Łódź. Teatr w bramie
Trwa akcja "Dotknij Teatru". Dziś w jednej z bram przy ul. Pogonowskiego aktorzy teatru Pinokio zaśpiewali i zagrali dla mieszkańców Polesia. Premiera "Wjeżdżamy w bramy" w reżyserii Konrada Dworakowskiego przyciągnęła tłumy.
Odrapana narożna kamienica przy ul. Pogonowskiego 21. Żelazna brama pomazana graffiti zamknięta. - Można od drugiej strony - instruuje chłopak w dresie. Tu większość bram ma dwa wejścia, co niektórym mieszkańcom bardzo odpowiada.
W wąskim przejściu tłok. Niektórzy przyszli w klapkach, prosto z mieszkania. Inni - z wycieczki do sklepu, z chlebem w reklamówce. Z tubylcami przemieszali się przyjaciele Pinokia. Dzieci zgodnie przysiadły na dywanie albo ruszyły po poczęstunek - kolorową galaretkę, jabłka, sałatkę.
Trupa teatru Pinokio przywiozła rekwizyty - wielką żeliwną wannę, która w trakcie spektaklu zamieniła się w rakietę, i wiklinowy fotel z babcinym pledem. A także wzmacniacze i instrumenty, bo siłą "Wjeżdżamy w bramy" są songi i ballady podwórzowe - o plotce, dwóch Michałach spotykających kibiców czy podróży w nieznane. Muzykę skomponował Piotr Klimek.
Piosenki przeplatały scenki z udziałem widzów. Piotr Osak i Małgorzata Krawczenko wcielili się na przykład w role poleskiego małżeństwa. W wielkich króliczych czapach zasiedli w fotelach. Jak się nazywają?
- Stefan i Marysia! - wymyśliły dzieci.
Co robi Stefan? - Leniuchuje. Pije piwo! Śpi i je.
A Marysia? - Jest szwaczką! Lubi paplać. Odpoczywa, bo jest zmęczona. I gotuje - padały propozycje.
Materiału do "Wjeżdżamy w bramy" dostarczyli teatrowi Pinokio mieszkańcy Polesia. Na kanwie wypowiedzi dzieci zbudowano m.in. pierwszą etiudę, w której mowa o plusach i minusach mieszkania w tej dzielnicy ("podoba mi się, bo jest blisko do szkoły", "ostatnio wyremontowali komórki", "chciałabym mieszkać w domku jednorodzinnym, bo nie byłoby bramy i by nie śmierdziało", "nie podoba mi się, bo nie ma się gdzie bawić"). - To kotlet z prawdziwego mięsa - anonsował Przemysław Buksiński, wcielający się w rolę wodzireja.
W spotkaniach z zespołem uczestniczyła Małgorzata Sznej, która przyszła na piątkową premierę z trzyletnim Kornelem. - Zgodziłam się z ciekawości, niewiele się tutaj dzieje. Może uda się zainteresować innych. Może coś się tu zmieni? - mówi.
Anna Durka z kamienicy naprzeciwko przyprowadziła wnuków, Kacpra i Olka. - Prawdę mówią! - ocenia. - O tym, że dzieci nie mają się gdzie bawić, bo w podwórkach parkują samochody. O psich kupach i naszych łódzkich wadach. Brudna ulica, mało zieleni...
Dzieci świetnie się bawiły - wskakiwały do wanny, śpiewały i rysowały kredą miasto Tuwima. Nikola, Asia i Klaudia oglądały spektakl, siedząc na murku i podjadając galaretkę. - Najlepsze było przedstawienie z rakietą. I pan królik z panią królik! Jak oni śpiewają! - recenzowały na gorąco.
Na koniec brawa dostali też mieszkańcy, za to, że ugościli aktorów w podwórku.