Artykuły

"Antygona" Kaizara

Żeby od razu było wiadomo, o co chodzi - o "Antygonę" Sofoklesa. "Antygona" Sofoklesa jest arcydziełem greckiej tragedii, "Antygona" Sofoklesa jest wreszcie lekturą w liceach ogólnokształcących, "Antygona" Sofoklesa jest wreszcie symbolem i wyzwaniem dla twórców wszystkich epok, o aktualności trwalszej niż czasy, w których powstała. Można naliczyć kilkadziesiąt mniej lub bardziej znanych i udanych przeróbek, opracowań oryginalnych i mniej oryginalnych dramatu królewny tebańskiej. Na szczęście nie broni tekstów antycznych prawo autorskie, niech się bronią same. Robią to na ogół nieźle, nawet poprzez zniekształcające przekłady.

Najnowsza "Antygona" określona jest na afiszach i w programach jako "Helmuta Kajzara parafraza tekstu Sofoklesa". To interesujące. Parafrazy są teraz częste, zacytujmy choćby Eurypidesowe "Trojanki" w parafrazie aktualizującej Sartre'a, grane i u nas w Polsce.

Im bardziej znany tekst, tym bardziej interesująca, ale i ryzykowna może być parafraza. Mało kto zna "Trojanki", wszyscy po liceum powinni znać "Antygonę". Przez ryzyko rozumiem odpowiedzialność. Jaki jest, jaki może być cel parafrazy? Przybliżyć utwór odległej epoki do widza czasu dzisiejszego? Wydobyć zeń treści i piękno ukryte i niedostatecznie widoczne? Przeciwstawić się inną koncepcją na "własnym gruncie" dzieła parafrazowanego? "Ulepszyć" je? - tak pojmowali swe zadanie właśnie starożytni Grecy, i zawdzięczamy tej praktyce sporą ilość rywalizujących ze sobą arcydzieł. Parafraza dzisiejsza winna bodaj częściowo zrealizować któryś z tych celów, coś dać. W zamian wolno jej coś niecoś ująć.

Parafraza klasyka dokonana przez pisarza nowoczesnego, autora oryginalnego, człowieka teatru, wzbudza na kredyt niejako jeszcze większe zainteresowanie. Jak wygląda stary temat w młodych oczach? Co nowego w antyku i ile z antyku w nowości?

Piszący te słowa nie jest ani krytykiem teatralnym, ani człowiekiem teatru - jest nie za częstym widzem teatralnym, a z profesji filologiem klasycznym. Wielu ludzi oburza się, kiedy filologowie klasyczni piszą o tematach antycznych, którymi się całe życie zajmują, natomiast nie oburza ich, gdy na tematy antyczne głos zabierają ludzie mający o antyku raczej mgławicowe pojęcia - to jest ponoć kwestia świeżości spojrzenia. Ale przyznajmy filologowi prawo napisania paru słów o rzeczy, którą zatytułowano "Antygona" i "parafraza Sofoklesa", bo na parafrazach starożytnej tragedii może się chyba bodaj trochę poznać filolog, a trochę i domyślać przyczyn procederu parafrazowania.

Myślę, że niezrozumiałe dla dzisiejszej publiczności, a może nieznośne dla współczesnego twórcy byłyby konwencje dramatu antycznego. Nikt ich zresztą nigdy w całości nie realizuje i nie może zrealizować - nie mamy oryginalnej muzyki, zatraciły się oryginalne układy taneczne chórów, nie zgadzamy się na maski aktorów, odrzucamy w przekładach subtelności metryczne. Dobra!

Tragedia starożytna to dialogi i chóry, chóry liryczne, podkreślające nastrój, podsuwające "idealny odbiór" i ocenę widza. Nas i to razi. Odrzucamy i to. Zgoda, choć może żal rzeczy tak klasycznych, jak apostrofa do słońca nad Tebami albo słynny hymn o potędze umysłu ludzkiego. Chcemy zostawić tylko to, co w "Antygonie" najistotniejsze.

Może razić nas konwencja wiersza, jakkolwiek byśmy go oddawali, rażą filologiczne przekłady, dawne i nowe, rażą dłużyzny tyrad, albo geometryczny wprost pojedynek kwestii aktorskich w stychomitiach, wolimy to przełożyć na prozę prawie współczesnego dialogu, krótkie zdania nowoczesnej konwersacji, a znowu niektóre do niemożliwości zwięzłe i zwarte gnomy-sentencje wolimy "rozwiązać". Niech i tak będzie. To kwestia przyjętej formy. Żadnej starzyzny!

Zostaje to, co jest istotą dramatu - jego problem, albo: problemy. Jakie są problemy : "Antygony" powie każdy starszy licealista. "Prawa niepisane" wyższe od każdoczesnej władzy i praw, poświęcenie w ich służbie, choć nie bez żalu, własnego życia, niepodległość jednostki - to Antygona; obowiązki władzy przechodzące w opętanie władzą, gorzki bezsens sensownych z pozoru zarządzeń - to Kreon.

Kajzar akcentuje miłość, robi to dobitnie. Słowa Antygony "Chcę kochać. Nie zmuszaj mnie do nienawiści", brzmią na pewno bardziej bezpośrednio niż zabójczo wierny, lecz nie piękny przekład Morawskiego: "Współkochać przyszłam, nie współnienawidzieć!". I to jest dobre. Niestety, nie wszystko jest takie dobre.

Zacytujmy kawałeczek tekstu:

ISMENA do ANTYGONY:

Więc idź i kochaj go, ale

wiedz, że robisz głupio.

CHÓR: Oto nadchodzi Kreon, nowy władca Teb.

O czym myśli władca

I dlaczego zwołał radę starszych.

KREON: Obywatele. Burza zagraża nawie państwa.

Zniszczeniem groziła miastu.

Ale bogowie

Uspokoili fale buntu i domowej wojny. Jest pokój.

Mamy pokój. Wezwałem was, ponieważ wiem, że

zawsze swą radą, mądrością i doświadczeniem

wspieraliście tron i rządy moich poprzedników...

Umyślnie biorę pierwszy lepszy urywek. To proza. Ale ta proza parafrazująca wiersz Sofoklesa jest zbyt prozaiczna. To proza rozmówek. To, przepraszam, bryk do Sofoklesa (dla tych, którzy nie znają już słowa bryk, objaśniam: "niedozwolona pomoc szkolna upraszczająca i objaśniająca teksty tłumaczone"). Cechą bryków bywa niejednolitość stylu. Jeśli w tej "Antygonie" ma się mówić językiem pro­stym, to nie można dawać w przesadnie prostych zdaniach mieszaniny stylistycznej. Jeśli "Obarcz tym zadaniem...", to nie zaraz za chwilę, "Już hy­clom kazałem pilnować tru­pa". Bywa i gorzej! Polinejk "oblężył" Teby. Po jakiemu to?

Niebezpieczne może być pa­rafrazowanie archaizowanego przekładu. W dyskusji Kreona z Hajmonem padają - w przekładzie Morawskiego - takie słowa:

KREON: Ten, jak się zdaje, z tamtą dziewką trzyma.

HAJMON: Jeśliś ty dziewką;

O ciebie się troskam

przy czym oryginał mówi tu po prostu oba razy o kobiecie, podkreślając "kobiecość" cha­rakteru. Kajzar załatwia to morderczym skrótem, nie ma­jącym żadnego uzasadnienia w całym przebiegu sztuki: "Nie zawracaj mi głowy, dziwkarzu!" Tak nie można!

Parafrazę Kajzara reżyseruje Kajzar. Pochodną reżyserii jest chyba "funkcjonalna" scenografia. Bo uproszczono w tej "Antygenie" język, pocięto tekst na krótkie rwane zdanka, za to dodano ruchu. Straż­nik czołga się po psiemu przed Kreonem, potem dwu strażników żongluje schwyta­ną Antygoną; na schodkach - tronie-mównicy też mnó­stwo ruchu, Hajmon w bia­łych portkach wpuszczonych w czerwone buty skacze oknem z pięterka, że aż się człowiek boi. Tyrezjasz prowadzony przez małą dziewczynkę do złudzenia przypomina św. Mi­kołaja lekko podrasowanego diabłem.

Jedną scenę Antygony z Hajmonem w przedstawieniu "dograno" - skromną, ledwie nacieniowaną, właśnie taką, jaka jest nie do pomyślenia u Sofoklesa, bo mimo że krótką to i sentymentalną, i banalną, i nieprawdopodobną.

Więc mimo wszelkich kon­cesji, jakie bylibyśmy gotowi poczynić, nie zadowala nas ta parafraza i to przedstawienie, które usiłując przybliżyć tragedię - tylko ją pomniejszają, a skracając - wydłużają do granic nudy. Ale tu się trzeba, uczciwie, zatrzymać. Przedstawienie nie jest całkiem nieudane i nie jest nudne, ale to już zasługa Antygony, która jest Maja Komorowska. Nie ma przeciwwagi w niezdecydowanym, niejednolitym Kreonie, który winien by być albo pewnym swej racji egoistycznym tyranem, albo styranizowanym przez rację stanu sługą państwa, ale sama jest, jak to dziś modnie mówią, "autentyczna". Największym pragnieniem, jakie wyniosłem ze spektaklu, było, żeby móc ją zobaczyć w greckiej tragedii nie sparafrazowanej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji