Artykuły

Jak po cichu robi się stolicę kultury. Światowej

We Wrocławiu wciąż trwają spory o kształt ESK w 2016 roku. Tymczasem Kalisz pokazał, jak się robi stolicę kultury. I to nie tylko europejskiej, ale światowej.

Lista tegorocznych laureatów nagród Grammy przyniosła sukces polskiego kompozytora i pianisty jazzowego - Włodka Pawlika. Jego płyta została uznana za najlepszy album nagrany przez duży zespół jazzowy, a sama nagroda była zaskoczeniem - w Polsce wprawdzie towarzyszyło jej uznanie krytyków, ale nie zdobyła znaczących wyróżnień. Tymczasem w ciągu kilku godzin po ceremonii w Los Angeles świat poznał nie tylko nazwisko polskiego artysty. Dowiedział się też o istnieniu Filharmonii Kaliskiej, bo to jej orkiestra wystąpiła na tym albumie w roli "dużego zespołu jazzowego". I samego Kalisza, który jest bohaterem płyty noszącej tytuł "Night in Calisia".

Są powody do zazdrości

O tak mocnej, prestiżowej promocji Kalisz dotąd mógł wyłącznie marzyć. Zapewne znajdą się malkontenci, którzy będą przekonywać, że wiadomość o nagrodzie w tak "niszowej" kategorii, jaką jest jazz, dotrze do stosunkowo wąskiej grupy wielbicieli i że o sukcesie przez duże S mógł mówić tego roku jedynie francuski duet Daft Punk, który podczas gali w Los Angeles zdobył cztery statuetki. Ale polemika z nimi nie ma sensu - co z tego, że płyta Daft Punk sprzedała się w sto- czy tysiąckrotnie większym nakładzie niż album Pawlika? Nie w liczbach tu rzecz przecież. Z pewnością tego, że część świata dowiedziała się o istnieniu polskiego miasta za pośrednictwem tak wyrafinowanego muzycznego gatunku, zazdrości Kaliszowi wiele metropolii.

Oczywiście podobnego sukcesu w sztuce nie sposób z góry zaplanować, nawet jeśli mamy pod ręką artystę światowej rangi. O tym, czy płyta zdobędzie takiego muzycznego Oscara, decyduje wypadkowa zmieniających się gustów publiczności, opinii krytyków, liczby gwiazdek przy recenzjach, sprzedanych egzemplarzy. To wszystko jest nieprzewidywalne. W mniejszym lub większym stopniu przewidywalna jest natomiast jakość. Jej gwarantem jest sam artysta. Ale też mecenas składający zamówienie - bez wątpienia jego kompetencje w dziedzinie muzyki są tu nie bez znaczenia.

Bez akademii "ku czci"

Tak właśnie było w przypadku "Night in Calisia". I choć cały projekt został sfinansowany za miejskie pieniądze, żaden urzędnik ani polityk nie podszywa się pod ten sukces. Jeśli ma on - poza Pawlikiem [na zdjęciu] i występującym na albumie gościnnie amerykańskim trębaczem jazzowym Randym Breckerem - jeszcze jednego ojca, to jest nim Adam Klocek, szef Filharmonii Kaliskiej, dyrygent, który prowadził orkiestrę podczas wykonania utworu. To on przekonał Pawlika do współpracy.

Podobne projekty są zwykle obarczone sporą dozą ryzyka. U artysty świadomość tworzenia dzieła "ku czci" czy "z niezwykle ważnej okazji" może spowodować blokadę, która w najlepszym razie zaowocuje utworem napuszonym i patetycznym. Ominięcie tej rafy gwarantował sam Pawlik, ale też Klocek zrobił wszystko, żeby nie dopuścić do jej powstania - współpraca z Pawlikiem opierała się na wzajemnym zaufaniu, a kompozytor miał właściwie niemal całkowitą wolność twórczą. Wiedział jedynie, że ma napisać utwór jazzowy na orkiestrę, a on sam ma być pianistą solistą. Nie pętał jego świadomości doniosły, historyczny temat. I choć zdawał sobie sprawę z tego, z jakiej okazji powstaje płyta, a opowiadając o niej w wywiadach, wspomina choćby o wyjątkowym położeniu Kalisza na Bursztynowym Szlaku, to materiał zawarty na albumie jest tak uniwersalny, że nieświadomy słuchacz odkryje te inspiracje tylko dzięki nazwom poszczególnych części suity. No i oczywiście tytułowi całości - dzięki niemu właśnie Kalisz za oceanem będzie się odtąd aż tak wyraźnie rymował z jazzem. W Polsce te powinowactwa są znane miłośnikom tego gatunku od dawna - to tu przecież od wielu lat odbywa się prestiżowy Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych.

Ostatni dzwonek

Marzy mi się, żeby Europejska Stolica Kultury pozostawiła po sobie równie trwałe i wartościowe świadectwa. I żeby zamiast wydawać miliony na iluminacje mostów czy budowę kilkunastometrowych ruchomych elementów duszy miasta sfinansowała powstanie pięknych książek, płyt, filmu, spektaklu teatralnego czy rzeźby w przestrzeni miejskiej. I żeby o ich powstaniu nie decydowali urzędnicy, realizujący własne widzimisię i dyktujący autorom szczegółowe listy warunków, ale ludzie, którzy ze sztuką mają do czynienia na co dzień i którzy ją doskonale rozumieją.

Ważny jest też czas, z czego kuratorzy tworzący program ESK powinni zdawać sobie sprawę. O "Nocy w Kaliszu" zrobiło się głośno w poniedziałek rano, kiedy do Polski dotarła wiadomość o Grammy. Ale powstanie płyty to dłuższa historia - jej pierwsza koncertowa wersja ujrzała światło dzienne w 2010 r., więc utwór musiał być zamówiony dużo wcześniej. Dwa lata później ukazał się album w wydaniu polskim, w ubiegłym roku trafił na amerykański rynek. I jeśli komuś przyszło do głowy w tym właśnie momencie, żeby zamówić wrocławski album np. u Leszka Możdżera, może się okazać, że czytając te słowa, trafia dosłownie na ostatni dzwonek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji