Artykuły

Wysocki, ojciec i Matka Rosja

- Rosji nie można kochać takiej, jaka ona teraz jest. Można za nią umrzeć, zapijając się tylko. To uczynił Wysocki - mówi Piotr Sieklucki, reżyser sztuki "Wysocki. Powrót do ZSRR" w Teatrze Nowym.

Gabriela Cagiel: Przygotowujecie właśnie nowy spektakl "Wysocki. Powrót do ZSRR". Ciągnie was na ten Wschód.

Piotr Sieklucki: Ciągnie nas w stronę Wschodu, ale bardziej w stronę rosyjską niż ukraińską, mówiąc z lekką przesadą, tak a propos. Ale tak serio, literatura rosyjska, muzyka rosyjska, którą odkryłem dla siebie parę lat temu, stanowi obecnie trzon repertuaru Teatru Nowego. Tak więc Nowy to nie tylko skandale czy awantury, ale wielka i wspaniała literatura rosyjska.

Była "Moskwa Pietuszki", była "Griga"...

- Była też "Encyklopedia duszy rosyjskiej" i koncert muzyki rosyjskiej, m.in. z Danielem Olbrychskim i Sonią Bohosiewicz. Rzeczywiście to wypływa z jakiejś prywatnej fascynacji, z podróży, z pracy w Rosji w Uljanowsku, z przygód w Moskwie. Teraz w Teatrze Nowym w Łodzi przygotowujemy "Akimudy" Wiktora Jerofiejewa, czyli rzecz o tym, kiedy wypalają się wszystkie mechanizmy sprawowania władzy i kiedy nie można już właściwie wyprowadzić czołgów na ulice. Powieść pokazuje, jakiej rewolucji może dokonać świat i społeczeństwo, w tym wypadku rosyjskie, w momencie, w którym demokracja sama siebie zjada, nawet jeśli jest odgórnie sterowana. Właściwie już nic nas nie czeka. Nie czekają nas otwarte wojny, tylko przyjdą umarli na ten świat i będą nami rządzić. Stalin, Puszkin, Wysocki, byli ministrowie spraw zagranicznych, ministrowie spraw wewnętrznych Rosji, ci wszyscy umarli zaczynają rządzić. To fantastyczna opowieść Jerofiejewa o tym, że właściwie demokracja w Europie i sprawowanie rządów w Rosji są skazane na klęskę. No bo jakiej rewolucji może dokonać społeczeństwo rosyjskie? Troszeczkę do tego pytania odnosimy się przy naszym Wysockim. To będzie taka metafora, opowieść o człowieku, który walczył o wolność, o zalążki demokracji w ówczesnym ustroju radzieckim, postawił na szali całe swoje życie, twórczość i nie mógł się w tym systemie odnaleźć. Tak jak i dzisiaj wybitni muzycy, bardowie nie są w stanie się tym rosyjskim systemie znaleźć, bo nie mogą się wypowiadać tak, jakby chcieli. Brak pełnej wolności słowa w Rosji powoduje, że ucieka się w narkotyki, alkohol albo w ogóle ucieka się z niej, jak Jerofiejew. Łatwiej mu pisać o współczesnej Rosji, siedząc w domu we Francji, jedynie bywając w Rosji, naśmiewając się z niej. Jerofiejew napisał: "Rosja to bezdenna pizda" i tak chyba jest.

A jak jest w sztuce "Wysocki. Powrót do ZSRR"? Przygotowałeś scenariusz m.in. na podstawie zapisków Mariny Vlady i listów do przyjaciół.

- "Wysocki, czyli przerwany lot" Vlady to właściwie opowieść - romans. O tym, jak może wyglądać romans między Francuzką a Rosjaninem, że to są dwa tak odległe światy, że aż nieprawdopodobne, żeby się dogadali.

Są te wątki w spektaklu?

- W paru słowach tylko. Opowieść bardziej przekładam na osobiste relacje Wysockiego z ojcem. Ojciec, który służył jako żołnierz Związkowi Radzieckiemu, ojciec, który doniósł na syna, licząc na to, że dostanie awans, ojciec, który nie potrafił zrozumieć twórczości syna. Cały czas nad tym pijaństwem i tymi narkotykami siedzi ta czapa ojca, która nie pozwala mu żyć. Ten ojciec jest ucieleśnieniem systemu radzieckiego i rosyjskiego. Ten ojciec to jakby Stalin, jakby dzisiejszy Putin. On siedzi i sprawuje ojcowską pieczę, a ja nie mogę się od niego wyzwolić. A gdzie jest Matka Rosja? Właśnie! Pozostaje w cieniu! Myślę, że na tym to polega: jest car, jest dwór cara, jest elita, a reszta się nie liczy.

To spektakl muzyczny. Śpiewasz po rosyjsku?

- Tak. To będą mniej znane piosenki Wysockiego po rosyjsku, którymi oplatamy całą opowieść o fascynacji alkoholem i nieobecną Matką Rosją, o kacu, który przychodzi po przepiciu, i rozczarowaniu tym krajem, aż do właściwie upadku, aż do śmierci, bo nie ma wyjścia. Rosji nie można kochać takiej, jaka ona teraz jest. Można za nią umrzeć, zapijając się tylko. To uczynił Wysocki, oddając hołd wolności Matki Rosji.

Straszna diagnoza!

- Do takiej diagnozy doprowadza Jerofiejew. Gdy byłem w Uljanowsku i rozmawiałem tam z moimi rówieśnikami, to oni cieszyli się, że w końcu jest ten Putin, "ktoś, kto nas trzyma za mordę, bo z nami tak trzeba". Im potrzeba silnego przywódcy, wtedy czują się bezpieczniej. Po tym, co zrobił Jelcyn, to Putin doprowadził kraj do przyzwoitego funkcjonowania. Może dlatego oni mówią: "Dobrze, dobrze, że jest Putin".

Jak wtedy reagujesz?

- Próbuję im tłumaczyć, jak widzą to Polacy. Niewiele to jednak daje. Rosjanie bardzo jednostronnie oceniają swoją historię i są olbrzymimi megalomanami. Pytam, czy nie lepiej, gdyby rzeczywiście mieli wolność, a nie tak zwaną demokrację sterowaną. Ale oni nie przyjmują tego. To i swoją wyższość wyssali chyba z mlekiem matki. Można to pokazać na banalnym przykładzie. Gdy robiliśmy u nas warsztaty polsko-rosyjskie, to Rosjanie przygotowywali film dokumentalny w trakcie. Była grupa Polaków i Rosjan. Właściwie 80 proc. filmu była poświęcona tej grupie rosyjskiej. Nasza grupa się wkurzyła i zapytała: "Dlaczego? Przecież my też uczestniczyliśmy w tych warsztatach, a cały czas pokazujecie siebie". A oni na to: "Sorry, ale trzeba zachować proporcje narodowe - Rosja taka duża, a Polska taka malutka". Powiedzieli to zupełnie na serio. Nasi rówieśnicy! I co z tą Rosją zrobić? Tym spektaklem próbujemy macać nasze wyobrażenie o Rosji pijącej, zniewolonej, o dyktatorskich zapędach. Czy lepiej jest być wielkim, świetnym bardem, aktorem, muzykiem i zapijać swój czas, bawić się i mieć gdzieś cały ustrój, politykę czy oddać życie jak niejeden rosyjski dziennikarz?

Sam przygotowujesz scenariusz, reżyserujesz ten spektakl i w nim występujesz. Czujesz się trochę takim samowystarczalnym bardem?

- Właściwie trochę tak. Pomyślałem, że po "Moskwie Pietuszki" zrobię coś bardziej swojego. Taką prywatną spowiedź, rozliczenie nawet ze swoim ojcem, ze swoim pijaństwem, które jednak staram się trzymać w ryzach. Gdzieś jest mi to wszystko bliskie, że właściwie moje. W spektaklu współpracuje ze mną też Lubaszenko, ale nasze zdania są tak odmienne co do tego, co dzieje się teraz na Ukrainie, że właściwie nie rozmawiamy o tym, bo damy sobie po mordzie? Zbyt długo pracujemy ze sobą i zbyt się lubimy, by poróżnić się w kwestiach politycznych. Poza tym Lubaszenko poprawia mnie nieustannie w rosyjskiej wymowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji