Artykuły

Marzyciele

Rzadko ulegamy dziś magii kina, je­szcze trudniej zahipnotyzować widza w klasycznym teatrze. Dlatego tym wię­ksze brawa dla Krystiana Lupy, któ­remu udało się to uczynić ostatnio w krakowskim Starym Teatrze, Zwłaszcza że Lupa, artysta uznany, choć kontro­wersyjny w ocenie niektórych odbior­ców, wyreżyserował z powodzeniem sztukę jeszcze do niedawna uznawaną w świecie za niesceniczną. Chodzi bo­wiem o "Marzycieli" Roberta Musila - jednego z największych prozaików lite­ratury XX wieku, wymienianego je­dnym tchem obok Kafki, Joyce'a i Prousta.

Premiera "Marzycieli" nie miała już takiej celebry, jak wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego "Portret" Mrożka. Na dodatek odbyła się w go­rącym okresie ostatnich przygotowań do pokazu "Dybuka" w reżyserii An­drzeja Wajdy. Już ponad miesiąc przed premierą sztuki wybitnego żydowskie­go autora pisała o tym ogólnopolska prasa. Na premierze prasowej "Marzy­cieli" prawie jedna trzecia miejsc w Teatrze Kameralnym była pusta. Sporo widzów opuściło salę już po pierwszym akcie. Ale ci, co wrócili po przerwie, zostali do końca, choć trudny w odbio­rze spektakl trwał ponad cztery godzi­ny. Nie zrezygnowali także siedzący w moim rzędzie cudzoziemcy, którzy z językiem polskim nigdy nie mieli nic wspólnego. Wszyscy, którzy dotrwali do finału, zgotowali aktorom i reżysero­wi prawdziwie żywiołową owację. Skąd więc tak krańcowo różne reakcje wi­dzów? Tym, którzy nie opuścili przed­wcześnie widowni, odpowiedź dała treść prezentowanej sztuki, ale o tym za chwilę.

Opowiadania i powieści Roberta Mu­sila (1880-1942) - pisarza austriackie­go - tłumaczono w wielu krajach świata. Także w Polsce ukazały się "Trzy kobiety" (1963), "Niepokoje wy­chowanka Torlesa" (1965) i dzieło życia Musila - nie ukończone - "Człowiek bez właściwości" (1971). Przed ćwierć­wieczem "Dialog" opublikował także "Marzycieli", ale jeszcze do niedawna ten utwór dramatyczny miał, przydo­mek - jak pisze w teatralnyni programie krakowskiej premiery znawca teatru Egon Naganowski - "tylko do czytania", "dramat książkowy", "staty­czny dramat idei", "nowela", "powieść w dialogach"...

Autor sztuki nie otrzymał w teatrze satysfakcji za życia. Prapremiera ber­lińska w 1929 roku nie spotkała się z uznaniem zarówno widzów, jak i kry­tyków. Niewiele zmieniły późniejsze, nieliczne zresztą, próby podjęte w RFN, Austrii i Paryżu, a także w Teatrze Polskim w Poznaniu w 1977 roku. Sy­tuacja zmieniła się dopiero w latach osiemdziesiątych, a więc niemal pół wieku po śmierci autora dramatu. Pier­wszy poważny sukces odniósł w tym względzie nasz reżyser Erwin Axer, który podjął się inscenizacji "Marzy­cieli" w Wiedniu. Sukces okazał się tak duży, że po premierze nie trzeba by­ło dokonywać skreśleń, by w długiej "eksploatacji" spektaklu nie zanudzać widzów pełną, czteroipólgodzinną. wersją spektaklu...

Czymże jest więc ta sztuka Musila - dla jednych za trudna, dla innych za długa, jeszcze dla innych za prosta lub w ogóle niesceniczna?

Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza w pierwszym akcie, może drażnić nazbyt prosta fabuła zanurzona w atmosferze staroświeckiego dramatu, a nawet nie­zbyt błyskotliwej powieści kryminal­nej. No, bo jakże inaczej sklasyfiko­wać wałkowany na różne sposoby konflikt dwóch małżeństw, spowodowany poczynaniami Anzelma Morasa, zwy­czajnego donżuana? Zważywszy zwła­szcza, ze wszystko to zawieszone jest jakby w czasie, nie ma ten konflikt wyraźnego początku i końca. Ale dla Musila nie była ważna zewnętrzna fa­buła. Ona stała się tylko pretekstem do głębszych, filozoficzno-psychologicz­nych rozważań. I tym śladem podążył właśnie Krystian Lupa. Może to za­brzmieć paradoksalnie, ale reżyser osiągnął zamierzony cel dzięki z piety­zmem traktowanej "zewnętrzności" - z pedanterią zaprogramował każdy gest, minę aktora i jego miejsce w sce­nograficznej przestrzeni. Najdrobniej­szy błąd na scenie mógł położyć całość artystycznego przedsięwzięcia. Każda próba solistycznego popisu jakiegokol­wiek aktora mogła stać się przyczyną klęski reżysera. A jednak do tego nie doszło. Czy tylko dlatego, że w obsa­dzie zabrakło sztandarowych aktorów sceny imienia Modrzejewskiej, że nie było na scenie Radziwiłowicza, Stuhra i Treli?

Bardzo łatwo doprowadzić do szału widzów skazanych przez prawie cztery i pół godziny na "filozofowanie" auto­ra i reżysera dramatu. Skazanych na grę aktorów w niemal nie zmieniają­cej się dekoracji. A jednak prędzej czy później udziela się nam gra napięć i emocji, które wypełniają scenę. Zaczy­namy dostrzegać niuanse słowne, zmieniające się na pozór niezauważalnie, drobne elementy dekoracji, ulegamy muzyce, która przypomina chwilami dźwięk wolno spadających z kranu kropel wody...

Zaczynamy wreszcie rozumieć, że szczegóły akcji mają drugorzędne zna­czenie. Poddajemy się nastrojom i roz­terkom, targani wątpliwościami, który świat jest lepszy: "marzycieli" (ludzi elastycznych w życiu i myśleniu, pra­gnących jakichś nieokreślonych zmian, także bycia kimś innym) i "określo­nych", którzy żyją pogodzeni z taką rzeczywistością, jaką zastali. Wątpliwo­ści są tym większe, że do świata "ma­rzycieli" należy także dwuznaczny mo­ralnie Anzelm. Jeszcze większe rozterki przeżywamy wracając do realnej co­dzienności, wychodząc z teatru na uli­cę zwaną niegdyś Starowiślaną...

Rzadko mamy okazję obcować w te­atrze nie tylko z magią, ale i rzetelną, widoczną dla każdego widza, pracą reżysera. Lupa - uczeń Konrada Swi­narskiego - sprawdził się także w spe­ktaklu jako scenograf. Trafnie dobrał sobie współpracowników i stworzył spektakl prawdziwie zespołowy. Duże brawa dla Agnieszki Mandat (Maria), Alicji Bienicewicz (Regina), Andrzeja Hudziaka (Tomasz), Piotra Skiby (An­zelm), Zygmunta Józefczaka (Józef), Marii Zającówny-Radwan (P. Mertens) i Jacka Romanowskiego (Stader). Zna­komita muzyka Marcina Krzyżanow­sklego. Naprawdę warto zobaczyć naj­nowszą propozycję Krystiana Lupy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji