Artykuły

Wracając do martwego punktu

"Rzecz o banalności miłości" w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w Internetowym Tygodniku Idei "Nowa Konfederacja".

Savyon Liebrecht napisała tekst, który pokocha kamera. Na scenie brakuje mu jakiejkolwiek skali. Dowiódł tego Wawrzyniec Kostrzewski na deskach Dramatycznego.

Romans Martina Heideggera i Hannah Arendt z końca lat 20. prezentuje się jako naprawdę mocny i pojemny temat. Pokazał to Teatr Telewizji sprzed roku. Reżyserował Feliks Falk, a na ekranie jako Heidegger pojawił się Piotr Adamczyk (jako młodsze wcielenie) i w jednej właściwie scenie Andrzej Grabowski (jako filozof już rozczarowany Hitlerem i NSDAP). Arendt zagrały Agnieszka Grochowska i Teresa Budzisz-Krzyżanowska.

Nie wszystko w tym spektaklu dało się obronić do końca, przeszkadzał nazbyt oczywisty i niedorosły do roli Piotr Adamczyk. Ale w konfrontacji z dramatem Savyon Liebrecht jedno stawało się jasne: to świetny literacki materiał do stworzenia epickiego wręcz filmu. Gdyby tylko wzbogacić pewne wątki, z tej telewizyjnej miniatury uzyskalibyśmy psychologiczny pejzaż dwójki wielkich myślicieli XX wieku. Można by wtedy pokazać historię fatalnych wyborów i moralnych konsekwencji, które ponieść muszą wszyscy - także wyznawcy Heideggera. Zatem mielibyśmy traktat o uwikłaniu w ducha dziejów.

Na małej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego niemal natychmiast daje się wychwycić ten sam deficyt, z tym że, co tu ukrywać, tutaj skupiony jak w soczewce. Kameralne granie, na wyciągnięcie ręki widza, nakazuje albo nasycić każdy dialog potężną dawką emocji, namacalną wręcz konfrontacją, albo ucieczkę w teoretyczny spór. To po nim widzowie wystawią swoją ocenę.

Wawrzyniec Kostrzewski (debiutował rok temu na te samej scenie dobrym formalnie, lecz pogmatwanym "Cudotwórcą" Briana Friela) wybrał to drugie rozwiązanie, w dzisiejszym teatrze chyba bardziej ryzykowne. Niepotrzebnie jednak przyjął założenie, iż w dramacie Liebrecht skrył się jeszcze jakiś psychologiczny ładunek. Dlatego opowieść o burzliwym związku Arendt i Heideggera potraktował jako dramat z podwójnym dnem.

Tylko na pozór dzieje się w tym tekście sporo. Retrospektywne obrazy, które przywołuje Arendt (Halina Skoczyńska) w rozmowie z przesłuchującym ją synem odrzuconego niegdyś przez nią mężczyzny, Michaelem (wyrazisty Mateusz Weber), to tylko mgliste impresje tego, co mogło się wydarzyć, ale co mogło również wyglądać stokroć ciekawiej.

Wątek romansu rwie się po kilku oczywistych sytuacjach, po których już wiemy, że Arendt (tę z tamtych lat gra subtelnie Martyna Kowalik) i Heidegger (Adam Ferency) miotają się, wahają i przyciągają do siebie. Tylko że w gruncie rzeczy na tych samych prawach co w każdej innej miłosnej rozgrywce.

Jeżeli Liebrecht w samym tytule "Rzecz o banalności miłości" (jak wiadomo, zaczerpniętym z "Rzeczy o banalności zła" Arendt) tłumaczy, że to, co uniwersalne, dotyka największe umysły, oferuje jedynie diagnozę wartą lepszego wywiadu z kolorowego pisma. Oto życie gwiazd, ale tych z wyższej półki, do której myślami przeciętni niefilozofowie i nieindywidualiści nigdy nie dosięgną. Mimo to może przynajmniej pojmą, że na co dzień mędrców dopada ten sam życiowy schemat.

Choć drażni Liebrecht momentem przełamania. Kiedy to Arendt jakoś podskórnie wyczuwa kiełkujący w Heidegerze antysemityzm. Motywy pozostają niejasne, lecz jeśli - jak sama filozofka twierdziła - zło czyha w umysłach najmniej do niego zdolnych, metamorfoza ta wydaje się całkiem przejrzysta. Więc, koniec końców, czy kryje się w tym cokolwiek więcej? Jeżeli już, to chyba tylko sugestia, że intelektualiści kompromitują się najłatwiej.

Zresztą w spektaklu Wawrzyniec Kostrzewski podarował Adamowi Ferencemu mocną sekwencję: oto Heidegger, wierząc w możliwość odbudowy niemieckiego ducha, wykrzykuje wiernopoddańcze frazesy ku czci Hitlera. Ta scena pojawia się niespodziewanie, jednak jest czytelnym nawiązaniem. Zdaje się przez chwilę, jakby wielki aktor igrał z kreacją swego mistrza Tadeusza Łomnickiego sprzed ponad pół wieku w "Karierze Artura Ui". Ferency prowokuje, pytanie tylko, czy to cokolwiek w tej opowieści zmienia. Raczej - znów - to spłaszczony opis, bez szansy na wejście w psychologię i Heideggera, i jemu podobnych.

"Rzecz o banalności miłości" to jednak długo oczekiwany powrót na scenę Haliny Skoczyńskiej. Przez ostatnie lata właściwie prześlizgnęła się tylko przez Teatr Narodowy, grając zaskakująco niewiele. Tutaj wygrywa, bo pokazuje, co znaczy podtrzymać swe racje i uratować godność w obliczu oskarżeń, niemal podważenia własnej biografii.

Skoczyńska kumuluje w sobie gniew, ale wie, że rozsądek nakazuje też współczucie wobec dawnej miłości. Czuje się niewinna, ale jej niewinność jest dwuznaczna. Skoczyńska patrzy w dal, jakby chciała gdzieś wypatrzeć jakąś ostateczną odpowiedź. Jednak przecież wie również, że pozostają tylko wątpliwości. Niewyjaśniona zagadka najprostszych instynktów, w którą wpadają najwięksi. Na tle ustawionych na małej scenie piramid książek z milionami wiecznych sentencji wszyscy wydają się tutaj ofiarami dziejów, a może przede wszystkim samych siebie. Jako ludzi.

Jedna z ostatnich scen "Rzeczy o banalności miłości" relacjonuje spotkanie Arendt i Heideggera po latach. Grają w otwarte karty. A raczej tylko ona, bo Martin do końca już nie potrafi. Nie przeprosi, bo, jak mówi, to nie w jego stylu. Aż chciałoby się, by choć na chwilę oboje skapitulowali. Weszli w inny rejestr, poza wzajemne deklaracje. Nic z tego, widzimy walkę punkt po punkcie. To kolejny moment, gdy w tym spektaklu można by ugrać dużo więcej. Nie obwiniam Kostrzewskiego, jak na początek teatralnej drogi to i tak całkiem sporo. To tylko Savyon Liebrecht uznała, że okrągłe zdania najłatwiej wpadają w ucho. Wątpię jednak, czy do tego potrzeba aż teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji