Artykuły

Arturo i namiestnik: żywa pamięć wojny

(...)

Zanim Gustaw Holoubek w Teatrze Narodowym Kazimierza Dejmka zagrał Konrada, rolę swego życia, stworzył kilka innych ważnych ról, które tamtą najsłynniejszą przygotowały. U Dejmka był obsadzany przede wszystkim w kla­syce - słynny dyrektor nie gustował zresztą w awangardzie, zwłaszcza mod­nej i chodliwej. Zaczął od roli Szekspi­rowskiego Ryszarda II, i tym razem nie zawiódł widzów, oczekujących od niego tej charakterystycznej współczesności, w której świetny warsztat jest traktowa­ny jakby mimochodem, niezauważal­nie, a skomplikowane treści objawiają się jako jasne i zrozumiałe. "Holoubek ma na widownię jakiś wpływ magicz­ny - pisał Andrzej Jarecki. - Nie jest to jednak ekstaza, oczarowanie i żadne tym podobne efekty. Magia działa, ale bez żadnej szkody dla rozumu. Kiedy mówi ze sceny, trwamy jak w transie, rozumiejąc przy tym każde słowo, bie­gnąc wraz z aktorem jego tokiem myśli, chwytając w lot wszelkie subtelne, zna­czeniowe czy uczuciowe intonacje."A Wojciech Natanson jeszcze mocniej podkreślał entuzjazm publiczności. "Gdy zjawia się na scenie Narodowe­go w roli szekspirowskiego Ryszarda II, zostaje powitany długą salwą okla­sków. Publiczność warszawska się nie myli, nadzieje nie zostaną zawiedzione. Oto mamy nową znakomitą rolę na­szego aktora; rolę, na którą tak długo czekaliśmy."

Reakcje zapisane w wielu recenzjach świadczyły o aurze, jaka aktora otaczała, o oczekiwaniu na pewien rodzaju prze­życia, związany z jego byciem na scenie. Z punktu widzenia artystycznego wizerunku ważniejsze były dwie inne premiery. "Uciekła mi przepióreczka" w reżyserii Jerzego Golińskiego pozwo­liła Holoubkowi zmierzyć się z legendą Osterwy, ale też symbolicznie przejąć jego dziedzictwo. Tym razem postać działająca z impulsu myślowego pro­cesu i ideowych rozstrzygnięć, górują­ca nad otoczeniem dzięki intelektowi i tworząca dla siebie i świata kolejne próby wiar i wartości, która tak urze­kła warszawską widownię, mogła wy­powiedzieć się poprzez polski dramat, mocno osadzony w teatralnym pejza­żu. Wiele osób pamiętało Przełęckiego Osterwy, toteż trudno było uniknąć porównań. Holoubek wybrnął z tego obciążenia, tworząc Przełęckiego na własną miarę - i miarę współczesności. Odrzucił wszystko, co mogło być zaląż­kiem sentymentalizmu, melodramatu, źródłem wzruszeń dla publiczności. Był człowiekiem ironicznym, suchym, cza­sem rozdrażnionym głupotą otoczenia, szorstko i bez współczucia odnoszą­cym się do uczuciowego żywiołu, który wszystko niszczy. "Holoubek tak wła­śnie gra Przełęckiego, aby jego pracę społeczną i zawodową pozbawić cha­rakteru genialności, patosu, niezwykło­ści, tego wszystkiego, co mu wmawia otoczenie, zafascynowane jego urokiem osobistym. Nic nie umniejszając słyn­nej kreacji Osterwy, można stwierdzić, że Holoubek jest całkiem inny, lepszy, jeśli idzie o nasze dzisiejsze odczucie. Holoubek nie ma tej promieniującej wewnętrznej szlachetności. I słusznie. Jest pracownikiem nauki, który lubi swoją robotę" - pisał August Grodzicki. Relacje z przedstawienia tej anachronicznej już w latach sześćdzie­siątych sztuki pokazują, jak celnie ak­tor potrafił przekuć literacką materię na bliski widzom, współczesny sposób komunikowania emocji, maskowany sar­kazmem i ironią. Trafiał w sceptycyzm wobec patosu społecznych misji, ale też przekazywał wiarę w sens działań służących wspólnocie.

Przedstawienie "Namiestnika" Rolfa Hochhutha wzbudziło reakcje prze­kraczające wymiar czysto teatralny, co zważywszy na jego temat było łatwe do przewidzenia, a nawet pożądane. Choć niestety autentyczna dyskusja była nie­możliwa w warunkach cenzury i partyj­nej propagandy, narzucającej określone i celowe ujęcie różnych politycznych i historycznych kwestii. Sztuka niemiec­kiego dziennikarza dotyczyła postawy Piusa XII wobec Zagłady i wprost oskar­żała go o zaniechania, które ułatwiły eksterminację. Do dziś zresztą sprawa Namiestnika budzi emocje. Jedni uważa­ją ją za pierwszy tak dobitny głos teatru polskiego w sprawie holokaustu, inni za sowiecką prowokację. Rafał Węgrzyniak pisze, że Hochhuth napisał Namiestnika na zlecenie KGB, jego agenci dostarczyli pisarzowi "spreparowane dokumenty, mające uwiarygodnić demagogiczną tezę utworu, że Pius XII, kierujący Ko­ściołem rzymsko-katolickim w latach 1939 - 1958 był współodpowiedzialny za zagładę Żydów." Piotr Łopuszański, autor książki biograficznej o Holoub­ku, twierdzi, że sztuka była atakiem na Kościół, obchodzący w roku 1966 ty­siąclecie Chrztu Polski, celowo sprepa­rowanym przez komunistyczne władze, zaś grający w przedstawieniu aktorzy wstydzili się po latach, że wzięli udział w tej prowokacji. Trzeba dodać, że również w momencie premiery niektó­rzy krytycy zarzucali sztuce polityczną demagogię.

Z obszernego materiału, niezbornego dramaturgicznie, Dejmek skonstruował zwartą historię, prezentowaną w kilku obrazach, zaś bohaterem uczynił nie tytułowego namiestnika, czyli papieża Piusa XII, ale jego oponenta, ojca Riccarda Fontanę. Osią przedstawienia stały się dylematy moralne i ideowe: problem odpowiedzialności, współwiny, ofiary.

Obsadzenie Holoubka w roli żarli­wego obrońcy moralnych pryncypiów, zdolnego poświęcić własne życie, z po­czątku dziwiło: inaczej postrzegano jego aktorską skalę. A jednak na grun­cie teatralnym Holoubek odniósł zwy­cięstwo, zupełnie inaczej rozgrywając postawione zadanie. Po raz pierwszy zrzekł się dystansu wobec postaci, po­rzucił też gest intelektualnego pano­wania nad przedstawianym światem. Riccardo jest postacią do końca serio, traktującą ze śmiertelną powagą zasa­dy wyznawanej wiary. Człowiekiem namiętnym, odważnym, zbuntowa­nym wobec konformizmu i politycz­nego wyrachowania. Nieprzypadkowo w wielu recenzjach zostało zapisane podzielane wówczas wrażenie, że Ric­cardo Fontana jest współczesną wersją bohatera romantycznego. Jan Kłossowicz pisał: "Holoubek nie szuka tym razem drugiego dna, nie próbuje dawać swojej roli komentarza, bo nie mógłby go tam znaleźć. Buduje całą kreację na uniesieniu, na patosie. I tworzy roman­tycznego bohatera, jakiego nie wymy­ślił Hochhuth, tworzy żywą postać." Wtórował mu Andrzej Władysław Kral: "Ksiądz Riccardo Fontana jest pokaza­ny niedwuznacznie jak bohater roman­tyczny, i to w duchu wielkiej naszej tra­dycji romantycznej. To niemal Konrad z Dziadów, wadzący się nie z Bogiem wprawdzie, ale z jego namiestnikiem na ziemi. Ale walczący o to samo, o losy ginących narodów".

Do historii teatru przeszła scena grana przez Holoubka plecami: w kul­minacyjnej scenie, słuchając tyrad pa­pieża, Riccardo rozstrzyga o własnej ofierze. Odwrócony do widowni prze­kazuje napięcie i ciężar decyzji poświę­cenia życia samym rytmem garbienia się pleców, nerwowymi drganiami, jakie przez nie przebiegają. Kiedy od­wraca się do widowni, ma przypiętą do sutanny Gwiazdę Dawida, otrzymaną kiedyś od Żyda, którego uratował.

"Namiestnik", mimo zarzutów o poli­tyczne nadużycia i literacką miernotę, przeszedł tryumfalnie przez europej­skie sceny (prapremierę reżyserował Erwin Piscator, wersję paryską - Peter Brook), a w warszawskim Teatrze Na­rodowym osiągnął liczbę stu sześćdzie­sięciu przedstawień. Holoubek mógł dobrze wypróbować, w jaki sposób nasycić tę w gruncie rzeczy retoryczną rolę emocjami, by zyskać żywy odzew publiczności. I niewątpliwie, z różnych perspektyw patrząc, to właśnie rola Riccarda Fontany, a nie Szatana w "Kordianie", jak się nieraz pisze, była prolo­giem do "Dziadów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji