Artykuły

Nosorożec w Teatrze Dramatycznym

"Nosorożec" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Rafał Siemko na stronie noircafe.pl.

Absurd. Tego określenia przyjęło się używać jako słowa-klucza do dramatów Eugene Ionesco. Ale co to właściwie oznacza? Mógłbym przepisać ze starego zeszytu z liceum, że absurd to sytuacja sprzeczna z logiką, w filozofii egzystencjalistów jest esencją ludzkiego życia. Samo to pojęcie może przywodzić na myśl coś mało zrozumiałego, ciężkostrawnego i trudnego w odbiorze. Nie zapominajmy jednak o tym, że w sztuce ta kategoria spełnia określoną rolę. "Nosorożec" korzysta z tej kategorii estetycznej nie po to, aby wprowadzić widza w konfuzję i dysonans poznawczy, ale sprawia, że dzięki karykaturalnemu wyolbrzymieniu opisywanych rzeczy dostrzegamy w całej okazałości absurd codzienności. Ionesco niczym wytrawny bokser wyprowadza celne ciosy, punktując przeciwnika, aby go w końcu znokautować.

Akcja umiejscowiona jest w biurowcu, wszystko wskazuje na to, że jest to biuro redakcji jakiegoś czasopisma, a bohaterami przedstawienia są dziennikarze. Pewnego dnia jeden z nich nie zjawia się w pracy. Jego zrozpaczona żona donosi, że zamienił się on w nosorożca. Wkrótce dziwna epidemia metamorfozy ludzi w to zwierzę ogarnia całe miasto. Kolejne osoby zmieniają się w dzikie zwierzęta i opanowują miasto. Berenger jest przerażony tym faktem, nie chce zmienić się w nosorożca, za wszelką cenę chce pozostać sobą.

Redakcja dużego pisma jest tu oczywiście symbolem każdej wielkiej (i nieco mniejszych) korporacji. Dzisiejszy świat to wielki Korpoland. Początek spektaklu jest wręcz miażdżący. Z początku oglądałem go z lekkim uśmiechem na ustach, który z upływem czasu stopniowo zanikał. W spektaklu widzimy porażające sceny pracy bezmyślnej, mechanicznej powtarzały się, jakby ktoś zapętlił taśmę w magnetowidzie, powtarzały się coraz szybciej i szybciej, osiągając karykaturalne wymiary. Korporacja to fabryka, w której zachodzi taśmowa produkcja na olbrzymią skalę, a człowiek jest zredukowany do roli trybiku w tej machinerii. Ginsberg opiewał miasto jako molocha pochłaniającego ludzi, przekraczającego swoje granice i trawiącego samego siebie, tutaj molochem jest firma. Ten obraz, bezcelowej, niekończącej się pracy jest jak cios kastetem w szczękę, szczególnie jeśli przedstawienie ogląda pracownik jednej z takich firm.

Jest scena, w której Berenger z jego przyjacielem Jeanem rozmawiają o tym, co się dzieje i dochodzą do niepokojącego wniosku, że wieki rozwoju filozofii, kultury i cywilizacji doprowadziły do punktu przesilenia i osiągnęliśmy granicę, z której nie ma powrotu. Dotarliśmy do punktu w którym człowiek zdegradował samego siebie do roli robota, którego wartość mierzy się w tym, jak wydajnie spełnia swoje obowiązki zawodowe. Ludzie nie potrafią już się ze sobą komunikować, co w dobie tak rozwiniętych środków komunikacji zakrawa na paradoks. Wymieniają informacje, ale nie potrafią się porozumieć. Pierwsza scena w spektaklu przedstawiała dwoje ludzi stojących obok siebie, przekazujących między sobą informacje na komunikatorze. "Nosorożec" podejmuje tradycyjny już motyw antagonizmu natura-kultura, z tym, że został on dopasowany do współczesnych realiów, dlatego nie nudzi. Nie ma powodów do obaw, że przedstawienie będzie tylko powieleniem dawnych schematów i ich parafrazą.

Ostatecznie lepiej jest być nosorożcem czy lemingiem? W obu przypadkach metamorfoza niesie ze sobą coś sprzecznego z naturą (mimo wszystko) i naszym wyobrażeniem o świecie. Oglądanie mechanicznej pracy na początku spektaklu początkowo może budzić uśmiech politowania na ustach, ale ostatecznie ten uśmiech zmienia się w zdziwienie i przygnębienie, a następne akty dramatu przynoszą już tylko zmieszanie. Co najważniejsze dla całości przedstawienia to fakt, że finał spektaklu pozostawia spory niepokój egzystencjalny i rzutuje na interpretację całości jako alegorii zagubionego człowieka w dzisiejszym zindustrializowanym świecie, który nie radzi sobie ze swoją tożsamością i ambicjami, które - jak się okazuje - nie mają głębszego sensu.

Berenger boi się porzucić świat, w którym funkcjonuje. Innego nie zna, w tym czuje się bezpieczny. Ma ambicje zawodowe, które chce rozwijać, akceptuje w pełni rzeczywistość, w której wymaga się od niego jedynie przystosowania i wypełniania poleceń. Kurczowo trzyma się swojego biurka i stanowiska. Finalny monolog bohatera stanowi podsumowanie spektaklu, w swoich ostatnich słowach próbuje zwerbalizować obawy i emocje, sprecyzować powody, dla których chce pozostać człowiekiem, ale czy wie co to w istocie oznacza?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji