Artykuły

Zadara, vicisti!

"Dziady" w reż. Michała Zadary w Teatrze Polskim we Wrocławiu.Pisze Maciej Nowak w Gazecie Wyborczej.

Michał Zadara wystawił we Wrocławiu "Dziady" Mickiewicza. Pięciogodzinny spektakl obejmuje I, II i IV część dramatu oraz wiersz "Upiór" - nie opuszczono ani jednej linijki tekstu. Czy twórcy spektaklu przywracają Mickiewicza polskiej wspólnocie, czy też efektownie opowiadają o niczym? Dyskusja krytyków na łamach "Wyborczej".

.Z ręką na sercu proszę się przyznać, kiedy ostatni raz czytaliście w całości "Dziady" Mickiewicza? Zresztą co tam kiedy. Czy kiedykolwiek czytaliście? Tylko bez kręcenia i zmieniania tematu. Tak czy nie? To może inaczej: czy jesteście w stanie wskazać, na której półce domowej biblioteczki stoi tom Mickiewicza? A może nie macie już w domu regału na książki? Spokojnie, to się zdarza, a właściwie - stało się normą, że literatura, która stworzyła język, którym się porozumiewamy, znikła nam z horyzontu. Od tego mamy teatr, by przeczytał ją nam na nowo. Tego właśnie podjął się w Teatrze Polskim Michał Zadara. Wystawił I, II i IV część "Dziadów" bez uronienia ani jednego wersu, ani jednego didaskalium. I zbiera się, by za rok dołączyć do tej kolekcji część III.

Pięć godzin galopu przez polszczyznę

Wyzwanie to iście Heraklesowe. Dla reżysera, aktorów, pracowników technicznych, scenografa, także dla widzów. Spektakl trwa pięć godzin, które - o dziwo! - w ogóle się nie dłużą. Odwrotnie, te pięć godzin daje poczucie wolności i wytchnienia, jak konny galop czy jazda na nartach.

Gnamy przez mickiewiczowski pejzaż, co chwilę odnajdując frazy, postaci, sytuacje dobrze znane, domowe, oswojone. Niewinni młodzi czarodzieje... Kobieto, puchu marny... A kysz, a kysz, a kysz... Umarły dla świata... Ach, jeśli ty Goethego znasz w oryginale... W tej fascynującej wyprawie ku źródłom nowoczesnej polszczyzny sama Polska nie pojawia się wcale. Ani razu. Ani pół wersem. Dacie wiarę? To być może największe zaskoczenie tej podróży przez trzy czwarte narodowego arcydramatu Polaków.

Mickiewicz jak Szekspir

Kolejne odkrycie Zadary to niesłychany potencjał teatralny tego tekstu. Który mądraliński napisał, że "Dziady" to dramat niesceniczny? Najlepiej niech wyrwie stronę z tą uwagą ze swego uczonego podręcznika.

Wrocławskie przedstawienie pokazuje, że szekspirowski rozmach autora. Nie powinno to dziwić, skoro II część "Dziadów" rozpoczął cytatem z łabędzia z Avonu: "There are more things in Heaven and Earth, Than are dreamt of in your philosophy". Tyle że z Mickiewiczem krążymy nie po lesie ateńskim, lecz litewskich kniejach, które scenograf Robert Rumas odtworzył poprzez rytm pni tysiącletnich dębów. W ich cieniu rozgrywają się sytuacje, które momentami przywodzą na myśl igraszki ateńskich rzemieślników.

Tak, tak, w wielu scenach wrocławskich "Dziadów" będziecie się śmiać równie serdecznie jak podczas interludiów "Snu nocy letniej". A najbardziej w części II, w której Zadara ukazał dziady jako obrzęd tyleż ludowy, co ludyczny. Chłopska gromada przyzywa duchy przodków z przywiązania do metafizycznej tradycji, ale też dla rozrywki podlanej księżycówką. Guślarz nawołuje: "Jest jałmużna, są pacierze, i jedzenie, i napitek", a reżyser uruchamia teatralne czary. Zosia - ta, co "na głowie ma kraśny wianek, w ręku zielony badylek" - unosi się nad sceną podpięta do sztankietu, bo przecież "przez wieczne lecąc bezdroże, ani wzbić się pod niebiosa, ani dotknąć ziemi nie może". Obok niej bieży baranek marionetka, a nad nią leci także animowany przez lalkarzy motylek. Chór ptaków szarpiących Widmo złego pana też pojawia się na scenie pod postacią łątek.

Romantyczny kochanek o ciele wyrzeźbionym na siłowni

W ciemnych ostępach podwileńskich borów stoi mały domek, w którym mieszka unicki ksiądz z dwójką dzieci. W propozycji Rumasa domek przypomina chatkę na kurzej nóżce. Wiruje wokół własnej osi, ukazując widzom raz fasadę z krucyfiksem, raz - naturalistyczne wnętrze z umywalką, nad którą dzieci przed snem myją zęby. To tu zbłądza Gustaw rozpamiętujący nieszczęsną miłość do Maryli, to tu ukazuje swą podwójną ludzko-trupią naturę, to tu wzywa księdza, by przywrócił obrzęd dziadów.

Dzięki olśniewającej roli Bartosza Porczyka czujemy, jak magnetyczna może być siła i rozpacz romantycznego kochanka. Zamiast suchotniczych cieni, ospowatej cery i zapadniętej piersi mamy zalotnika na współczesną miarę, o marzycielskich oczach i ciele wyrzeźbionym na siłowni. Gwałtownika wyrażającego emocje poprzez muzykę. Tak dawno nie czytaliśmy IV części "Dziadów", że zapomnieliśmy, iż zgodnie z wolą wieszcza Gustaw jest też tyrtejem. Kto jak kto, ale Porczyk, laureat Przeglądu Piosenki Aktorskiej, umie ten trop wykorzystać do ostatniej nutki. Namiętne, miłosne tyrady dopala pieśniami Mickiewicza, do których akompaniuje sobie na pianinie stojącym w rogu chatyny księdza.

Pod strzechy z tymi "Dziadami"!

Mamy "Dziady" wileńskie i drezdeńskie, marcowe i krakowskie. Od soboty mamy też "Dziady" wrocławskie. Dzięki prostocie i atrakcyjności reżyserskiego zamysłu mają szansę naprawdę zbłądzić pod strzechy, wzbudzając zainteresowanie szerokiej widowni. A przede wszystkim - przywrócić ich znaczenie dla polskiej wspólnoty. Zadara, vicisti!

***

Zob. recenzję Witolda Mrozka "Efektownie i o niczym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji