Jego głos nie miał może zbyt dużej skali ale jednak potra­fił wyrazić wiele odcieni uczuć. W grze znać było jeszcze niedostatki techniczne, pewną monotonność, zbyt małe zróżnico­wanie Ruy Blas - lokaja i Ruy Blas - wpływowego księcia, w całości jednak po­zostało dobre wrażenie. EWA KRASNODĘBSKA grała królową, taką jak tę po­stać Hugo przedstawił w dramacie - ład­ną i nudną. CZESŁAW KALINOWSKI dy­szał czy też raczej syczał szatańską zem­stą w roli Don Salluste de Bazan. JÓZEF NOWAK jako Don Cezar de Bazan przy­pominał warszawskiego chłopca przebra­nego za hiszpańskiego awanturnika. BO­LESŁAW PŁOTNICKI był odpowiednio śmiesznym Don Guritanem. Poza tym wy­stępowało jeszcze mnóstwo osób.

Dekoracje IRENY BURKE oszczędnymi ale wyrazistymi elementami dobrze okre­ślały miejsce akcji. Kostiumy ANDRZEJA PRONASZKI kolorystycznie były dość mdłe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji