Artykuły

Monolog

Czuję pustkę, stratę i jest mi smutno. Nie wiem, czy dzisiaj, w kontekście śmierci Ojca Świętego, będę umiała opowiadać o swojej pracy. Nie chcę udawać, że nic się nie zmieniło. Cały świat o tym myśli. Wszystko inne przestaje być ważne - monologuje Małgorzata Kożuchowska w Foyer.

Planowana na 2 kwietnia w Teatrze Dramatycznym premiera "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" w reżyserii Agnieszki Glińskiej oczywiście natychmiast została odwołana. Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania. To była wspólna decyzja dyrekcji Teatru Dramatycznego, reżysera i zespołu. Wyprzedziła dyrektywy prezydenta Warszawy. Przez dwa ostatnie tygodnie żyłam tylko przygotowaniami do tej premiery. Myśleniem o mojej roli i spektaklu. Próbami. Całe moje życie było podporządkowane teatrowi. Po trzeciej generalnej wróciłam do domu bardzo późno w nocy i już nie włączyłam telewizji ani radia. Dopiero rano, w niezwykły sposób, dowiedziałam się o pogarszającym się stanie zdrowia Ojca Świętego. Włączyłam telefon komórkowy i odsłuchałam nagranie dziennikarki, która przepraszała mnie "za zaistniałą sytuację". Na 1 kwietnia dziennik "Fakt" wymyślił dowcip: "Małgosia Kożuchowska będzie prowadziła Wiadomości, żeby podnieść ich oglądalność". Okładkę ze mną, jako prezenterką Wiadomości, udało im się wycofać tylko z wydania warszawskiego. Dziennikarka przepraszała, że "w kontekście tego, co się dzieje z Ojcem Świętym być może bym sobie nie życzyła". Przestraszyłam się. Włączyłam telewizor. Czuję się dzieckiem tego pontyfikatu. Emocjonalnie byłam bardzo związana z Ojcem Świętym. Jego nauka i Jego życie ma wielki wpływ na to, jak myślę i jakim jestem człowiekiem. Zawsze chciałam Go słuchać, czytać, śledziłam wszystkie Jego podróże. Koledzy nawet trochę ze mnie żartowali. Pamiętam pielgrzymkę w 1999 roku, gdy też pracowaliśmy nad premierą, to chyba była "Opera żebracza". W teatrze słyszałam: "Kożuchowska to pewnie będzie biegać z chorągiewkami po Warszawie za Papieżem". Też się śmiałam. Potem, w ciągu tych kilku dni, gdy Ojciec Święty odwiedzał polskie miasta, przychodziłam do teatru z radiem w walkmanie i w przerwach między scenami słuchałam relacji z różnych miejsc, w których Ojciec Święty wtedy przebywał. Na początku były znaczące spojrzenia, potem zaczęły się pytania: "O, co tam Kożuch robi?", "Nie przeszkadzaj, Gocha słucha Papieża". A skończyło się tak, że wszyscy, którzy schodzili ze sceny, po kolei przychodzili do mnie i pytali: "Co się dzieje? Gdzie jest teraz Papież? Co mówi?". I w efekcie w bufecie słuchaliśmy Go razem. Dla mnie to był dowód sił Jego osobowości i tego, jak zmieniał ludzi.

Brałam udział we wszystkich pielgrzymka Ojca Świętego do Polski. W 1979 roku rodzice przywieźli mnie do Warszawy. Wtedy była za mała, żeby dokładnie rozumieć, co Ojciec Święty mówi. Odbierałam Go poprzez moich rodziców. Tata kupił mi bukiet margerytek. Ojciec Święty jeździł wtedy odkrytym papamobile. Pamiętam, jak dziś - stałam na plac Zamkowym z tym bukietem, przejeżdżał Papież chciałam mu dać te margerytki - wtedy jeszcze można było blisko podchodzić, On jechał dosyć wolno. I w ostatniej chwili, gdy już Papież był na mojej wysokości, jeden z porządkowych wziął mnie do góry i po prostu odsunął razem z tymi kwiatkami. Strasznie było mi wtedy smutno.

Jan Paweł II zawsze przynosił nadzieję, powodował taki zryw serca, ogromną chęć, by nad sobą pracować. Żeby coś w swoim życiu zmienić, żeby być lepszym człowiekiem. Ale zmarnowaliśmy wiele okazji. Papież odjeżdżał, a my wracaliśmy do "normalności". Przypomniałam sobie napis na zegarze, na który przyszły Papież patrzył w Wadowicach: "Czas ucieka, Wieczność czeka". Tylko ode mnie zależy, co zrobię ze swoim życiem, jakie cele będę realizowała, co jest dla mnie ważne. Teraz - gdy Jego nie ma już wśród nas, czuję się osobiście odpowiedzialna za to, żeby nie zmarnować wszystkiego, co nam po sobie zostawił. Niezwykłe były te ostatnie dni, kiedy ludzie łączyli się z Ojcem Świętym w cierpieniu i razem modlili się. Papież do końca był z nami. Nie odizolował się, nie schował, umarł jako człowiek, a nie "symbol religijny". Dał nam niezwykłą lekcję pokory i wiary.

Wszechobecnie panująca na świecie moda na wieczną młodość i urodę została przez tę Śmierć podważona. Może to szansa, by zacząć cenić doświadczenie starości. Może współczesna cywilizacja spychająca ludzi starych i chorych na margines życia teraz zwróci się w ich stronę i przestanie odwracać się od śmierci i cierpienia, udawać, że ich nie ma. Tylko z tą świadomością można zrozumieć do końca los człowieka i jego przeznaczenie.

***

Małgorzata Kożuchowska [na zdjęciu]

Jako dziecko chciała być sklepową, weterynarzem albo dziennikarką. Lubi aktywnie wypoczywać. Zaliczyła już skok ze spadochronem z wysokości 3 tys. metrów. Gustuje w kuchni włoskiej i tajskiej. Jej motto to "Kochaj i rób co chcesz".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji