Artykuły

Baśka - J. Stefczyka

Bywa, że recenzent omawiając sztukę daje jej streszczenie i czasem jest to zapewne wskazane. Konia z rzędem temu, kto by potrafił na trzech kartkach maszynopisu streścić komedię Stefczyka "Baśka". Trud­ność polegałaby przede wszystkim na ustaleniu, co jest jej sprawą główną. Pozornie wydawałby się nią awans społeczny dziewczyny wiejskiej, która w okresie 1944 - 1952 z zahukanej analfabetki zmienia się w energiczną absolwentkę uniwersytetu. Ale to tyl­ko pozornie, bo autor porwał się na przedstawienie obrazu tych lat, obra­zu, w którym tłoczy się, potrąca o siebie i wypycha nawzajem cała mno­gość spraw, problemów i wątków Raz po raz, któryś z nich bierze prze­wagę, wysuwa się na czoło, by znów ustąpić innemu i w tym ciągłym kontredansie trudno mówić o jakiejś je­dnej linii utworu. Oprócz dziejów Baśki (a także jej ojca w przeszłości) mamy tam historię brylantów wojen­nego paskarza, zbrodnie bandy NSZ, ucieczkę AL-owca z rąk gestapo, wal­kę o właściwe eksploatowanie kamie­niołomów, aferę szpiegowską, szla­chetne spory między dwoma działa­czami partyjnymi, "sprawy rodzinne" sekretarza partyjnego, no i zapewne jeszcze kilka problemów, których nie da się już zapamiętać. Poza tym jest także jedna obłąkana, jeden "kociak" i jeden roztargniony profesor.

Na scenie więc dzieje się wiele rze­czy. I to dzianie się ma przewagę nad opowiadaniem i deklaratywnością, co można by policzyć na dobro sztuki. W tym rzecz, jak to wszystko się dzie­je.

Stefczyk budując i wiążąc z sobą poszczególne wątki czy sceny, nie ba­czy na logikę i prawdopodobieństwo- życiowe i teatralne. Oczywiście budo­wa w ten sposób - choćby nawet mi­sternie sklecona - musi się rozsypać. Np. kiedy autor uznał, że potrzebna mu jest dla kilku scen tablica szkol­na, to każe jej wisieć niezmiennie i dla niewiadomych przyczyn w mie­szkaniu (wraz z kredą, która zawsze jest pod ręką) przez osiem lat wojen­nych i powojennych. Puszkę z bry­lantami "chowa" się w komórce piw­nicznej, znajdującej się pod pokojem (wraz z wejściem do niej stamtąd), komórce, do której liczni lokatorzy te­go pokoju znowu przez osiem lat nie zaglądają ani razu. Żeby doprowadzić do końca wątek NSZ-owców, Stefczyk każe im - znowu po ośmiu latach - zjawić się dla zabrania... czterech sta­rych, zwietrzałych min ukrytych rów­nież w owej piwnicy. O niecnych sprawkach aferzysty Siemieńskiego, długo milczą ci, co o nich wiedzą, a kiedy zaczynają już mówić, działacze partyjni w ogóle na to nie reagu­ją itd. Podobnych przykładów można by podać jeszcze z tuzin, nie mówiąc już o motywacji wchodzenia i wycho­dzenia poszczególnych osób.

Może ktoś powie, że to jest czepia­nie się szczegółów? Nie, to są spra­wy, z którymi wiąże się nierozdzielnie najistotniejsze zagadnienie - wymowa realistyczna całego utworu. I im dalej w las (odsłon), tym więcej drzew (naiwności sytuacyjnych), by w końcowej scenie dojść do punktu kulminacyjnego. Tu mianowicie Baśka rozbraja trzech NSZ-owskich bandy­tów, sprowadza ich do piwnicy, którą zamyka drewnianym kołkiem i zapo­mina o nich pochłonięta wiadomościa­mi nadeszłymi z ministerstwa, doty­czącymi losów kopalni, w międzycza­sie doprowadzając jeszcze do końca swój "wątek miłosny". Baśka Wołodyjowska poradziła sobie nie bez tru­du z jednym Azją Tuchajbejowiczem Baśka z komedii Stefczyka gładko pokonuje trzech zbirów. Publiczność się śmieje, nie jest to chyba efekt, którego tu oczekiwał autor.

Oczywiście za tymi nieprawdopodo­bieństwami idą uproszczenia psycho­logiczne, Sztuka ma wprawdzie osiem odsłon, ale przemiany psychiczne bo­haterki odbywają się między odsło­nami, na scenie oglądamy już tylko ich rezultaty. Bo przecież nie możemy brać na serio słów Baśki, że główny przełom w jej duszy dokonał się pod wpływem krótkiego wykładu ideologicznego wypowiedzianego po ciemku przez uciekającego partyzanta.

W sztuce dramatycznej wszystko łą­czy się z sobą i od siebie jest współzależne. Kiedy więc zważymy tamte mankamenty, nie zdziwi nas niepo­radność w rozplanowaniu całego utwo­ru.

"Baśka" ma z pewnością kilka scen udanych, ma też sporo ciepłego hu­moru, można by też znaleźć w niej taki czy inny fragment będący kawa­łem żywego teatru. Idzie jednak o wrażenie całości. A do jej surowej oceny skłania choćby artykuł Edwarda Csato umieszczony w programie, nie dotykający wprawdzie ani jednym słowem samej sztuki Stefczyka, ale za to zawierający wiele słusznych uwag o naszej współczesnej dramaturgii, M. in. i tę, że jesteśmy w okresie walki o jej jakość, że dziś musimy przykładać do polskich sztuk współczesnych inne, bardziej ambitne kryteria niż to się działo osiem czy choćby tylko cztery lata temu.

Teatr Domu Wojska Polskiego, reżyser WŁADYSŁAW KRASNOWIECKI i akto­rzy bardzo się starali aby zrobić z tej komedii poprawne przedstawienie. Udało się im to o tyle tylko, o ile z tym materiałem tekstowym udać się to mogło. Kolę Baśki grała MAŁGORZATA BUREK-LEŚNIEWSKA. Pamiętamy ją z udanego egzaminu w roku ubiegłym w Państwo­wej Wyższej Szkole Teatralnej jako pan­nę Maliczewską. To jest jej pierwszy i bardzo odpowiedzialny zarazem występ na scenie "prawdziwej". Dała nim dowód ładnego talentu. Postać Baśki potrafiła narysować z konsekwentną linią rozwo­ju. To, że odczuwało się w tym jeszcze za wiele grania a za mało pełnej natu­ralności, należy położyć na karb braku doświadczenia młodej aktorki.

Doskonałym "kociakiem" była STANI­SŁAWA STĘPNIÓWNA, a klasyczną mie­szczańską idiotką - HELENA BUCZYŃ­SKA Epizodzik starej babki wiejskiej do­brze zagrała KATARZYNA ŻBIKOWSKA. Niewiele mogły zrobić ze swych ról KA­ROLINA BORCHART jako energiczna urzędniczka, działaczka i żona, oraz HA­LINA KALINOWSKA jako niepotrzebnie przesuwająca się przez scenę nauczyciel­ka. Nie udało się też JANUSZOWI ZIEJEWSKIEMU stworzyć prawdziwej posta­ci z sekretarza partyjnego Stanisława. ANTONI JURASZ jako zapalczywy partyzant Michał, pragnąc widocznie "oży­wić" tę postać uczynił trochę zbyt niedowarzonego smarkacza z tego bądź co bądź kierownika technicznego kamieniołomów. Bardzo po prostu i naturalnie za­grał starego robotnika, a w wolnych chwilach zegarmistrza, JANUSZ PALUSZKIE­WICZ, JÓZEF KONDRAT wyspecjalizował się już w rolach ludzi nerwowych - i tym razem nie przyszło mu więc trudno odtworzyć nerwowego mineraloga Terleckie­go, WIKTOR NANOWSKI nie dodał wielu barw teatralnych postaci aferzysty Siemieńskiego. W rolach zbirów z NSZ wy­stąpili STEFAN WRONCKI, ZDZISŁAW LATOSZEWSKI i MIŁOSZ MASZYŃSKI.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji