Artykuły

Teatr odpowiada na krytykę

Nauczyciel obraża uczniów, twierdząc, że nie mają odpowiednich predyspozycji do uczestnictwa w kilkugodzinnym spektaklu. "Dziady" w Teatrze Polskim zawsze kończą się brawami na stojąco publiczności, która w większości zaskoczyłaby swoim wiekiem i potrzebami uczestnictwa w kulturze pana Dębicza - na recenzję "Dziadów" Zadary napisanej przez wrocławskiego nauczyciela odpowiada Nina Karniej, specjalistka ds. edukacji teatralnej w Teatrze Polskim.

W starożytnej Grecji wędrowni śpiewacy - aojdowie - przekazywali tradycję z pokolenia na pokolenie. Czynili to, opowiadając i śpiewając historie o bohaterskich czynach herosów, zwycięstwach i klęskach mieszkańców Olimpu. Jeden z nich - mityczny Demodok - jest uważany za ojca dramatu. Słowo to wywodzi się od greckiego słowa drán, które oznacza "działać, czynić coś wobec". Teatr jest takim miejscem, gdzie aktorzy "czynią" wobec "świadka" zdarzenia. Nie trzeba wielu słów, by uzmysłowić sobie doktrynerstwo, które postuluje pan Dębicz, twierdząc, że "cicha lektura" jest percepcyjnie bardziej angażująca od "żywego słowa". Czy sugeruje pan, że Adam Mickiewicz pomylił się, wybierając formę, która z założenia przeznaczona jest na scenę?

"Lesedrama" oznaczająca dramat nienadający się do wystawienia rozkwitała w wieku XIX. Oślą łatkę z tym hasłem przypięto "Dziadom". A sam wieszcz, przebywając w Paryżu, do Cirque Olympique chadzał i wiedział, że ten teatr z pewnością jego "Dziady" by "uniósł". Teatr Polski we Wrocławiu dysponuje warunkami technicznymi, które tę gigantyczną inscenizację mogą zrealizować. Pan Dębicz albo elementarnej wiedzy z historii teatru nie ma, albo w zdolności Mickiewicza do "myślenia sceną" wątpi i dlatego chciałby dzieło wieszcza skrócić. Michał Zadara zaufał wrażliwości inscenizacyjnej poety i żadnego wersu nie skreślił.

Pan Dębicz, przestrzegając pedagogów i uczniów przed naszymi "Dziadami", stosuje socjotechniczne zabiegi retoryczne. Z nonszalancją używa zaimka "my", sugerując, że jest reprezentantem jakiegoś wyższego ciała pedagogicznego.

Nauczyciel obraża uczniów, twierdząc, że nie mają odpowiednich predyspozycji do uczestnictwa w kilkugodzinnym spektaklu. "Dziady" w Teatrze Polskim zawsze kończą się brawami na stojąco publiczności, która w większości zaskoczyłaby swoim wiekiem i potrzebami uczestnictwa w kulturze pana Dębicza. Deklaracja nauczyciela jest krzywdząca dla młodych osób i ma służyć wyłącznie "upupieniu" młodzieży. Opinie pana Dębicza dotyczące młodych osób są niekoherentne. Z jednej strony narzeka, że nie czytają lektur, a z drugiej zniechęca ich do obejrzenia zainscenizowanego dramatu. Dziwi mnie, że polonista ocenia dzieło, przede wszystkim biorąc pod uwagę jego objętość. Czyż nie zadziałał tu szkolny mechanizm zastępowania zbyt długiej lektury szkolnymi opracowaniami?

Konsekwencją strategii "upupiania" jest również zawłaszczanie sensów dzieła i wykorzystywanie władzy normatywnej za pomocą dyplomu filologicznego. Jeżeli pan Dębicz uważa, że najważniejszym przesłaniem poety jest cytat z Shakespeare'a, to po pierwsze, dopuszcza się zbrodni na tezie o wyjątkowości dzieła wieszcza na skalę światową, a po drugie, dokonuje redukcji semantycznej niegodnej swojej profesji - polonisty.

Niepokój wzbudza również stereotypizacja zachowań kulturowych, która charakteryzuje wypowiedź pana Dębicza. Dotyczy ona nie tylko młodzieży, ale też grup nieformalnych funkcjonujących poza mainstreamowym obiegiem. Realizują oni potrzebę duchowości w sposób odmienny od przyjętych standardów zinstytucjonalizowanych Kościołów i grup wyznaniowych. Nie oznacza to jednak, że są mniej godną reprezentacją potrzeb duchowych społeczeństwa w ogóle. Wręcz przeciwnie, "te północne schadzki" o niezdefiniowanych charakterach religijnym i ceremoniału często efektywniej zaspokajają naturalną potrzebę duchową niż skonwencjonalizowane obrzędy. Dążenie do ustanowienia jednej słusznej manifestacji życia duchowego jest zakwestionowaniem bogactwa i różnorodności dziedzictwa kulturowego. Najgorsze, że to strategia stygmatyzująca i wykluczająca inność.

Nie dziwi, że pan Dębicz nie zarejestrował pauz klauzulowych i średniówek, których rygorystycznie przestrzegają aktorzy. Gdyby nie był zwolennikiem "cichego czytania" i posłuchał choć raz poezji czytanej pełnym głosem, może usłyszałby nie tylko pauzę, ale też mógłby wyróżnić strofy metryczne.

Inną kwestią są eksperckie wysiłki pana Dębicza, który sugeruje Zadarze korekty reżyserskie - przedkłada w liście swoje propozycje inscenizacyjne i sympatie symbolicyzujące. Jest to arogancja godna przeciętnego wyobrażenia o pracy artysty. Jak widać, wszyscy Polacy znają się nie tylko na polityce, leczeniu i piłce nożnej, ale także na reżyserowaniu. Do dzieła!

Od początku XX wieku inscenizatorzy wkładali wiele trudu, by mit niesceniczności "Dziadów" obalić i pozwolić wybrzmieć poezji wieszcza w warunkach sceny. Przez ponad 30 lat utwór Mickiewicza nie był obecny we wrocławskich teatrach. Michał Zadara odważnie podjął się niezwykle trudnego wyzwania wystawienia ich bez skrótów, odwołując się do tradycji "uaktualniania mitów". Ciągłe odnawianie tradycji jest niezbędne do zachowania ciągłości kultury, kształtowania tożsamości narodowej. W 2016 roku będziemy świadkiem złożenia wielkiego hołdu tradycji i przywrócenia "Dziadów" żywemu obiegowi kultury. Miejmy nadzieję, że uczniowie nie zniechęcą się "belferską" propagandą i będą mieli odwagę samodzielnie skonfrontować się z dziełem teatralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji