Artykuły

"Dziady"

"Dziady" katowane pzez nauczycieli, rozdrabniane na czynniki pierwsze, ze słynnym "co autor miał na myśli" stają się zmorą. Budzą niechęć młodych ludzi, którzy już nigdy więcej nie sięgną do literatury romantycznej. To nie przypadek, że o tym wspominam. Ostatnia inscenizacja Adama Mickiewicza może - u osób bardziej wrażliwych - doprowadzić do podobnych reakcji obronnych.

Spektakl rozpoczyna się przy ję­kach wichru i dźwiękach kościelnych dzwonków. Wśród grobów, prawo­sławnych krzyży, na tle muru z ogrom­ną brama zjawia się Upiór-Gustaw. Rozpoczyna deklamację od słów:

"Duchu przeklęty, po co śród paro­wu

Nieczułej ziemi ogień życia wznie­casz?",

czyli od 33 wiersza poematu. Oczywiście reżyserowi spektaklu wolno dokonywać najróżniejszych przeró­bek, skrótów, przestawień - o ile są one zrozumiałe dla widza. Oto w ak­cie pierwszym znalazły się: Upiór, po­łączona z drugą część czwarta oraz Prolog III Części. O ile obrządki pogańskie z doskonałą rolą Guślarza (Eugeniusz Kamiński) robią wrażenie i tłumacza się, to im dalej tym gorzej. Zdałoby się słowami wieszcza powiedzieć: ciemno wszę­dzie, głucho wszędzie... Scenę wzięły we władanie diabły z jasełek i anioły wyciągnięte z krakowskich szopek. I duch... na drzewie, który miast prze­konywać o władzy człowieka - śmie­szy. Usadzony w konarach jakiegoś baśniowego drzewa, w czerwonym kostiumie, czułym kobiecym głosem przemawia do więźnia. To zły sen... W podobnej konwencji - baśniowo-operetkowej - została zainscenizowana III część "Dziadów". Daleka jestem od padania na kolana przed literaturą ro­mantyczną, ale są pewne granice swobodnego jej traktowania. Na pew­no nowemu spojrzeniu na Wieszcza nie dopomogli aktorzy. Szczególnie denerwująca była Wielka Improwizacja w wykonaniu Jacka Dzisiewicza. Zagrana tylko "twarzą", bez serca, zrozumienia tragedii Konrada. W jej odbiorze "pomagają" diabły dzwoniące co jakiś czas dzwonkami, które uzupełniają ich jasełkowe kostiumy.

Drugi akt minąłby niezauważony, gdyby nie widzenie Księdza Piotra (Gustaw Kron). Doskonale zagrana rola, która ma inny, prawdziwy wymiar. Pełna tragizmu, wyciszona, ale jak najbardziej sugestywna ze wszystkich. Bowiem w tej inscenizacji chyba nastąpiła detronizacja męczennika - Konrada na rzecz męczennika Piotra. Tak to wygląda od strony widzów patrzących na grę aktorów.

Trzeci akt minąłby bez echa, gdyby nie Bal. Widzowie w czasie przerwy na głos zastanawiali się, czy dekoracja zostanie zmieniona. Ale nie. I oto stała się rzecz niesłychana. Scena Balu rozgrywa się na cmentarzu, wśród grobów tańczą pary. Może scenograf dopatrywał się w tym głębszego sensu, ale w efekcie "Dziady" zostały sprowadzone do pogańskiego obrzędu, a wszystko inne stało się dodatkiem. Pomysł z klamrą zamyka­jącą spektakl razi, począwszy od czwartej części, a skończywszy na nieszczęsnym Balu.

Najnowsza inscenizacja sceny narodowej nie poruszyła czułej struny i patriotyzmu. Jest jakby wbrew trady­cji i chwilami przypomina streszcze­nie lektury szkolnej, które zrobił nieu­ważny uczeń na przerwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji