Artykuły

Birety i gronostaje

Niecodzienne zdjęcie w codziennej gazecie. Na zdjęciu moi koledzy po fachu. Jerzy Stuhr - rektor, Krzyś Globisz - prorektor, Agnieszka Mandat - dziekan. Wszyscy z wyższej uczelni, zwanej dalej Szkolą Aktorską. Wielka trójca komediantów, tym razem z całą powagą przebrana w birety i gronostaje. Przyglądam się zjawisku i mimo wszystko nie mogę otrząsnąć się z zakłopotania - pisze Jan Nowicki w stałym felietonie "Wchodzę w ciemno" w Gazecie Krakowskiej.

Nie chciałbym przecież kogoś dotknąć czy obrazić. Broń Boże. Razem z innymi żywię bowiem szacunek do tradycji i bieżących autorytetów aktorskich. Szacunek - a nawet podziw, który wzrasta wprost proporcjonalnie do postępujących strat, dotyczących oceny własnego samopoczucia.

O cóż zatem chodzi? O pomieszanie z poplątaniem chodzi. Początki szaleństwa - jak sądzę - miały miejsce grubo przed gronostajami. Być może wtedy, kiedy to warszawską Szkolę Aktorską przemianowano na Akademię. Od tego momentu pedagodzy, słusznie biorący dotąd udział w części artystycznej, zostali skazani na próby sprostania części oficjalnej. A stąd już tylko krok do nadętej oficjalności, braku wdzięku i uniwersyteckiej celebry. Kompletnie nie przystającej do wielce odpowiedzialnej bylejakości - zawodu aktora. Ktoś tu w coś za bardzo uwierzył. Albo inaczej. Ktoś zapomniał, że udawanie - leżące u podstaw sztuki aktorskiej - może nie tylko wzruszać, ale także karmić czyjąś pogardę.

"Z aktorami się nie jada, nie sypia, nie rozmawia. Można co najwyżej ich podziwiać" - powiedziała pewna mądra dama. Myślę, że w równym stopniu dotyczy to także profesorów od aktorstwa. Coś jest narzeczy. Znam całkiem rozsądnych kolegów, którzy po zetknięciu się z intensywną dydaktyką, wyraźnie zidiocieli. Ktoś może powiedzieć, że oni w tych gronostajach też udają. Temu odpowiadam - owszem, ale tylko na początku. Znam duszyczki aktorów. Z czasem nasza prostytucyjna wyobraźnia musi przemienić sztuczny gronostaj w autentyczny. Tak, tak! Zdarza się, że rola nas przerasta.

Aktorzy tylko na scenie to trochę więcej niż ludzie. Poza nią, na równi z resztą, ulegają słabościom. Razem z innymi zdarza im się przekraczać granice miłości

własnej. W teatrze - słusznie. W szkole aktorskiej - nagannie. Tutaj przecież - w tym samym czasie, kiedy z ucznia wykluwa się aktor - nauczyciel próbuje zmierzyć się (zawsze beznadziejnie) z istotą artystycznej pedagogiki. W sytuacji gdy nawet autentyczną śmierć aktora na scenie teatr przewrotnie zamyka w łapkach cudzysłowu, birety i gronostaje skazane są na ten sam los.

Przyszli aktorzy powinni wyrastać nie w murach wyższych uczelni, ale raczej w szkółkach. Wzorem mądrze prowadzonych sadzonek drzew. To nieproste - wiem. Ale na dobry początek proponuję profesorom gest ani zwyczajny, ani nadzwyczajny. Zdejmijcie z głów te cholerne birety, a gronostaje wyrzućcie w kąt. O reszcie, ze względu na brak miejsca, nie będę pisał. A poza tym - jak mawiał pewien światły gość - ona wyłącznie zasługuje na milczenie.

Na zdjęciu: Jan Nowicki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji