Artykuły

Zagłada eskadry po Stalinogrodzie w Warszawie

WIELE już dzieł z teatralnej klasyki ra­dzieckiej, tematycznie związanej z wielkimi dniami Rewolucji Paździer­nikowej, ukazało się na scenach polskich. Wymieńmy najważniejsze pozycje: "Lubow Jarowaja" Treniewa (Kraków, Poznań i - podobno - niebawem Warszawa), "Czło­wiek z karabinem" Pogodina (Wrocław), "Pociąg pancerny" Iwanowa (Warszawa), "Sztorm" Bill-Biełocerkowskiego (Opole), "Przełom" Ławreniewa (Łódź), "Niezapom­niany rok 1919" Wiszniewskiego (Łódź), "Op­tymistyczna tragedia" (Teatr Żydowski). Do tej kategorii można zaliczyć też "Młodość ojców" Gorbatowa (Warszawa). A więc wy­bór bardzo duży, obejmujący prawie wszyst­kie najwybitniejsze dzieła z tej dziedziny.

Nie znaczy to jednak, by repertuar ten miało się uznać w teatrze polskim już za załatwiony. Po pierwsze - w prawie każ­dym z wymienionych miast wystawiono tyl­ko jedną z tych sztuk, pozostaje więc jesz­cze sporo innych do grania. Po drugie - tylko bardzo nieliczne z tych przedstawień można było uznać za udane - bodaj w czę­ści. Tak więc teatr polski ma w tym zakre­sie jeszcze odpowiedzialne zadania do speł­nienia.

Nie są zaś to zadania łatwe. Sztuki rewo­lucyjnej klasyki radzieckiej mają charakter widowisk o dużym rozmachu. Potrzeba tu znacznych środków personalnych i technicz­nych, reżysera umiejącego sobie radzić z operowaniem dużym zespołem i gry akto­rów wymagającej szczególnej szczerości i żarliwości - inaczej przedstawienie zabrzmi od razu sztucznie i fałszywie. Najważniej­sze jest tu właśnie wydobycie gorącej atmo­sfery uczuciowej, a także ostrości konflik­tów i głębokości charakterów. Wtedy spośród natłoku wydarzeń i czynów małych i wielkich, nędznych i szlachetnych, okrutnych i wzniosłych - ukaże się wielkość i potęga Rewolucji. Ukaże się wielkość zacię­tej walki z wrogami młodej Republiki Ra­dzieckiej - tyfusem, zimnem, głodem, ban­dytyzmem, białogwardyjską kontrrewolucją, organizowaną, podtrzymywaną i podsycaną przez obcych interwentów.

Do serii tych przedstawień teatry polskie dołączyły sztukę dobrze znanego w Polsce ukraińskiego pisarza Aleksandra Korniejczuka "Zagłada eskadry". Wystawił ją w roku ubiegłym teatr w Stalinogrodzie. Przedstawienie to zostało wyróżnione tego­roczną nagrodą państwową trzeciego stop­nia, którą otrzymał jego reżyser Roman Za­wistowski wraz z trzema aktorami: Gusta­wem Holoubkiem, Józefem Parą i Bolesła­wem Smelą. Spotkało się ono również z bardzo pochlebną oceną dyrektora i reży­sera moskiewskiego Teatru im. Mossowietu, J. Zawadskiego, który bawił wraz ze swym zespołem w Polsce i który potem spisał swe wrażenia w radzieckim miesięczniku "Tieatr". "Widziałem w Stalinogrodzie - czy­tamy tam m. in. - "Zagładę eskadry" A. Korniejczuka, sztukę niezwykle sceniczną, napisaną z talentem, ciekawą, ale bardzo trudną dla realizatora i artystów tego ma­łego i skromnego w swych możliwościach technicznych teatru... Spektakl bezwarunko­wo udał się zespołowi i reżyserowi teatru stalinogrodzkiego jeśli idzie o rzecz najważ­niejszą - wydobywa zasadniczy temat sztu­ki, sugeruje widzom patriotyczne wzrusze­nie, porywa swym patosem rewolucyjnym. Obudziła we mnie zastrzeżenia tylko jedna okoliczność: w przedstawieniu daje się bar­dzo silnie wyczuć ręka reżysera, która nie pozwala odczuć indywidualności aktorów. Na scenie niemal nie było tych indywidual­ności..."

Obecnie "Zagładę eskadry" wystawił Te­atr Domu Wojska Polskiego w Warszawie w reżyserii Ludwika Rene. I tu można było odnieść podobne wrażenie: "na scenie nie­mal nie było indywidualności". Wydaje się jednak, że nie z powodu "zbyt silnej ręki reżysera", który zresztą nieźle dawał sobie radę z trudnościami technicznymi widowi­ska, ale z powodu niedostatków aktorskich. Zwłaszcza postacie rewolucjonistów z nie­licznymi wyjątkami wypadły blado. Nie tyl­ko nie przeważały, ale nawet nie równowa­żyły siły wrogów rewolucji.

Co prawda bohaterów "Zagłady eskadry" autor zaledwie naszkicował. Można powiedzieć, że nie mają oni własnej swej biografii, znamy tylko ich teraźniejszość i przy­szłość, a nie przeszłość. Jednakże mają oni mimo to wyraziste cechy indywidualne. Aby cechy te na scenie uwydatnić, aktorzy mu­szą dorobić biografię tym postaciom i zgod­nie z nią je ująć. Inaczej będą to jakieś ty­py "w ogóle", a nie żywi ludzie, w przed­stawieniu warszawskim zdołali to zrobić tylko niektórzy aktorzy: Saturnin Butkie­wicz jako admirał Granatow, Józef Kon­drat jako książę Knoris, Eugeniusz Dziekoński jako prowokator Kobza, Wiktor Nanowski - jako przejściowo opierający się decyzji partii, ale żarliwy rewolucjonista Hajdaj.

Trzeba jednak podkreślić duży wysiłek teatru, włożony w to przedstawienie. Kilka ról obsadzono podwójnie, a nawet potrój­nie. Prawie cały zespół męski (bo jest tu jedna tylko rola kobieca) wziął w nim udział i z pewnością został pociągnięty walo­rami ideowymi sztuki. Walory te - mimo wszystkich braków spektaklu - działają również na widza, tym bardziej, że sztuka jest żywa, ciekawa, przykuwa uwagę. Pod tym względem więc wybór jej należy uznać za trafny dla tego właśnie teatru, który spełnia tak ważną rolę kulturalną przede wszystkim - choć nie tylko - wśród naszego wojska. Przypomnijmy przy okazji, że Teatr Domu Wojska Polskiego jest teatrem objazdowym, że jego przedstawienia oglądają tysiące naszych żołnierzy w odleg­łych nieraz ośrodkach i obozach. Sztuka Korniejczuka niewątpliwie będzie dla nich głębokim przeżyciem, dostarczy im wielu cennych wartości, a także - poprzez obraz artystyczny - sporo wiedzy z dziejów Re­wolucji.

Akcja "Zagłady eskadry" toczy się w pierwszych miesiącach 1918 roku. Korniejczuk zajął się ukraińskim odcinkiem Re­wolucji. Powstała wtedy "niepodległa" Ukraina - z łaski i pod okupacją Niemiec wilhelmowskich - z nacjonalistyczną i re­akcyjną Radą Centralną w Kijowie. Załoga eskadry czarnomorskiej, która z polecenia Partii ma zatopić swe okręty, aby nie wpadły w ręce wroga, składa się z najróż­niejszych elementów. Wśród marynarzy przeważają Ukraińcy. Są wśród nich świa­domi i zdecydowani działacze partyjni, są i załamujący się psychicznie rewolucjoniści, są obojętni i są prowokatorzy, są synowie kułaków i są nacjonaliści pozostający w łączności z Radą Centralną. Oficerowie - to przeważnie Rosjanie, którzy w pogardzie mają i rewolucjonistów i nacjonalistów ukraińskich, ale i jednych i drugich się bo­ją, a gotowi są sprzymierzyć się z tymi ostatnimi, bo rozumieją wspólność swych interesów z ich interesami. Oficerów, jako morskich fachowców, potrzebują na razie i jedni i drudzy, rewolucjoniści i nacjonaliści, i muszą się z nimi do pewnego stopnia i do pewnego czasu uczyć. Wszystko to kotłuje się na okręcie, ściera się z sobą, walczy, atakuje i broni.

Ale w końcu rozkaz partii zostaje speł­niony: eskadra okrętów ulega zagładzie. Lu­dzie jednak oddani rewolucji idą dalej wal­czyć aż do zwycięstwa. I wizją tego zwycię­stwa kończy się ta "optymistyczna trage­dia", pełna tragicznych konfliktów i rozwią­zań, ale przepojona optymizmem, wynikają­cym z niezłomnej słuszności sprawy niezwy­ciężonej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji