Przyjemność męki twórczej
- Nie oceniam granych postaci: dobra, zła, wyrachowana czy nie. Koncentruję się na człowieku, którego mam zagrać - mówi AGNIESZKA WOSIŃSKA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.
Zdarza się, że słyszę docinki, gdzie podziałam habit - mówi Agnieszka Wosińska [na zdjęciu]. - Jednak w świadomości widza jestem aktorką, która odgrywa rolę. Nie bywam utożsamiana z postacią, co jest utrapieniem większości kolegów grywających w serialach. Polskie realia są takie, że uprawiając działkę teatralną, musimy zarabiać gdzie indziej. O tej roli musiałam zdecydować z dnia na dzień. Na szczęście udaje mi się ją godzić z pracą w teatrze.
W niebieskim habicie wystąpiła też w filmie "Siedem przystanków na drodze do raju" Ryszarda Macieja Nyczki. - Kiedy reżyser zasygnalizował mi, że będę grała Matkę Boską - nie wprost, lecz w poetyckiej formule - postanowiłam zmierzyć się z zadaniem. Ostatecznie moja postać nazywała się Pani Zbierająca Jabłka. Magiczna rola, jak cały film.
W komedii "Fortuna czyha w lesie" tego samego reżysera największe salwy śmiechu wywołuje Wosińska jako siostra głównego bohatera. Jak reżyserowi tych niekonwencjonalnych, niskobudżetowych filmów udało się namówić znaną aktorkę do grania w nich za darmo?
- Nie było trudno, ponieważ wariackie papiery są wpisane w ten zawód. Koledzy, którzy jak ja przystali na te warunki, studiowali równolegle z Ryszardem w warszawskiej szkole teatralnej. Agnieszka Wosińska jeszcze jako studentka zaczęła grać w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Za rolę Mary w "Pamięci wody" w reżyserii Agnieszki Glińskiej zebrała swego czasu znaczące laury aktorskie, m.in. zdobyła warszawskiego Feliksa oraz nagrodę na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. U Krystiana Lupy gra w "Wymazywaniu" i "Niedokończonym utworze na aktora".
- Absorbująca praca nad ostatnim przedstawieniem zajęła nam cały sezon. Zrobiliśmy praktycznie dwa przedstawienia, według "Mewy" Czechowa i "Sztuki hiszpańskiej" Rezy. Czas głębokiego wniknięcia w materię teatru Lupy uniemożliwia aktorom normalne funkcjonowanie w rzeczywistości.
Oczywiście i wtedy wychodzę po ziemniaki, ale jakbym jeszcze nie wyszła z teatru. Inaczej się nie da, choć sami tego chcemy. To nas fascynuje. Ciekawie wykorzystuje potencjał aktorki Romuald Szejd na Scenie Prezentacje.
- Przyjemność w uprawianiu tego zawodu i męki twórczej polega na spotykaniu się z różnymi formami i rodzajami teatru. Lubię przytulną, prawie domową atmosferę w teatrze dyrektora Szejda, który proponuje świetny repertuar, z precyzyjnym materiałem aktorskim, wzbogacającym nasze środki wyrazu.
W przedstawieniu Teatru TV "Krótki kurs medialny" Tomasza Wiszniewskiego brawurowo zagrała bezwzględną korespondentkę wojenną, docierającą z kamerą na pierwszą linię walk frontowych.
- Nie oceniam granych postaci: dobra, zła, wyrachowana czy nie. Koncentruję się na człowieku, którego mam zagrać i - chyba jednak wszyscy aktorzy mają w sobie ten odruch - bronię jego racji. Resztę zostawiam reżyserowi. Przed kamerą muszę mieć do niego zaufanie.
Szczególnym wyznaniem stają się dla niej role, których nie rozumie.
- Poczucie, że jestem źle obsadzona, tłumaczę faktem, iż reżyser dostrzegł we mnie coś, czego o sobie nie wiem. Po dodatkowej pracy nad pokonaniem oporu materii zaczynam w sobie głębiej szukać. A w końcu odczuwać przyjemność z dotarcia do istoty granej postaci.