Artykuły

Vivat Panie Marianie!

MARIAN CEBULSKI. Kocha Kraków, Teatr im. J. Słowackiego i publiczność. Znakomity aktor właśnie skończył 90 lat! Od 1947 roku związany wyłącznie z Teatrem im. J. Słowackiego. Stworzył na deskach tej sceny wiele wspaniałych ról, m.in. w "Balladynie", "Kordianie", "Weselu", "Śnie nocy letniej", "Wyzwoleniu", "Ożenku", "Rewizorze".

Grał u boku gigantów teatru: Leszczyńskiego, Kurna­kowicza, Ćwiklińskiej. Przez 30 lat był czołowym aktorem kabaretu Jama Michalika. Mimo propozycji artystycznych z warszawskich teatrów, nigdy nie opuścił Krakowa, o którym mówi: - To moje ukochane miasto i tak pozostanie do końca. Marian Cebulski, popularny i lubiany aktor skończył 21 marca 90 lat. Z tej okazji, w miniony czwartek, w Międzynarodowym Dniu Teatru artysta otrzymał listy gratulacyjne od władz miasta i województwa.

Mistrz puent

Pamiętam moment, gdy Marian zaproponował mi przejście na "ty". Było w tym coś wzruszającego, gdy powiedział, że dzięki temu poczuje się młodszy, a ja starsza, gdyż wciąż smarkato wyglądałam. Widać uznał mnie już za koleżankę. A debiutowałam właśnie u jego boku, będąc studentką I roku PWST, rolą Frani w "Weselu Figara". On - mistrz i legenda teatru, ja - amatorka.

Zawsze miał wspaniałe poczucie humoru. Jego sceniczne i bufetowe żarty, cudowne opowieści o kolegach, naśladowanie ich śmiesznostek - do zjedzenia. Na scenie był ten sam: wesoły, żywiołowy. Poza jego rolą Starego Aktora w "Wyzwoleniu", którą wszystkich wzruszył, widywałam go wyłącznie w postaciach komediowych.

Jako Sędzia we wspomnianym "Weselu Figara" był obłędnie śmieszny. Swoją perukę ogrywał jak czapkę w sposób mistrzowski. Cóż to było za studium charakteru. Ta peruka grała razem z tekstem i ze zniecierpliwieniem Sędziego. Jak w najlepszej, angielskiej komedii filmowej.

- W naszym teatrze tylko Marian potrafił tego dokonać - mówiła mi Bożena Adamek o Marianie Cebulskim, mistrzu puent, który zadebiutował na krakowskich deskach teatralnych 69 lat temu, grając w "Powrocie Odysa" w reżyserii Tadeusza Kantora.

150 ról w "Słowackim"

Marian Cebulski, nestor Teatru im. Juliusza Słowackiego, jest jednym z najpopularniejszych aktorów Krakowa. Urodził się w rodzinie przedwojennego oficera Wojska Polskiego. W czasie okupacji występował w teatrze konspira­cyjnym Adama Mularczyka. Po wojnie, w 1945 roku wstąpił do Studia Aktorskiego przy Starym Teatrze, potem związał się ze sceną Teatru Powszechnego im. Wojska Polskiego w Krakowie i występował tam do 1946. W sezonie 1946 -1947 grał w Teatrze Kameralnym TUR.

W Teatrze im. Juliusza Słowackiego zagrał ponad 150 ról. Był wielokrotnie nagradzany, dwukrotny laureat Złotej Maski w plebiscycie "Dziennika Polskiego" na najpopularniejszego aktora Krakowa (1965, 1966). Występował też w Teatrze TV, w teatrze radiowym i w kilkudziesięciu filmach. Po przejściu na emeryturę w 1991 roku był nadal czynny zawodowo. Można go było oglądać w "Iuve­nilium permanent" według Witkacego, "Idiocie" Dostojewskiego i w "Dziadach".

Jak wspominają koledzy aktorzy, pan Marian zawsze lubił się śmiać i podrywać panienki, opowiadać absurdalne dowcipy, robić kolegom kawały. "Tworzył własne, charakterystyczne, śmieszne typki krakowskie. Był ważnym i znaczącym aktorem Teatru im. Słowackiego. Pozostawił po sobie bogaty fresk kreacji aktorskich. Myślę, że na tej scenie znalazł ducha tego teatru, któregośmy wszyscy szukali, ale nie każdemu dane było spotkać się z nim. No i była jeszcze Jama, ale to osobny rozdział naszego życia" - powiedziała mi przed kilkoma laty Marta Stebnicka, wspaniała krakowska aktorka, która niejeden wieczór spędziła z panem Marianem podczas michalikowych spektakli.

Jeszcze w ubiegłym roku można było zobaczyć aktora w roli Starego Wiarusa, którą to postać z "Warszawianki" reżyser "Kordiana" włączył do przedstawienia.

Teatr Konspiracyjny

Początki teatralne artysty przypadły na lata okupacji i Teatr Konspiracyjny. Ten trudny czas tak aktor wspominał w jednym z wywiadów:

- Graliśmy w różnych miejscach, co było zgodne z zasadami konspiracyjnymi. Wszystkich miejsc już nie pamiętam, ale utrwalił mi się adres Kanonicza 6, pomieszczenia stolarni. Kiedy zmarł Wiktor Sadecki, telewizja zwróciła się do mnie, abym pokazał, gdzie ten teatr był. Oczywiście po stolarni i po dawnych pomieszczeniach nie zostało ani śladu, a w tej przestrzeni powstały jakieś biura. Ogółem zorganizowano 16 przedstawień, w tym osiem premier. Obejrzało je 2000 widzów. Repertuar obejmował m.in. "Wesele" Wyspiańskiego (premiera 21 III 1941 przy ul. Lea 41/5), "Zemstę" Fredry (premiera 28 V 1944 przy ul. Kanoniczej 6, w stolarni), "Werbel domowy" J. K. Gregorowicza (premiera 3 X 1943 przy Floriańskiej 15).

Wspomniany Wiktor Sadecki i Marian Cebulski wychylili niejednego kielicha podczas wędrówek po krakowskich restauracjach ze SPATiF-em na czele. Przyjaźnili się, obaj kończyli Studio Aktorskie przy Starym Teatrze, do którego zgłosiło się mnóstwo osób, m.in. Marta Steb­nicka, Irena Babel, Halina Mikołajska, Tadeusz Łomnicki, An-­­ drzej Szczepkowski. Wśród pedagogów były takie tuzy jak Juliusz Osterwa czy Janusz War­necki, który wieszczył młodemu adeptowi przyszłość w komedii i rolach charakterystycznych.

Krakowski Gzymsik

Kiedy przed paroma laty rozmawiałam z Januszem Zakrzeń- s­kim, tragicznie zmarłym pod Smoleńskiem, tak opowiadał o Cebulskim i Sadeckim:

Marian Cebulski i Wiktor Sadecki, para krakowskich gzymsików, która obrosła legendą. Jako młody aktor "Słowackiego" bardzo chciałem być w ich towarzystwie. Często, wraz z Witusiem, wyskakiwaliśmy na małe co nieco i wódeczkę. Marian wtedy błagał "hamuj Witka". Pewnego razu zarzuciło nas do knajpki bez Mariana. Zabrakło pieniędzy. "Szukaj Mariana. On nas wykupi" - powiedział Witek. Znalazłem. Wykupił. Byliśmy po kielonku, więc poczułem cholerny głód. Marian zamówił po schabowym z kapustą. Zjedliśmy. Ja głodny dalej. "Marian, błagam, jeszcze jednego" - mówię - "Niech cię szlag trafi - postawię". Po drugim nadal czułem głód. "Marianku, czy...". "Niech cię szlag trafi. Masz trzeciego". Sytuacja powtórzyła się sześć razy. Zajadam i słyszę głos z sali: - "Co to za klarnet z wami wsuwa te kotlety?". Wcale się nie obraziłem. To był zaszczyt być klarnetem wśród takich mistrzów.

Kiedy w listopadzie ubiegłego roku zagrał po raz ostatni w "Kordianie" i pożegnano go kwiatami, owacją publiczności, powiedział wzruszony: - Te lata to są lata mojej miłości do teatru i publiczności. Być może wejdę jeszcze na tę scenę. A jeśli nie, to będę chodził wokół teatru, bo tak go kocham.

Jak obiecał, tak robi: odwiedza teatr, przychodzi na spektakle, sporo czasu spędza w archiwum, gdzie jego szefowej, Dianie Poskucie opowiada dziesiątki anegdot i historyjek.

Vivat Panie Marianie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji