Artykuły

Scena muzycznej refleksji

- Nazwa została nadana scenie w roku 1979. Teraz poruszamy się w głównym nurcie klasycznego musicalu - mówi DARIUSZ MIŁKOWSKI, dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Właściciele praw do musicali rzadko godzą się na wystawienie ich w teatrach repertuarowych. Wymagają eksploatacji przedstawienia w systemie ciągłym - DARIUSZ MIŁKOWSKI, dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie

Teatr prowadzony przez pana ma w nazwie rozrywkę, ale wystawia "Krzyk" według Jacka Kaczmarsklego.

Dariusz Miłkowski: Nazwa została nadana scenie w roku 1979. Stworzono ją jako zaplecze Telewizji Polskiej, do produkcji programów rewiowych. Teraz poruszamy się w głównym nurcie klasycznego musicalu. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że nurt ten nie przystaje do naszego szyldu, bo przecież grana przez 10 sezonów "Evita" najradośniejszą historią nie jest. "Skrzypek na dachu", traktujący o wyrzuceniu Żydów z Anatewki - podobnie. Staram się dobierać repertuar tak, by w pełni wykorzystać wszechstronną orkiestrę, zespół baletowy i śpiewających aktorów, którzy mają doświadczenia z teatrów dramatycznych. Myślę, że w przypadku "Krzyku..." teatry muzyczne o profilu operetkowym miałyby kłopot z interpretacją warstwy literackiej, a dramatyczne odstawałyby od naszych możliwości muzycznych.

Dlaczego teatry muzyczne nie wystawiają dziś operetek?

- Od samego początku nasz zespół ma inne przygotowanie zawodowe. Orkiestrze bliżej jest do big-bandu niż do orkiestry symfonicznej. Gdybym jednak miał podjąć się wystawienia tytułu operetkowego, zapewne chciałbym poeksperymentować z formą. Sztuki Lehara czy angielskiego duetu Gilbert & Sullivan - autorów wspaniałych utworów ze specyficznym, angielskim poczuciem humoru - świetnie się do tego, moim zdaniem nadają.

Czy łatwo jest zdobyć zgodę na wystawienie zagranicznego musicalu?

Trzeba wykupić licencję i dostosować się do ściśle określonych wymogów. Wiadomo na przykład, że w "Nędznikach" nie można skreślić ani jednego słowa, ani jednej nuty. Dekoracja - robiona za każdym razem przez innych scenografów - powinna na początku przedstawiać miasteczko, a później przeradzać się w barykadę. W "Bulwarze Zachodzącego Słońca" przy zmianie dekoracji musi wjechać na scenę pokój gwiazdy filmowej, a zaraz potem - marmurowe schody. Próbowałem zdobyć prawa do wystawienia musicalu "Mamma Mia!". Znając londyńską inscenizację myślałem, że spektakl nie wymaga spełnienia zbyt skomplikowanych warunków technicznych i dużych pieniędzy. Okazało się, że trzeba mieć co najmniej 6 milionów funtów. Inny problem polega na tym, że właściciele praw do musicali rzadko godzą się na wystawienie ich w teatrach repertuarowych. Wymagają eksploatacji przedstawienia w systemie ciągłym. Na West Endzie i Broadwayu to jest możliwe. W Hamburgu jest teatr, który jako jedyny w Niemczech grał "Upiora w operze". Przyjeżdżały wycieczki z całego kraju. W podobnych warunkach może działać warszawska Roma. Nasz teatr ma na afiszu 15 pozycji i nie może pozwolić sobie na to, by grać przez kilka miesięcy jeden tylko tytuł. Ważne są również problemy techniczne. W jednej z ostatnich sztuk Andrew Lloyd Webbera "Whistle Down The Wind" głównym elementem scenografii jest zakręt autostrady, na który wjeżdża prawdziwy policyjny samochód. Na to mógłby sobie pozwolić chyba tylko Teatr Wielki w Warszawie. U nas nie ma miejsca.

***

Teatr Rozrywki z Chorzowa pokaże spektakl "Krzyk", ułożony z songów Jacka Kaczmarskiego, w Teatrze Polskim w Warszawie 12 i 13 listopada o godz. 16 i 19. Scenariusz i reżyseria Robert Talarczyk (Złota Maska 200;), aranżacje i kierownictwo muzyczne Hadrian Filip Tabęcki, choreografia Katarzyna Aleksander Kmieć (Złota Maska 2005), scenografia Elżbieta Terlikowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji