Podróż na Galapagos
"Wyspy Galapagos", ostatnia sztuka Helmuta Kajzara, to premiera (6-7 XI) i udany spektakl dyplomowy Jacka Orłowskiego. Reżyser koleiny raz powtórzył pytanie o maski i role, jakie nakładamy, aby usprawiedliwić swą uległość wobec fałszu kultury drobnomieszczańskiej.
Tajemnicze wyspy, na które "podróżują" bohaterowie, przypominają krainę szczęśliwych pamiątek i nieszczęśliwych ludzi. Kameralne spotkanie w mieszkaniu Rafała toczy się wśród rzeczy codziennych. Pośród lawy mebli, naczyń, waliz, instrumentów i ich tandetnego przemieszania. Dialogi Rafała (Andrzej Bielski) i Jerzego (tego wieczoru manieryczny, słaby dykcyjnie Maciej Tomaszewski) przypominają wizytę w pokoju dziecinnym, kiedy rzeczy wzniosłe nagle okazują się zabawkami, a baśń bywa nikłym doświadczeniem w realnym życiu. Nie brak tu tragicznych konfliktów i przeznaczeń - Witkacowscy "Oni" depcą wszystkich pospołu ("boją się nas, bo jesteśmy wieczni"). Ale bohaterowie nie analizują abstrakcyjnego porządku państwa i prawa "minionej epoki", lecz zmiany własnej wrażliwości. Świadomie "układają komedię" - są na przemian herosami i nieudacznikami. Jerzy powtarza egoistyczny gest Konrada ("w moim teatrze rzeczywistość przestaje istnieć"), Rafał mówi o miłości jako o wartości najwyższej.
Platońskie dialogi Kajzara o sztuce są dalekim echem dramaturgii Szaniawskiego - życie to wymyślanie świata i równoczesne sprawdzanie legendy. Do końca nie wiemy, która z rzeczywistości jest teatrem, a która orzeczeniem prawdy o słabościach człowieka. Tym bardziej że na scenie toczyły się jeszcze dwa inne spektakle. Teatr "wrażliwości", w którym Jerzy odgrywał pamiątkę-pozytywkę, pastiszując kreacje romantyków, oraz pretensjonalny i profesjonalny teatr "za ścianą", z którego nadeszła Krysia (sugestywna Marlena Milwiw), szukająca miłości, świadoma ceny, jaką płaci się w życiu za szmirę, i powracająca na scenę dla "finału i ukłonów".
Sala prób, w której grano przedstawienie, to przestrzeń bez dystansu proscenium. Świat "na wyciągnięcie ręki", ale nie czerpiący inspiracji z emocji widzów. Szkoda, bo można było je "wygrać" dla idei autora. Warto powracać na wyspy Galapagos - może dlatego, że świat Kajzara jest częściej wyrażeniem wątpliwości wobec absurdu kultury niż wobec powszechnego absurdu życia.