Artykuły

Wizyta z Warszawy

Ignacy Gogolewski, za którego dyrektorskiej kadencji, Teatr im. St. Wyspiańskiego nabrał znowu odpowiedniej renomy, niestety po­rzucił Katowice, w związku z czym ta nasza czołowa śląska scena zna­lazła się znów w pewnego rodzaju impasie artystycznym. Ale ponie­waż "dłużej klasztora niż przeora", więc i "Wyspiański" postanowił nie poddawać się zanadto temu osiero­ceniu i nie tracąc animuszu dzia­łać dalej. Choć na razie bez fak­tycznego kierownika artystycznego, tylko pod wodzą spełniającego ową funkcję triumwiratu aktorskiego.

W tej sytuacji, w której główną podstawą działalności teatru stał się przedwakacyjny repertuar, gdyż do wypracowania nowego jest, jak na razie, trochę jeszcze daleko, dobrze się stało, że, odwiedził Katowice warszawski Teatr Dramatyczny. I to z dobraną grupą sław aktor­skich, wśród których, rzecz jasna, na pierwszym planie znaleźli się dwaj najsławniejsi eks-katowiczanie, czyli - Gustaw Holoubek i Andrzej Szczepkowski. Otoczenie zaś ich stanowili: Magdalena Za­wadzka, Wojciech Pokora, Wanda Łuczycka, Maciej Damięcki, Krystyna Kamieńska i Karol Strasburger.

Naturalnie na szereg dni przed tą wizytą, notabene dwudniową, na­stąpił prawdziwy szturm na kasy teatralne, a ci co zdołali zdobyć bilet normalnie czy też różnymi okrężnymi drogami, czuli się wyso­ce szczęśliwi. Zresztą nie tylko oni, bo i nawet ci, którzy postanowiw­szy dostać się na widownię w mniej lub bardziej przemyślny sposób, obiecywali sobie asystować spekta­klowi na stojąco przez bite dwie godziny.

No i w zasadzie tak ci siedzący jak i ci stojący nie zawiedli się w swoich oczekiwaniach. Bo jakkolwiek sztu­ka, z jaką wystąpili goście - a mia­nowicie "Żeby wszystko było jak na­leży" Luigi Pirandella, wystawiona po raz pierwszy w Warszawie jeszcze w maju 1973 roku, a licząca sobie w ogóle dobrych kilkadziesiąt lat, nie należała do żadnych arcydzieł, to jednak gra w niej tych wszystkich aktorów była tego rodzaju, że mu­siała całkowicie zadowolić przepeł­nioną po brzegi i poza brzegi widownię.

I okazało się raz jeszcze jak to wy­sokiej klasy aktorstwo potrafi z nie­wiele znaczącej rzeczy scenicznej zrobić zawsze pewnego rodzaju maj­stersztyk.

Chodziłoby w tym wypadku prze­de wszystkim o Gustawa Holoubka występującego w roli niejakiego Mar­tina Lori, postaci będącej pod wzglę­dem charakterologicznym jakąś - mutatis mutandum - mieszaniną cech głównego bohatera "Idioty" Dostojewskiego i głównego bohatera "Wujaszka Wani" Czechowa, oraz o Andrzeja Szczepkowskiego, odtwarza­jącego postać senatora Salvo Manfroniego, czyli typ arystokratycznego "zimnego drania", którego protopla­stów w literaturze światowej jest oczywiście cały legion.

* * *

Konflikt w owej Pirandellowskiej sztuce jest błahy i zgoła nie dzisiej­szy, nie tylko zresztą u nas, lecz również i we współczesnych Wło­szech (było też wielką przesadą umieszczenie w programie pod tytu­łem sztuki noty: "Rzecz dzieje się współcześnie w Rzymie"). Polegał on bowiem na prawowaniu się o pew­ną zdradę małżeńską popełnioną przez pewną od dawna nieżyjącą oso­bę, a co miało charakteryzować całe postępowanie i tzw. psychologizm głównych osób dramatu z Lorim na czele.

Sprawa ta jednak była nieistotna, gdyż istotną stroną spektaklu było to, w jaki sposób odtwórcy głównych ról z Gustawem Holoubkiem na cze­le potrafili rozegrać ten konflikt pod względem aktorskim. A ponieważ zrobili to znakomicie, więc ten Pirandello z całą dobrocią swego in­wentarza został przyjęty z uznaniem.

Wprawdzie zakończenie sztuki - wprowadzenie do akcji dwóch pie­lęgniarzy z kaftanem bezpieczeństwa - wyglądało raczej na pomysł reży­serski, niż na scenę napisaną przez autora (nawet w Rzymie z epoki Pi­randella - zmarł on w r. 1936 - do internowania kogoś w zakładzie dla obłąkanych wymagana była przecież decyzja konsylium lekarskiego), ale to ostatecznie również nie było istot­ne. Ważniejszą rzeczą od treści sztu­ki, byli jej wykonawcy.

A oto obsada, która w sztuce pt. "Żeby wszystko było jak należy" - była jak należy: Gustaw Holoubek (Martino Lori), Andrzej Szczepkow­ski (Salvo Manfroni), Magdalena Za­wadzka (Palma Lori), Wojciech Po­kora (Markiz Gualdi), Wanda Łu­czycka (Babcia Barbetti), Maciej Da­mięcki (Carlo Clarino), Krystyna Ka­mieńska (Panna Cei), Karol Strasburger (Hrabia Bongiani).

Reżyseria Ludwika Rene, scenogra­fia Zofii Wierchowicz.

No a na zakończenie warto by jesz­cze dodać, że byłoby dobrze, żeby ta wizyta warszawskiego Teatru Drama­tycznego zapoczątkowała przyszłe dalsze wizyty na scenie Teatru im. Wyspiańskiego innych teatrów, tak z Warszawy jak i z innych miast. A czego nasza publiczność domaga się już od wielu, wielu, wielu lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji