Artykuły

Żar nocy letniej

Balet sprowadzony wyłącznie do roli wypełniacza klasycznych oper nie ma żadnych szans rozwoju, a mło­dym twórcom nie stwarza okazji do samodzielnej ekspresji i twórczych satysfakcji. Dlatego dobrze się stało, że w Teatrze Wielkim doszło do pre­miery baletowej, która stała się de­biutem choreograficznym młodych tancerzy tej sceny: Izadory Weiss, Be­aty Wrzosek i Pawła Mikołajezyka.

"Tańce świętojańskie" - bo tak za­tytułowano ten baletowy wieczór - pozwoliły też ujawnić się w pełni trzem talentom choreograficznym i scenograficznym. W części I ("Do­branoc") Małgorzata Suflata tworzy tajemniczy, a zarazem intrygujący plastycznie układ wysokich makiet - ludzkich sylwetek, niby drogowska­zów, niby nagrobnych pomników, a niby postaci z innego wymiaru. Z kolei w części III ("Lieder"), nieja­ko futurologicznej, Mariusz Szmytkowski buduje oryginalną wizję ja­kiegoś sterylnego i przyszłego świa­ta. Ustawia na scenie prostopadłościany, które symbolizują supernowo­czesne budowle. Scenograf zmienia co rusz ich układ, kolorystykę, oświetle­nie, niemalże kształt. Efekt tego jest niezwykły. Obie te wizje na scenie operowej tchną świeżością i urodą.

Ale autorką największej niespo­dzianki jest Izadora Weiss, 25-letnia tancerka, także absolwentka Akade­mii Muzycznej w Warszawie. To już właściwie w pełni ukształtowana osobowość choreograficzna. W każ­dym razie pokazała próbkę swoich niezwyczajnych zdolności, profesjo­nalizmu, wyobraźni i dynamizmu. Swoim tryptykiem (część IV wieczo­ru), który nazwała "Snami nocy let­niej", najlepiej uzasadnia tytuł całe­go przedstawienia. Jej choreogram bowiem wysnuty z marzeń o baleto­wej realizacji Szekspirowskiej sztu­ki, tak naprawdę jest snem wywie­dzionym z tanecznego obrzędu nocy świętojańskiej. Pulsuje więc eroty­zmem, marzeniem i żywiołową rado­ścią. Sen czerwony tryptyku jest szczególnie nabrzmiały uwodzicielskim pożądaniem i zarazem pragnieniem miłości. Wijące się i drgające w konwulsyjnym tańcu ciała młodych ko­biet, w czerwonych sukniach, ukła­dają się na kształt płomienia, który je pochłania, albo gorejącego kwiatu. One płoną potrzebą miłości i namięt­ności. W krótkiej etiudzie ukazana jest odwieczna walka płci. Mężczy­zna jest tu egoistą i zdobywcą, kobieta - delikatnym kwiatem, który ła­two więdnie bez odwzajemnionych uczuć. Ale samą zbiorowość kobiecą kreśli choreografka w barwach os­trych i drapieżnie. Kobiety są jak harpie, drapieżne koty, pajęczyce. Zniszczą samca, a potem znów będą jak ćmy płonąć samotnie ogniem po­żądania. W naturze mężczyzn tkwi zdobywca, w naturze kobiet - modli­szka, która wabi, chwyta i niszczy. Oczywiście Izadora Weiss mówi o tym z wyczuwalnym dystansem i ironią, nie całkiem serio.

Część ostatnia jej tryptyku - osza­łamiająco rozbuchana, rozedrgana, pulsująca i żywiołowa - to eksplozja tańca, ruchu i radosnej zabawy. To sceny pełne humoru i wizualnej uro­dy. Izadora Weiss z pomocą swoich tancerek prezentuje zindywidualizo­wany ruch, ale przecież zestrojony ze sobą, a ponadto zharmonizowany z charakterem wspaniale dobranej muzyki. Ten ruch pozwala wyrazić czytelnie stany psychiczne, nastrój chwili i sens działań postaci.

A na koniec powiem jeszcze jedno: Izadora Weiss chce i potrafi uwypu­klić kobiecość tancerek, cały ich wdz­ięk. Jakby na przekór temu, co widać w innych choreogramach tego wie­czoru i w innych przedstawieniach baletowych.

(Błażej Kusztelski)

W ubiegły piątek Teatr Wielki przedstawił premierowy spektakl, złożony z czterech bardzo różnych obrazów o różnym poziomie arty­stycznym. Pierwszy obraz - "Dobra­noc" - poruszał problemy transcen­dentne (wynikało to z komentarza je­go choreografa Pawła Mikołajczyka). Sposób ich przekazania przekraczał niestety moje możliwości percepcyjne. Nie potrafiłem np. odkryć w tym traktacie o życiu i śmierci sensu ob­nażania się tancerzy czy zbiorowego heteroseksualnego kontaktu z niebo­szczykiem... Trzeci obraz - "Lieder" (Barbary Gołaskiej) stanowi szla­chetną i wysmakowaną w swych ka­lejdoskopowych kształtach kompozy­cję tańca klasycznego, związaną kon­sekwentnie z piękną muzyką Richar­da Straussa.

Największy aplauz zyskał finał spektaklu - ,,Sny noce letniej". W swej czytelnej konstrukcji był jak­by "brykiem" wybranych fragmentów historii baletu. Pierwszy segment to ekspozycja baletowych możliwości narracyjnych - dowcipny skecz o sprawach damsko-męskich. Drugi nawiązywał jednoznacznie do ekspre­sji tańca wyzwolonego wielkiej Izadory Duncan. Trzeci był jakby dobro­tliwą, bajkową parodią "białego" ba­letu. Przemieszanie pryncypiów tań­ca klasycznego i modern, błyskotliwa zmienność układów i scen, tempo i żywiołowość ruchu, ściśle jednak kontrolowane i regulowane drama­turgią, sprawiały, że ludyczność emanująca ze sceny udzieliła się ca­łej widowni.

(Tadeusz Szantruczek)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji